Tytuł: "Zapach sianokosów"
Pairing: SasuNaru
Beta: Vanes, Ann
Gatunek: Obyczaj, romans, wieś
Długość: Miniatura, około 3 700 słów
Uwagi: Brak
„Zapach sianokosów”
— Naruto! Wstawaj leniu i jazda! — Kushina
wpadła do pokoju syna i bezceremonialnie ściągnęła z niego kołdrę, rzucając ją
na ziemię, po czym szybkim ruchem odsłoniła zasłony w oknach. — Raz, raz!
Śniadanie czeka, jak nie wstaniesz, pojedziesz głodny, jasne?
Zdanie
o jedzeniu podziałało natychmiast, bo pociecha państwa Uzumakich, w jednej
chwili otworzyła oczy i skrzywiła się z niesmakiem. Naruto przetarł twarz ręką
i usiadł.
—
Dobra, idę, no. Tylko nie drzyj się, co? — Łypnął na matkę zaspanym wzrokiem.
Wymacał pod poduszką telefon i zerknął na wyświetlacz, sprawdzając która
godzina.
—
Nie pyskuj, gówniarzu! I odłóż ten telefon, jak mówię do ciebie! Ani
krzty szacunku, do własnej matki, szczylu, nie masz! Won mi stąd, ale już! Już
piętnaście po piątej, zasuwaj, czas najwyższy! — Matka Naruto chwyciła się pod
boki, a chłopak widząc ją w tej pozie, wiedział, że za chwilę nastąpi
kataklizm, więc szybko ewakuował się do kuchni. Po drodze słyszał gderanie,
jakim to bałaganiarzem jest, jednak przemilczał te przytyki. Dzisiaj był wyjątkowy
dzień, mimo czekającej go pracy.
—
Witam, śpiochu! — zawołał wesoło Minato, jego ojciec, gdy on pośpiesznie zajął
swoje miejsce przy chyboczącym się stole. — Wcinaj, byle szybko. Mama chce
jeszcze izby ogarnąć, więc zapakuj sobie trochę na drogę, żebyśmy mogli zejść
jej z oczu najszybciej jak się da.
—
Jasne, tato. — Ziewnął przeciągle, nie trudząc się nawet, by zasłonić usta
dłonią.
Naruto jadł szybko, popijając posiłek ciepłym kakao. — Dobra, spadamy —
odezwał się po chwili, przełykając ostatni kęs. — Idę tylko się przebrać,
czekaj na mnie w stodole.
W łazience ochlapał twarz zimną wodą,
następnie założył koszulę w kratę i znoszone, mocno powycierane spodnie.
Ubranie mało eleganckie, jednak do koszenia trawy w sam raz. Zwłaszcza bladym
świtem, gdy wszędzie była rosa, a chłód poranka dopiero odchodził, ustępując
czerwcowym upałom.
Zresztą i tak nie przejmował się tym, co
ma na sobie. Już wczoraj wieczorem zapakował w plecak inne ciuchy, bo nie mógł
iść w zwykłej koszulce i krótkich spodenkach. Rodzicielka chyba by zawału
dostała, gdyby tylko go zobaczyła w czymkolwiek innym niż dres.
Wyszedł przed pobielaną wapnem chałupkę, w
której mieszkał i przeciągnął się mocno.
Podwórze przed domem pełne było gdaczących
kur, a z umiejscowionej nieco dalej obory dochodziło głośne ryczenie krów,
domagających się jedzenia i wydojenia. Minął szybko zabudowania ich
niewielkiego gospodarstwa, wiedząc, że matka wszystkim się zajmie.
—
Tato, jestem! — zawołał, otwierając szeroką, drewnianą bramę stodoły na oścież.
—
W końcu. Już, chodźże tutaj. Załadujesz wszystko co potrzebne na wóz, ja idę po
konia.
—
Dobra, a którego bierzesz? — spytał Naruto. — Może ten nowy się sprawdzi?
—
Ta, wezmę Kyuubiego. Tej narowistej bestii przyda się porządny wysiłek.
Jakieś
dwa tygodnie wcześniej, Minato i Naruto pojechali do oddalonej o kilka
kilometrów wsi, by kupić konia do pracy na polu, bo klacz była źrebna. Gdy
tylko weszli na pastwisko, Uzumaki od razu zakochał się w kasztanowatym
ogierze. Gospodarz ostrzegał ich przed jego trudnym charakterem, jednak Naruto
się uparł. Nie chciał żadnego innego, tylko tego. Potężnie zbudowany,
nieokiełznany a zarazem piękny, był dla niego ideałem. Przypominał mu kogoś i
za nic w świecie nie ruszył by się z miejsca bez tego konkretnego zwierzęcia.
Po długich namowach, ojciec w końcu uległ, a koń stał się ich własnością. Od
tej pory, Naruto często chodził do jego boksu i próbował przekonać go do
siebie, co nie zawsze mu wychodziło. Jedyną osobą, do której Kyuu miał
całkowite i zupełnie niewytłumaczalne zaufanie była Kushina. Przy matce, nigdy
nie pokazywał swoich złych cech i szybko zmiękczył jej kobiece serce. Naruto
miał przeczucie, że w relacji zwierzę - człowiek to podobieństwa, a nie różnice
się przyciągają.
—
No to dalej, czas ruszać. — Minato, przyprowadziwszy konia, szybko zaprzągł go
do wozu, a nastolatek wrzucił na pakę jeszcze zgrzewkę wody do picia. Gdy już
siedział, ojciec zajął się kierowaniem na odległe pole. — Wszystko jest? —
spytał, gdy opuścili gospodarkę, a Naruto tylko skinął głową, kładąc się na
twardych deskach.
Kilkanaście
minut później usłyszał głos ojca, pozdrawiającego ludzi, idących poboczem
drogi. Jedni prowadzili stada krów na łąki, inni szli, podobnie jak oni, do
pracy na swoich polach.
—
Młody! Wstawaj, koniec drzemki! — Minato zsiadł z wozu i odłączył konia,
prowadząc go w cień na skraju łąki.
Naruto z ociąganiem wstał i zeskoczył na
ziemię, uprzednio zrzucając kosy i grabie. Przez chwilę przyglądał się im, nie
mogąc uwierzyć, że żyjąc w dwudziestym pierwszym wieku, wciąż posługują się
narzędziami ręcznymi. Na rynku rolniczym istniało przecież mnóstwo maszyn
ułatwiających życie wieśniakom, jednak ich cena była niebotyczna. Mało kogo z
miejscowych było na nie stać. W Konosze tylko Uchihowie posiadali taki sprzęt.
Uzumaki wielokrotnie wymykał się z domu, by popatrzeć na ich pracujące machiny.
Uśmiechnął się sam do siebie, przypominając sobie jak zdołał namówić Sasuke, by
pozwolił mu wsiąść za kierownicę ogromnego kombajnu. Choć Naruto nie zamierzał
spędzić reszty życia w tej wiosce, to jednak taki sprzęt robił na nim wrażenie.
Potrząsnął głową przywracając się do porządku. Nie pora na wspominki.
Zerknął jeszcze na wyświetlacz komórki,
ale tak jak się spodziewał, nie miał zasięgu. Trudno, jakoś wytrzyma, choć
najchętniej zakląłby szpetnie. Dobrze, że chociaż znał dokładny czas.
Przeczuwał jednak, że minuty i godziny będą się wlec niemiłosiernie.
Po chwili, gdy ojciec wrócił, bez zbędnych
słów zabrali się do pracy. Szli obok siebie, w równym tempie machając kosami i
zostawiając za sobą pokosy świeżej trawy. Uzumaki z lubością wciągał powietrze,
rozkoszując się tym aromatem. Ciężka praca, która ich czekała, miała dla niego
chyba tylko ten jeden plus, że przynajmniej mógł do woli cieszyć się tym
zapachem. Z chwili na chwilę coraz bardziej rozpierała go energia i gdyby mógł,
to biegałby z tą kosą jak szalony. Niestety, musiał hamować swoje ciało, bo
taka euforia wydałaby się ojcu mocno podejrzana, a nie zamierzał głupio się
tłumaczyć, co ją spowodowało.
Koń
co jakiś czas prychał i parskał głośno, domagając się wody, a ojciec z synem
przemierzali kolejne metry, zbliżając się do końca pola.
Po około dwóch godzinach marszu z kosą, Uzumaki odczuł pierwsze oznaki
zmęczenia, a znajdujące się coraz wyżej słońce zaczynało grzać.
—
Przerwa? — spytał, zerkając na ojca, a ten potaknął. Naruto odrzucił ciążące w
dłoniach narzędzie i ruszył w stronę wozu aby usiąść w jego cieniu. Podwinął
rękawy koszuli, a po chwili na jego głowie wylądowało coś miękkiego. Ściągnął
to i zrozumiał, że tata rzucił mu mokry ręcznik, do odświeżenia się. Uśmiechnął
się do niego w podziękowaniu i szybko otarł pot z czoła. Napił się,
zaspokajając pragnienie, a następnie ściągnął przepoconą koszulę. Bezchmurne
niebo zwiastowało upał, więc nie będzie mu już potrzebna. Kolejny plus tej
harówki – równomierna opalenizna.
—
Niedługo przyjadą — mruknął Minato, przegryzając kanapkę. Naruto zerknął na
niego, w pierwszej chwili nie rozumiejąc, o kim mówi. Przecież to jeszcze tyle
godzin, zanim… Dopiero po sekundzie uświadomił sobie, że najwyższy czas, by
zjawili się pomocnicy. — Lepiej bądź gotów — mrugnął w jego stronę
porozumiewawczo.
Naruto
tylko westchnął cierpiętniczo. Sąsiedzi i dobrzy przyjaciele Uzumakich, państwo
Hyuuga co roku pomagali im w sianokosach, podobnie jak oni im przy wykopkach.
Tradycja ta trwała od niepamiętnych czasów, więc on sam nie miał prawa głosu,
by wyrazić swój protest. Nie to, że ich nie lubił. Cenił ich dobrą wolę i to,
że nie narzekali tylko wytrwale pracowali, nie bacząc na zmęczenie. Po prostu
komedia, która miała wkrótce się zacząć, była dla niego w tym momencie
cholernym utrapieniem.
Znów ta cała szopka, jak co roku, od kiedy
skończył lat dwanaście. Ale jeśli za każdym razem udawało mu się to przetrwać,
to tym razem też wytrzyma. Zresztą może w końcu wydarzy się coś, co zapobiegnie
temu wszystkiemu? Wątpił, ale karmił się nadzieją, bo szczerze dość miał już
tych podchodów i aluzji. Nie wiedział jednak, jak ma sobie z tym poradzić tak,
by nikogo nie urazić. Wpojone przez matkę zasady, że każdy z sąsiadów jest dla
nich niczym najbliższa rodzina, hamowały jego cięty język i próby zakończenia
raz na zawsze tego uwłaczającego przedstawienia.
Wieś, na której mieszkał mógł określić
jednym słowem - zadupie. A ludzie, którzy tu żyli byli tak zacofani, że
niekiedy bał się odezwać, by nie zostać osądzonym od czci i wiary. A gdyby jego
sekret wyszedł na światło dzienne, pewnie zostałby uroczyście spalony na
stosie. Wolał trzymać buzię na kłódkę i znieść to, co nieuniknione w ciszy.
Wytchnieniem i jedyną szansą na ucieczkę z
tego środowiska była dla niego szkoła, liceum, położona w odległym
kilkadziesiąt kilometrów dalej mieście.
O dziwo, sprzeciw, gdy powiedział, że
właśnie tam chciałby się uczyć, nie był tak wielki jak sobie wyobrażał. Tylko
Kushina rozpaczała, że zabraknie rąk do pracy i narzekała, że urodziła syna
marnotrawnego. Jednak poczciwy ojciec zapewnił go, że wszystko się jakoś ułoży.
Wiedział, że syn dusi się na tym pustkowiu, ale dyskusję z żoną wolał odbyć bez
jego obecności. Dał chłopakowi słowo, że zrobi wszystko co może, by przekonać
ją do tego pomysłu. Pragnął dla niego jak najlepiej, a miasto dawało mu szansę
na przyszłość.
Jeszcze tylko trochę, pomyślał, marząc już
o wrześniu i życiu z dala od tego miejsca. Miał pewność, że stypendium, jakie
oferowało liceum, starczy mu na najpilniejsze potrzeby, a dzięki internatowi
przy szkole, nie musiał martwić się o dach nad głową. Zaraz jednak przygryzł
wargę z lekkim zdenerwowaniem, bo nie wiedział czy tata cokolwiek wskóra, a
uciekać od rodziny nie bardzo chciał. Krajobraz Konohy łapał za serce, lecz brak
jakichkolwiek perspektyw stanowczo zniechęcał do przebywania tutaj dłużej niż
to konieczne. Wiedział, że jeśli wyjedzie, będzie tęsknił za rodzicami, ale
chęć wyrwania się z tej dziury była ogromna i był w stanie zmierzyć się z bólem
rozstania.
—
Już są. — Rozmyślania nad niedaleką przyszłością przerwał mu głos ojca. Naruto
spojrzał w kierunku odległej polnej drogi, dostrzegając nadjeżdżający wóz z
karym koniem. Z tyłu siedziało czworo ludzi, w tym Kushina. Usta chłopaka
wygięły się nieznacznie w delikatnym grymasie, jednak szybko pozbył się tej
miny. Nie wypada w końcu witać sąsiadów ponurym wyrazem twarzy.
—
Witojcie! — zawołał pan Hyuuga, zsiadając i pomagając zejść swojej małżonce
oraz starszej córce. Pani Uzumaki zgrabnie zeskoczyła z wozu, nie trudząc się
na powolne schodzenie. Pracy było sporo, liczył się przede wszystkim czas, bo
pogoda mogła zmienić się w każdej chwili.
— Cześć, Hinata. — Przywitał się grzecznie
Naruto, a dziewczyna zapłonęła ognistym rumieńcem. Uśmiech chłopaka nie sięgał
oczu i był całkowicie wymuszony, jednak ta chyba tego nie zauważała,
pochłonięta intensywnym myśleniem nad odpowiednią reakcją.
—
Cz-cześć — wyjąkała tylko cichutko, a pani Uzumaki widząc jej nieporadność
złapała ją pod ramię, prowadząc w kierunku syna.
„Zaczyna
się”, pomyślał Minato, widząc jak jego połowica prawie ciągnie za sobą niepewną
dziewczynę w stronę Naruto. Uśmiechnął się pokrzepiająco do niego nad
ramieniem Kushiny, ten jednak nie odwzajemnił gestu. Były zbyt blisko, wolał
nie ryzykować kolejnego wykładu jaki mogła urządzić matka, gdyby to dostrzegła.
Przy okazji oberwałoby się też ojcu, który nie pochwalał zachowania swej
połowicy, a ona doskonale o tym wiedziała. Jednak prym w ich układzie rodzinnym
wiodła właśnie Kushina. Liczyła też na to, że jeśli jej plan się powiedzie,
Naruto nie ucieknie do wielkiego miasta.
Matka
Naruto już dawno zaplanowała sobie, że on i Hinata staną razem na ślubnym
kobiercu. Widziała w młodej dziewczynie potencjał i chciała, by połączył ich
święty węzeł małżeński, który po czasie przyniesie jej gromadkę wnuków, bo jak
twierdziła, młoda Hyuuga jest wprost stworzona do macierzyństwa. Szerokie
biodra i obfity biust, w jej mniemaniu były idealne i za wszelką cenę chciała,
by syn dostrzegł jej urok. Wielokrotnie tłumaczyła mu, że korzyści z połącznia
ich dwójki będą wielkie dla obu rodzin i lepiej żeby przyjął to jak
mężczyzna, bo drugiej takiej ułożonej i oddanej kobiety nie znajdzie. I w sumie
miała rację, bo Hinata była jedyną jego rówieśniczką. Reszta populacji damskiej
tej wsi była albo za młoda, albo o wiele za stara.
Szkoda
tylko, że Kushina nie wiedziała o jednym malutkim drobiazgu. Mianowicie o tym,
że jej syna niekoniecznie kręciły cycki. Wolał płaskie powierzchnie klatki
piersiowej i nie oszukujmy się, penisy. Tak, Uzuamki był stuprocentowym gejem,
o czym wiedział tylko Minato. Ojcu ufał bezgranicznie i, w chwili swej
bezsilności, gdy zrozumiał kim jest, powiedział mu całą prawdę. Szkoda tylko,
że nie mógł zrobić tak samo z matką. Czułby się o wiele lepiej nie musząc jej
oszukiwać, a i ona może w końcu zaprzestałaby tych swoich prób swatania go z
Hinatą. Teraz jednak nie czas na rozmyślania, bo młoda córka sąsiadów stała tuż
przed nim, podtrzymywana przez panią Uzumaki w pionie i próbowała coś
powiedzieć.
—
Co? — spytał Naruto, bo z cichego tonu nie mógł nic zrozumieć.
—
Mówi, że chce iść pomóc ci przy okopiskach, idioto! — wrzasnęła matka chłopaka,
na co ten aż podskoczył. No tak, mógł się tego spodziewać, że ta spróbuje
wszelkich sposobów by zostali sam na sam licząc na to, że coś z jej marnej
intrygi w końcu wypali.
— Jasne. To jak? Idziemy? — Uzumaki poddał
się bez protestów, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Im szybciej pójdą, tym
szybciej będzie mógł się od niej uwolnić.
Dziewczyna
nic nie mówiąc, ruszyła za oddalającym się chłopakiem. Wgapiała się w jego
plecy, usilnie próbując zachować równowagę, jednak szybko bijące serce i
wrodzona nieśmiałość przynosiły skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego. Jej
długa, sięgająca ziemi workowata spódnica również utrudniała ruchy. Mówiąc
wprost, taka odzież zupełnie nie nadawała się do noszenia wśród wysokich traw,
bo tylko zaczepiała się o zielsko i kujące osty. Naruto jednak nie kwapił się z
podaniem dziewczynie pomocnej dłoni, by mogła zachować jako taką
równowagę. Wiedział, że jakikolwiek gest uprzejmości zostałby odebrany,
przez czujnie obserwującą ich Kushinę, jako przejaw zainteresowania, bądź co
gorsza, pomyślałaby, że się właśnie zakochał. O nie, do tego dopuścić nie mógł,
więc ignorował każde jęknięcie, które wydobywało się z ust koleżanki. Jakoś
musi sobie sama poradzić.
Skoro jakimś cudem udało jej się przeżyć
szesnaście wiosen, to chyba ktoś tam na górze nad nią czuwał. W końcu zdolności
Hinaty do przyciągania nieszczęśliwych wypadków były znane każdemu mieszkańcowi
i to właśnie dzięki niej szpital powiatowy dowiedział się o istnieniu ich wsi.
Po dotarciu na drugie pole Uzumakich,
Hyuuga przystanęła łapiąc oddech. Naruto nie komentował tej zadyszki, choć
zastanawiające było to, jak ktoś bez krzty kondycji wykonywał niezbędne roboty
w obejściu.
Naruto rozejrzał się wokół, ogarniając
wzrokiem rozrzucone wczoraj pokosy. Dobrze, że chociaż to, ojciec wykonywał
maszynowo, bo ręcznie chyba nie dali by rady. Przestał kontemplować widoki i
ruszył na skraj pola, gdzie przy rowie leżały zostawione wczoraj grabie i
widły. Podał jedne Hyuudze, choć wątpił, by ta pomogła mu na tyle, żeby
skończyć prędzej. Tutaj potrzebny był facet, a nie jakaś zahukana dziewucha,
psioczył w myślach, krzywiąc się.
Pracował za dwóch, bo Hinata kompletnie
nie nadawała się do dzierżenia ciężkich grabi. Zbyt krucha i gamoniowata,
wyrządzała więcej szkody niż pożytku, a on zaciskał zęby z frustracji.
Pocieszała go tylko jedna myśl, że podczas składania siana w kopki, żeby
wyschło, będzie mu towarzyszył ktoś inny. Znów zerknął na koleżankę, która
usilnie próbowała wytrzymać narzucone przez niego tempo. Współczuł każdemu, kto
kiedykolwiek zainteresuje się nią na poważnie, choć podejrzewał, że raczej
zostanie starą panną, która wraz z wiekiem zgrzybieje do reszty.
Grabił ściętą trawę w zgrabne, niskie
stosy, nie odzywając się ani słowem, chyba że dziewczyna o coś spytała.
Zbliżając się do końca, zmęczony i poirytowany jej nieustającym sapaniem,
przerwał pracę.
— Mogłabyś przynieść wodę? — odezwał się,
wkładając całą wolę w to, by na nią nie warczeć.
— J-jasne – zająknęła się i odrzuciła
narzędzie. Okręciła na pięcie i ruszyła ku wozowi, gdzie znajdowały się napoje.
On zaś usiadł opierając się o ułożony
wcześniej stos i odetchnął z niemałą ulgą. Choć kilka minut może spędzić w
samotności. Zerknął na wyświetlacz telefonu z zadowoleniem zauważając, że za
jakieś pół godziny przybędzie ten, na którego tak bardzo czekał.
Nieobecność
Hinaty przedłużała się, ale nic sobie z tego nie robił. Widział ją z oddali
jako niewyraźny punkt wśród reszty pracujących ludzi. Przynajmniej ma dłuższy
odpoczynek. Położył się na ziemi, zamykając oczy i wsłuchał się w świergot
ptaków. Kręcił się przez chwilę, bo w plecy kuły go ścięte dzień wcześniej
grube łodygi.
—
Jasna cholera! — zerwał się nagle na równe nogi, czując, że ktoś wylał mu na
twarz lodowatą wodę. Chyba przysnął, bo nie usłyszał nikogo, kto by się
zbliżał. Zaskoczony otrząsnął się i już miał zamiar wrzasnąć wściekle na
intruza, któremu zachciało się głupich numerów, gdy zamarł w pół słowa.
—
Cześć, młocie. — Cichy, opanowany ton dotarł do niego, a twarz od razu
rozjaśniła mu się w uśmiechu zadowolenia. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się
ostatnich kropli wody z kosmyków. Sasuke wreszcie się zjawił. Tak jak się
umówili, przyjechał w rodzinne strony, pod pretekstem pomocy w polu, a tak
naprawdę, by spotkać się z Uzumakim. Od zeszłego roku łączyła ich o wiele
bliższa niż koleżeńska zażyłość, ale była skrzętnie ukrywana przed innymi.
—
Draniu, wiedziałem, że jesteś pomylony! Ale miło cię znów widzieć, Uchiha. —
Zrobił kilka kroków w jego stronę, a gdy znalazł się dostatecznie blisko,
zerknął szybko przez ramię do tyłu, by upewnić się, że nie nadciąga Hinata.
Niebezpieczeństwa nie było, uśmiechnął się więc drapieżnie i zmrużył oczy, prawie
rzucając się na stojącego w nonszalanckiej pozie Sasuke.
—
Aleś ty napalony — skwitował Uchiha, obejmując go i szybko całując. Zaraz
jednak oderwali się od siebie, stając w bezpiecznej odległości, choć Naruto
świerzbiły ręce, by wcisnąć go w ułożone wcześniej siano i oddać się całkowitej
rozkoszy. Jednak nie mógł teraz tego zrobić, zbyt dużo osób kręciło się w
pobliżu. Musiał czekać, aż zostaną sami. Cieszył się jednak jak głupi, że znów
go widzi. Czekał na ten moment całe dziesięć miesięcy, żyjąc z dnia na dzień i
praktycznie nie rozstając się z telefonem. Tylko komórka zapewniała im kontakt.
— Widzę, że pozbyłeś się swojego balastu.
— Sasuke osłonił ręką oczy przed słońcem, wpatrując się w dal. — Ale niestety,
już wraca.
— Czyżbyś był o nią zazdrosny? — Naruto
przekrzywił głowę, przyglądając mu się zaczepnie.
—
Zazdrosny? O tę niedojdę? Chciałbyś. — Zbliżył się o krok, owiewając mu twarz
gorącym oddechem, od którego Uzumakiemu miękły kolana i dodał: — Jesteś mój.
—
Traktujesz mnie jak rzecz? — spytał przekornie Naruto, chyba tylko po to, by go
zdenerwować. Wiedział, że na żadne wyznania nie może liczyć, w końcu to Uchiha,
ale trochę podręczyć go może. — Chyba muszę przemyśleć, czy serio nie musisz
być zazdrosny. — Odwrócił się plecami do Uchihy i pomachał radośnie do Hinaty,
a ta z wrażenia upuściła trzymaną butelkę.
Mocny uchwyt na dłoni i silne pociągnięcie
jej w dół, spowodowało, że twarz pojaśniała mu w uśmiechu, czego brunet nie
mógł dostrzec.
—
Nie przeginaj, młocie. — Syk tuż przy jego uchu upewnił Naruto, że wszystko
jest po staremu. Sasuke zawsze był zazdrosny, choć nie bardzo miał ku temu
powody.
Po
chwili dołączyła do nich rozanielona i zakłopotana Hinata, a zaraz po niej
zjawili się rodzice jej i Naruto. Widząc Sasuke, Minato uśmiechnął się chytrze,
krzycząc:
—
No to dalej, młodzieży! Panie zadeklarowały, że zrobią pyszny obiad, więc jadę
je zawieźć do domu, a wy chłopaki do siana, raz, raz!
Naruto
zapłonął ognistym rumieńcem, na tę jawną prowokację, więc szybko schylił się,
podnosząc leżące grabie, ukradkiem zerkając na twarz Uchihy. Ten jednak stał ze
swoją zwykłą, obojętną miną, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.
— Zobaczysz, Naruto, wraz z Hinatą
przygotujemy twój ulubiony Ramen, będziesz zachwycony! — zawołała z diabelskim
błyskiem w oku Kushina, która chyba obrała strategię „przez żołądek do serca”.
Poniekąd był za to wdzięczny matce, bo przynajmniej zabierze tę upierdliwą
dziewuchę z dala od nich. No i przy okazji zje pyszny posiłek, a tym nigdy nie
pogardzi.
Sasuke nie dał po sobie nic poznać, jednak
Uzumaki dostrzegł lekkie zaciśnięcie szczęk na słowa jego matki. No tak,
pozory, że nic między nimi nie ma, to akurat umiał zachować, jednak Naruto znał
go na tyle, że potrafił wyobrazić sobie, co dzieje się w umyśle Uchihy. Pewnie
gdyby mógł, zabiłby ją wzrokiem i Naruto naprawdę żałował, że chłopak nie
posiada takiej zdolności. Po chwili nareszcie zostali sami, mierząc się czujnie
niczym dwaj drapieżcy. Na tylko sobie znany sygnał, zaczęli zbliżać się do
siebie powoli, ostrożnie stawiając kroki. Nie potrzebowali słów, wystarczył im
tylko wzrok, prześlizgujący się po sylwetce drugiego. Moment, dosłownie
jedną chwilę trwało, a starannie ułożony stos rozpadł się pod naporem dwóch
opadających na niego ciał.
— Uzumaki, czyżbyś jednak nie był głodny?
Ramen to twoje ulubione danie, prawda? — spytał Uchiha, wprost w usta chłopaka.
Niebieskie tęczówki lśniły blaskiem, a wargi ułożyły się do delikatnego uśmieszku.
— Odczuwam głód, ale zupełnie z innego
powodu. — Przekrzywił głowę, przyglądając mu się z przekorą, ciekawy jak
zareaguje na taką prowokację. — A Ramen i tak zjem — dodał, gdy brunet
wciąż się nie odzywał.
— Śnisz, młocie.
Naruto złapał Sasuke za koszulkę,
przyciągając do siebie, ignorując wcześniejszą uwagę. Ścisnął go rękoma w
pasie, chcąc mieć go jeszcze bliżej siebie. Po ułamku sekundy ich usta spotkały
się, a nieśpieszny i delikatny pocałunek wyrażał wszystko, o czym każdy z nich
myślał przez ostatnie kilka miesięcy. Tęsknota, smutek a zarazem radość, że
znów się widzą.
—
Długo zostajesz? — wysapał Naruto, gdy już oderwali się od siebie, zaspokoiwszy
pierwszą żądzę.
—
Nie.
—
Dlaczego?
—
Przecież wiesz, że muszę wracać. Pytanie powinno brzmieć, czy ty
wyjedziesz ze mną?
Naruto szybko wycisnął kolejną serię
pocałunków, bardziej natarczywych, namiętnych. Uniknął tym sposobem odpowiedzi,
jednak wiedział, że Uchiha i tak będzie drążył temat.
Dłonie Sasuke rozgarniały siano, lokując
się na pośladkach chłopaka, ugniatając je i masując, a już po chwili jego język
błądził po szyi Uzumakiego. Z ust blondyna wydobywały się ciche pojękiwania,
puls mu gwałtownie przyspieszył, a całe ciało wręcz krzyczało, by dotknął go
mocniej, dosadniej, głębiej.
Uchiha pragnął zatracić się, chciał żeby
czas się teraz zatrzymał, by już nigdy nie musiał wypuszczać Naruto objęć.
Obydwaj podnieceni do granic możliwości, z
trudem oderwali się od siebie, wiedząc, że jeszcze nie pora. Poza tym, wbrew
wszystkim co mówią inni, stóg siana nie jest najodpowiedniejszym miejscem na
seks. Kujące łodygi dostające się do miejsc niepożądanych skutecznie niszczyły
klimat chwili, o czym w poprzednim roku przekonali się, szukając ustronnego
miejsca w stodole.
— Sasuke — jęknął Naruto, a Uchiha
momentalnie przywarł do niego. To jedno słowo, jego imię, wypowiedziane tym
zmysłowym głosem, okazało się impulsem, na który nie mógł nie zareagować.
Siano, nie siano, łąka nie łąka, wiedział, że chce go tu i teraz, w tej chwili.
Niewygody przestały mieć znaczenie.
Pragnienie dotyku i czucia wzajemnej bliskości były priorytetem i nic nie mogło
tego zatrzymać. Blada skóra tuż przy śniadej, nakładające się na siebie wargi,
mocny uchwyt trzymający w stalowym uścisku drugiego i próby przejęcia
dominacji. Otumanieni przez bodźce, zatraceni w przyjemności, nie myśleli o
niczym poza sobą.
Urywane oddechy, zmrużone oczy, ręce
docierające w każde zagłębienia ciała i szaleńcze fale podniecenia przejmujące
kontrolę nad umysłem. Otoczenie się nie liczyło, ważne było tylko to, co się
między nimi działo.
Naruto był pewny, że odejdzie stąd po
wakacjach z Uchihą. Nawet jeśli zrobi to wbrew woli matki, mając świadomość, że
to ją skrzywdzi, nie zmieni zdania. Wiedział, że pogoń za szczęściem będzie
wymagać poświęcenia i był gotów je ponieść.
Nie mógłby żyć tutaj bez niego. Już nie.
Bo sianokosy pachną jak Sasuke, który jest esencją całego jego świata.
Cudowne! Dziwię się, że jeszcze nie ma jakichkolwiek komentarzy, no trudno.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tej historii. Nie przepadam za zwierzaczkami takimi jak krówki i świnki, więc jak tylko przeczytałam ' ryczenie krów ' to mówię sobie: Kurwa, tylko nie krowy, wypierdalam stąd i biorę się za coś innego.
Żeby nie było, nie jestem jakąś irytującą i żałosną panią z miasta, jestem tylko dziewoją, która mieszka na wsi, ale tu nie o to chodzi.
Podobało mi się to, że ojciec Naruto wiedział o orientacji seksualnej swojego syna. I jeszcze ten tekst Minato: a wy chłopaki do siana, raz, raz!
Idealnie dopasowany do sytuacji, dwuznaczny i palący w policzki, o takie coś mi chodziło. Podoba mi się.
/Riso
Ps. Mam w planach 'stworzenie' pewnej historii, właśnie o tej parze, więc jeśli mi się uda to z chęcią podrzuciłabym Ci link do bloga, byłabym wdzięczna, gdybyś zerknęła na niego, ale do tego to jeszcze troszkę :3
Hm... napisanie tego fika było okupione potem, łzami i krwią ;) Tak, to była istna męczarnia... Ale ok, napisany i nie ma już co marudzić. Cieszy mnie, że spodobało ci się jak przedstawiłam tutaj bohaterów :D A co do Minato - bardzo lubię gdy on wie o orientacji Naruto, bo wydaje mi się osobą, na którą Uzumaki zawsze może liczyć. Taaak...
UsuńLink do bloga? Spoko podrzucaj, chętnie zerknę, co tam nowego w sieci mamy do poczytania :D.
Pozdrawiam serdecznie :*
Witam,
OdpowiedzUsuńświetny, biedna Hinata nieszczęśliwie zakochana i Kushina która nie zauważa, że Naruto nie interesuje się Hinatą....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia