Dzisiaj prezentuję Wam drugi rozdział historii SasuNaru.
Zapraszam do czytania i komentowania. :D
Rozdział 2
Betowała: Vanes :*
Sasuke wstał zza biurka i wyjrzał na korytarz,
rozglądając się, czy w poczekalni nie czeka na niego żaden spóźniony pacjent.
Miał cichą nadzieję, że żaden nadprogramowy chory pupil nie popsuje mu planów,
bo dobrze pamiętał, że na dzisiaj był umówiony z Naruto, w celu odbioru przez
blondyna znalezionego psa. Nie widząc nikogo, cofnął się z powrotem do
gabinetu, porządkując papiery, dokumenty i chowając zdezynfekowane sprzęty do
szafek. Ściągnął z dłoni gumowe rękawiczki, wyrzucając je do kosza, i obrzucił
pomieszczenie uważnym spojrzeniem, sprawdzając, czy niczego nie pominął, po
czym wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Podszedł do ustawionego w kącie
poczekalni automatu z napojami, chcąc wypić szklankę wody. Sprawdził godzinę, z
zadowoleniem stwierdzając, że ma jeszcze trochę czasu do wyczekiwanego
spotkania.
—
Ekhm… Dobry wieczór? — dobiegł go spokojny głos zza pleców.
Powoli
odwrócił się, przyglądając się wysokiemu brunetowi, który nonszalancko opierał
się o ścianę. Nie usłyszał, kiedy wszedł, zbyt pochłonięty własnymi myślami.
Krótkie
przygładzone włosy i czarne oczy, które aż nazbyt czujnie go obserwowały oraz
beznamiętny wyraz twarzy, nie wzbudziły w Sasuke sympatii.
—
Dobry wieczór — odpowiedział po chwili, zastanawiając się kim, u diabła, jest
ten chłopak i co tu robi, bo nie zauważył obok niego żadnego zwierzęcia
wymagającego interwencji lekarza.
—
Ja miałem odebrać psa.
—
Jakiego psa? — spytał Uchiha, nie kojarząc go jako osoby, która kiedykolwiek
była u niego w klinice, a tym bardziej nie miał – oprócz pewnego owczarka –
żadnych psów pod opieką. Przypominając sobie o wilczurze, postanowił szybko
spławić przybysza, bo musiał iść sprawdzić, jak ten się czuje, no i przygotować
go do transportu. Odstawił trzymany w ręce kubek na stolik i, oddalając się,
rzucił:
—
Przykro mi, ale nie znam pana, a psa…
—
Przysłał mnie Uzumaki Naruto, jestem jego przyjacielem — wyrecytował, jakby
nauczył się tej wypowiedzi na pamięć. — Sai — dokończył po chwili, nie
zmieniając swojej postawy ani o jotę, jak również nie
wykonując żadnego gestu, by formalnie się przywitać.
Sasuke
zastygł w pół kroku po usłyszeniu tej informacji.
—
A dlaczego pan Uzumaki, nie stawił się osobiście? — Grał na zwłokę, bo myśl,
że ten dziwny, w jego mniemaniu
człowiek, odejdzie z owczarkiem nie napawała go optymizmem.
—
Ma pewne sprawy do załatwienia. — Sasuke wyczuł, że chłopak nie mówi mu całej
prawdy, starając się ukryć prawdziwy powód nieobecności Naruto, co tylko
dodatkowo go zirytowało. Wielki właściciel o skruszonym sercu się znalazł –
pomyślał weterynarz złośliwie. — Kazał przeprosić w swoim imieniu i podziękować
za opiekę, za co mu się dziwię, no ale
cóż. Kazał, to mówię — dorzucił jednostajnym, monotonnym tonem.
Uchiha
spojrzał krzywo na przybysza, co ten odebrał chyba jako niezrozumienie, bo
uporczywie wpatrując się w weterynarza, dodał:
—
Przecież to twój zakichany obowiązek, nie? Za co ci dziękować, skoro rachunki
wystawiasz? No chyba że zadowalasz się stekiem bzdurnych pochwał pod swoim
adresem.
Sasuke
zadrgała nerwowo żyłka na skroni po usłyszeniu tego stwierdzenia. Wziął głęboki
wdech na uspokojenie, bo czuł, że zalewa go fala ogromnej irytacji i już chciał
coś mu odpyskować, gdy przypomniał sobie, że wciąż jest w pracy. Musiał więc
odłożyć złośliwości na bok, stawiając na profesjonalizm. Niech no tylko spotka
tego palanta na ulicy, to już taki cierpliwy i miły nie będzie. Im dłużej
słuchał i patrzył na osobnika podającego się za kumpla Naruto, tym gorsze
zdanie na jego temat sobie wyrabiał, a składając razem to, że ten chłopak jest
„przyjacielem” Naruto i te „pewne sprawy” do załatwienia, uznał, że Uzumaki i
ten… ktoś, są najwyraźniej parą. Aż się wzdrygnął na tą myśl, składając
jednocześnie mentalne kondolencje blondynowi. Ale przecież jak rozmawiał z nim,
gdy przyprowadził do niego psa, to twierdził, że jest sam. Czyżby go okłamał?
Uchiha musiał wiedzieć więcej, bo te skrawki informacji na nic mu się zdawały,
a wzbudzały tylko dodatkowe wątpliwości.
—
Taa… — westchnął cicho Uchiha, bo sytuacja nieźle go wkurzyła. Liczył na chwilę
rozmowy z interesującym go blondynem, a w zamian co dostał? Jego beznadziejnego
kumpla, który sterczy przed nim w oczekiwaniu i najwyraźniej nie zamierza
odejść bez owczarka, zachowującego się bezczelnie i najwyraźniej zupełnie nie
przejmującego się tym, co inni o nim pomyślą.
—
Muszę zadzwonić do pana Uzumakiego, by to potwierdzić.
—
No to klops, bo nie zadzwonisz pan sobie. Naruto jest w pracy, kończy
przedstawiać miesięczny raport, bo klient dość sporo się spóźnił, przez co
wszystko się przedłużyło.
Uchiha
mimo oczywistej niechęci do nieznajomego skinął głową, na znak, że
zrozumiał. Co jak co, ale wolał nie
ryzykować wykonania telefonu, bo Sai mógł mówić prawdę, a on nie chciał, żeby
Naruto miał nieprzyjemności w pracy, gdyby przerwał mu zebranie.
—
Dobra, doktorku. — Sai nie należał
najwyraźniej do cierpliwych osób. — Idę do pracy na popołudniową zmianę, więc
skoro panu już skończył, to mogły się pan pospieszyć? Mi czas w miejscu nie
stoi.
—
Naprawdę? No co pan nie powie… — Sasuke spojrzał na niego kpiąco, po czym
dodał: — Wracając do meritum. Przyszedł pan po psa, tak?
—
Tak — przytaknął Sai. — Przecież nie na seks.
—
Idiota do potęgi — mruknął pod nosem weterynarz, a głośno spytał: — A smycz pan
ma? — Niewinne pytanie miało na celu odwleczenie momentu wydania psa, a również
najprawdopodobniej udaremnienie tej próby definitywnie, bo arogancja chłopaka
wkurzała go niemiłosiernie. Nieustannie napominał się w myślach, żeby nie
okazywać jawnej niechęci, był w końcu profesjonalistą i potrafił zachować
pokerową twarz nawet w najgorszych warunkach, więc teraz też wytrzyma.
—
Owszem. Kaganiec również.
—
W takim razie proszę za mną — wysyczał przez zaciśnięte zęby Sasuke, kierując
się do miejsca, w którym znajdował się pies, równocześnie zaciskając dłonie w
pięści ze złości.
Stojąc
pod drzwiami i szukając kluczy, usłyszał ciche warczenie wydobywające się z
pokoju. Uśmiechnął się chytrze sam do siebie, otwierając drzwi i puszczając
Saia przodem, na co brunet przystał z ochotą, zatrzymując się tuż przed klatką
z psem. W momencie, w którym schylił się, by dokładniej mu się przyjrzeć,
owczarek obnażył kły, warcząc coraz głośniej i szczekając zawzięcie. Sasuke
obserwując to z boku, uśmiechał się kpiąco, zastanawiając czy zwierzak będzie
potrzebował dobrego pretekstu, by odgryźć mu chociaż ze dwa palce. Zwierzak był
przebadany pod kątem wścieklizny, więc zbytnich komplikacji po ugryzieniu
Uchiha nie przewidywał, a nawet cicho żałował, że takowe raczej nie powstaną. W
każdym razie nie zamierzał okazać nieznajomemu litości, a nawet gotów był na
zakup jakiejś ogromnej kości, gdyby psisko faktycznie zechciał spełnić jego
mentalną prośbę o uszkodzenie ciała przyjaciela Naruto chociaż w drobnym
stopniu.
—
No to dalej, pakuj go pan. — Sai stanął obok klatki, zaplatając ręce na piersi
w oczekiwaniu.
Sasuke,
nie odzywając się ani słowem, podszedł do szafki, w której trzymał klucze od
klatek. i wrócił z zamiarem otwarcia kojca. Przechodząc obok Saia, nie
zaszczycił go nawet przelotnym spojrzeniem, całą swoja uwagę skupiając na psie.
Powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów, przekręcił kluczyk, wyciągnął kłódkę
i uchylił drzwiczki. O dziwo, pies zamerdał wesoło ogonem i wychylił łeb w jego
kierunku, domagając się pieszczot, a Sasuke skwapliwie mu je okazał, targając
go za uchem i klepiąc delikatnie po wielkim łbie. Chwilę później poczuł, jak
mokry jęzor zwierzaka przesuwa się po jego dłoni, a następnie pies przylgnął
całym bokiem do jego nóg. Uśmiechnął się delikatnie samymi kącikami warg na ten
gest, w dalszym ciągu głaszcząc miękkie futro.
—
Dobra, to teraz niech go pan poubiera w te wszystkie przyrządy i spadam stąd. —
Po tych słowach owczarek zwrócił ku niemu głowę, ponownie przyjmując agresywną
postawę. Uchiha był szczerze zdziwiony tym pokazem, bo przy nim nigdy się tak nie
zachowywał, jednak utrzymał na twarzy maskę obojętności, nie chcąc wdawać się w
kolejną beznadziejną dyskusję z czekającym mężczyzną. Wziął podany przez niego
kaganiec i delikatnie założył siedzącemu już grzecznie psu na pysk, który,
czując metalową obręcz, natychmiast podniósł łapę, próbując go z siebie
ściągnąć.
—
Spokojnie — szepnął Uchiha, gładząc sierść zwierzęcia, by go uspokoić. Potem
chwycił obrożę, zapinając ją wokół szyi i na końcu doczepił do niej smycz.
Wyciągnął jej koniec w kierunku stojącego nieruchomo bruneta, a ten, chwyciwszy
ją, szarpnął lekko, próbując zmusić psa do
wstania. Kolejne ostre warknięcie i brak reakcji na próby Saia tylko rozbawiły
Uchihę, który ze stoickim spokojem przyglądał się, jak ten, do tej pory
opanowany mężczyzna traci cierpliwość przy próbie zmuszenia psa do
posłuszeństwa. „Psy wyczuwają złych ludzi” przemknęło Sasuke przez myśl, gdy
widział, jak potężny pies za nic nie chce wyjść z pokoju. Postanowił
interweniować, bo miał już dosyć patrzenia jak zwierz się męczy.
—
Chyba nic z tego nie będzie — wypalił, teraz już nie kryjąc sarkazmu. — Nie
lubi cię.
—
Trudno.
—
Może lepiej, żeby pan Naruto sam po niego przyszedł? — zasugerował,
zastanawiając się, czy uzyska pożądany efekt.
—
Obiecałem, że go odbiorę, to odbiorę — zirytował się Sai, mocując się ze
smyczą.
Sasuke
tylko westchnął głośno na tą całą szopkę, którą miał przed oczami. Podszedł do
psa, kucając na wprost niego i klepiąc go uspokajająco, szepnął:
—
Idź, mały. Twój nowy pan na ciebie czeka.
Pies
przekrzywił łeb i podniósł uszy do góry, zupełnie jakby zrozumiał, co Uchiha
powiedział, a następnie wstał na cztery łapy i powoli ruszył do przodu. Sasuke
odprowadził ich do drzwi, patrząc, jak odchodzą. Co jakiś czas pies odwracał
się w jego stronę, jednak delikatne nawoływania Saia zmuszały go do ruchu. Po
chwili zniknęli mu całkowicie z oczu, a on sam wrócił do kliniki i usiadł na
krzesełku w poczekalni, a dając upust swojej złości i frustracji uderzył
pięścią w ścianę.
—
Pięknie. — Przyglądał się przez chwilę pulsującej bólem ręce, po czym wstał,
ściągnął fartuch i odwiesił go na wieszak. — Po prostu, kurwa, pięknie! —
wymamrotał, zamykając klinikę. Wszystkie jego plany i nadzieje trafił szlag.
Mrużąc wściekle oczy i w duchu układając listę najgorszych epitetów jakie znał
pod adresem Saia, ruszył chodnikiem w kierunku samochodu. To popołudnie
zdecydowanie mógł uznać za jedno z najgorszych w swoim życiu.
*
Naruto trzymał słuchawkę przy uchu i czekał, aż
osoba, do której dzwonił, łaskawie odbierze. Kolejna usłyszana informacja, że
„abonent jest w tym momencie nieosiągalny” tak go wkurzyła, że cisnął telefonem
na kanapę.
—
Na co się gapisz, demonie jeden? — mruknął w kierunku psa, który trzymał w
pysku jeden z jego butów. —Kyuubi, przestań! — dodał, choć wiedział, że pies i
tak nie posłucha.
Wzniósł
oczy do sufitu, wzdychając cierpiętniczo. Nie tak to sobie wyobrażał.
Posiadanie psa zawsze kojarzyło mu się z czymś… przyjemnym. Na pewno nie z tym,
co od jakiegoś czasu przeżywał w domu codziennie. Jak tylko zwierzak zadomowił
się u Naruto, pokazał swój charakterek. Brudził na każdym kroku, pochłaniał
ogromne ilości jedzenia, gryzł wszystko, co znalazło się w jego polu widzenia,
szczekał i warczał okropnie głośno na każdego, a na spacerach wyrywał się,
skakał na Bogu ducha winnych ludzi, a gdy tylko Naruto próbował nauczyć go
jakiejkolwiek komendy, jawnie go ignorował. Nie tak – według Uzumakiego –
powinna wyglądać wdzięczność. Tracił pomału nadzieję, że ich relacje
kiedykolwiek się poprawią. Jednak jego zawziętość i upór nakazywały mu
konsekwencję, bo skoro go przygarnął, to przecież nie wyrzuci go z powrotem na bruk. Ale lustrując wzrokiem pokój,
znów ogarnęło go zwątpienie. Poobgryzane rogi mebli, zrzucony na ziemię z
parapetu kwiatek, którego doniczka roztrzaskała się w drobny mak a ziemia
wysypała się dookoła. Dalej kilka dziurawych skarpetek leżało smętnie pod
ścianą, z której Kyuubi obgryzł i porozdzierał pazurami tapetę. Zerknął na
rozszarpane obicie fotela i wystającą żałośnie z niego gąbkę, przewróconą i również
pogryzioną mocnymi zębami półeczkę na płyty CD. Kolejną uszkodzoną rzeczą była
futryna od drzwi, z której zdrapał swoimi wielkimi pazurami farbę oraz porobił
głębokie i doskonale widoczne rysy. Całości obrazu nędzy i rozpaczy dopełniały
powyrywane i poprzegryzane kable od większości sprzętów elektronicznych, jakie
posiadał w domu.
Wesoła melodyjka, oznaczająca połączenie, wyrwała go
z rozmyślań. Rozejrzał się w poszukiwaniu wyrzuconego wcześniej telefonu, a gdy
go znalazł, wcisnął przycisk i rzucił z wyrzutem w głosie do słuchawki:
—
No nareszcie, już myślałem, że nigdy się nie dodzwonię! — Po tych słowach
musiał odsunąć aparat na nieznaczną odległość, bo głuchy w tak młodym wieku być
nie zamierzał.
—
… do matki?! — Usłyszał tylko końcówkę wypowiedzi, doskonale domyślając się,
jaki był jej początek.
—
No dobra, wybacz — przewrócił teatralnie oczami i dodał: — Mam problem.
—
Synku, skarbie, co się stało? — Zaniepokojona Kushina zmieniła ton natychmiast,
ignorując wcześniejsze denerwujące zachowanie
syna.
—
Czy tata ma w najbliższym czasie urlop?
—
Tak, za trzy dni będzie miał dwa tygodnie wolnego, ale nieważne , mów, jaki
masz problem, słyszysz? Gadaj natychmiast! — warknęła ostrzegawczo, tracąc
cierpliwość.
—
No… eee… — jąkał się, zastanawiając się, jak pokrótce wytłumaczyć, o co mu
chodzi. — Chcę wam kogoś przedstawić — palnął na wydechu, nie zastanawiając się
wcześniej, jak to może zabrzmieć.
—
Naprawdę, kochanie? — pisnęła zaaferowana matka. — To cudownie! Kiedy ślub?
Pewnie jest już w cięży, prawda? Inaczej na pewno nie zadzwoniłbyś do mamy,
prawda? Nic się nie martw, pomożemy wam, zobaczysz, wszystko się ułoży! —
zakończyła entuzjastycznie.
—
Mamo… — spróbował delikatnie wtrącić Naruto, uderzając się otwartą dłonią w
czoło z bezsilności.
—
No spokojnie, młody! Nie martw się, będziesz cudownym mężem i ojcem, tak jak
twój tata. Takie rzeczy ma się w genach!
—
Mamo! — krzyknął do słuchawki, mając dość jej wywodów. Uzyskując upragnioną
ciszę, dodał: — Chodzi o psa.
—
Psa? Jakiego, cholera jasna, psa?!
—
Owczarka niemieckiego. Długowłosego, jeśli już mam być konkretny. Znalazłem go
i postanowiłem przygarnąć — rzucił szybkie spojrzenie na, w dalszym ciągu
gryzącego bezlitośnie jego buta, psiaka.
—
Chcesz nam przedstawić psa, dobrze rozumiem?
—
Tak, dokładnie.
—
A po co w takim razie pytałeś, czy tata będzie miał urlop?
—
Bo… — znów się zająknął
—
Powiedz mi w końcu, co się tam u ciebie dzieje, bo zaraz stracę cierpliwość!
—
Remont — wyszeptał do słuchawki.
—
Co?
—
Potrzebny mi remont mieszkania! Ten potwór pół chaty mi zdemolował… — Kyuubi
chyba wyczuł, że rozmowa dotyczy właśnie jego, bo podszedł do Naruto, kładąc
swój wielki łeb na jego kolanach i wpatrując się w swojego pana ciemnymi
oczami. Uzumaki automatycznie zaczął go głaskać, choć minę miał przy tym nietęgą.
Z jednej strony pokochał go na amen, z drugiej zaś miał wrażenie, że jest to
uczucie nieodwzajemnione.
—
Jutro rano u ciebie jestem. Na razie — rzuciła Kushina i rozłączyła się.
—
No i co ja mam z tobą zrobić, hę? — zwrócił się do psa, odrzucając aparat na
bok i wzdychając ciężko. — Zaczniesz w końcu być posłuszny czy nie? — zadał
kolejne pytanie, a Kyuubi w tym momencie wskoczył na kanapę, obracając się na
plecy, ukazując brzuch i domagając większej ilości pieszczot. — Cholera, jestem
zdecydowanie za miękki… — stwierdził ponuro Uzumaki, spełniając niemą prośbę
psa.
Popieram Siv. Rozdział stanowczo za krótki i to mnie smuci. Szkoda mi w tym rozdziale Sasuke. Tak się napalił na spotkanie z blondynem a tu co? Guzik. Mało, że Naruto nie ma to jeszcze podesłał mu Saia. Huehuehue... Artysta uroczy jak zawsze xD. Przy nim nikt nie jest w stanie utrzymać nerwów na wodzy^^. Rozbawiły mnie przemyślenia Uchihy, że jeszcze by Kyuubiemu kość kupił jakby zechciał udziabać Saia. Cóż za złe fluidy wysyłał do psa xD. Później pewnie by umywał ręce jakby co xD. Rozmowa Kushiny jak zwykle genialna. Ta kobieta jest niesamowita :"D. Uwielbiam ją. Ciekawa jestem jak pociągniesz tresurę Kyuubiego :3. Dlatego nie zwlekaj tylko pisz nexta, buziole i weny :*.
OdpowiedzUsuńJaki fajny rozdział :3 Bardzo mi się spodobało.. Czekam na cd tego opowiadania :D
OdpowiedzUsuń