Proszę moi Drodzy oto kolejna historia SasuNaru. Pierwszy z (chyba) dwóch rozdziałów.
Tytuł: "Bo tak chciał los"
Długość: 1/2 (?)
Gatunek: Humor, romans, AU
Pairing: SasuNaru
Beta: Vanes, e.Q - Bardzo dziękuję obu za cierpliwość :*
Ostrzeżenia: Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się, tzn. czytacie na własne ryzyko ^^.
— Hej, Naruto! — Kiba przywitał się, wchodząc do pokoju. — Jak tam
randka? — spytał, upewniwszy się, że nikogo oprócz nich nie ma w środku.
Uzumaki, pochylony nad raportem, podniósł wściekłe spojrzenie na
kolegę. Kiba w lot pojął, że coś musiało się stać. Zamknął szybko drzwi,
odgradzając ich od przechodzących korytarzem pracowników. Pokój, w którym
pracował jego przyjaciel był umiejscowiony blisko recepcji, a to znaczyło, że
często kręcili się tam inni.
— Do dupy — westchnął ciężko, spuszczając nieco wzrok. — Kolejny
niewypał. Facet okazał się nudny jak flaki z olejem, a jego poczucie humoru
ograniczało się do sprośnych żartów. Gdy spytał, kiedy pójdziemy na numerek,
nie wytrzymałem i wyszedłem.
— Nieźle, Uzumaki! — zaśmiał się.
— Odwal się. — Naruto wiedział, że kumpel się naigrawa, ale nie był w
nastroju, by podchwycić wesoły ton.
— Przecież opowiadał ci żarciki, no to co się czepiasz? Ale czekaj,
czekaj. Do dupy mówisz? Czyli, że jednak coś tam było, hę? — poruszył
sugestywnie brwiami z wrednym uśmieszkiem na ustach.
— Kiba, grabisz sobie, kretynie! Do dupy, czyli beznadziejnie,
jarzysz?
— Dobra, dobra, nie irytuj się, tylko walnij sobie kubek melisy. Ech…
No skoro nie wyszło, to trudno, jego strata. Choć twoja w sumie też, widać, że
brakuje ci porządnego…
— Zamknij się, idioto!
— Przecież nic jeszcze nie powiedziałem, no!
— Taa… Inuzuka, idź już z łaski swojej, bo widok twojej gęby dobija
mnie jeszcze bardziej.
— Dobra, opowiadaj. — Kiba zrozumiał, że koniec z żartami, bo Naruto
serio zaraz wywali go za drzwi. — Wszystko od początku i po kolei. — Szatyn
usiadł na krześle przy biurku Uzumakiego. — I zostaw ten raport, do cholery! Od
trzech minut mamy przerwę, nie marnuj jej na pracę! — Założył ręce za głowę i, odchylając się do
tyłu, patrzył wyczekująco.
— Chwila, już, już. – Westchnął głośno, zbierając papiery na jedną kupkę i
odłożył na bok. — A opowiedzieć mogę ci po pracy. Wyskoczymy na piwo, pogadamy
na luzie...
— Tak źle było, że potrzebujesz alkoholu na zapomnienie? — Inuzuka
przechylił głowę, lustrując go spojrzeniem.
— Niestety… — Zrobił krótką pauzę. — To na pewno wina tej przeklętej
drabiny! Że też musiałem wysyłać w tym czasie sms-a! Gdybym tylko pod nią nie
przeszedł, na pewno wszystko poszłoby jak z płatka! Pieprzeni budowlańcy muszą
je rozkładać na środku chodnika! Co to ma być, do cholery, żeby tak niewinnych
ludzi na pecha chamsko narażać?!
Kiba przewrócił oczami, słysząc ten wywód. Uzumaki pod względem wiary
w przesądy i horoskopy bił wszelkie
rekordy. Nigdy nie wracał po zapomnianą rzecz tą samą drogą, nawet jeśli inna
była o pięć kilometrów dłuższa. Bał się jak diabli, że rozsypie sól, więc praktycznie
jej nie używał. Czarny kot przebiegający mu przez drogę gwarantował, że Naruto
odwróci się i zacznie przeklinać jak szalony, nie ruszając się na krok, a do
luster zbliżał się tylko na pewną odległość, żeby przypadkiem żadnego nie zbić.
Długo można by wymieniać jego fiksacje, ale Inuzuka jakoś się
przyzwyczaił. Znał go od kilku lat i przestał zwracać uwagę na jego wyskoki.
— Dobra, w takim razie po pracy. — Wstał, przeciągając się. Uzumaki
uśmiechnął się do niego z wdzięcznością. — To ja spadam, odwiedzę jeszcze Ino.
— Tym razem uważaj. Drugi raz Tsunade ci nie wybaczy, jak zobaczy, że
znów się obściskujecie! — rzucił do szatyna, wyciągając jednocześnie telefon z
kieszeni.
— Tobie chyba brakuje porządnego obściskiwania, skoro tak mi to
wypominasz. — Kiba pokazał Naruto język, jednak ten wlepiał już wzrok w ekran
komórki, kompletnie ignorując kumpla.
— Hej, mówię do ciebie! Przestań
ślepo słuchać tych idiotycznych porad, przecież to same bzdury są!
— Hę? – mruknął nieprzytomnie, nie przerywając czytać. — Tak, tak, idź
już. — Machnął ręką ze zniecierpliwieniem. — Ino czeka.
Po kilku chwilach Uzumaki znów usłyszał ciche
skrzypnięcie drzwi i, nie podnosząc głowy, westchnął cierpiętniczo. Chyba
Yamanaka poszła na lunch z resztą dziewczyn z biura i Kiba postanowił wrócić.
— Co jest, Inuzuka? Twoja blondyna zwiała i
zostawiła cię na pastwę losu?
— Nie, mój ty blondynie — rozległ się
sarkastyczny i wredny głos. — Przyniosłem ci dokumenty. Może jak zajmiesz się
pracą, skończysz ględzić o głupotach, co, Uzumaki? — Z hukiem trzasnął
trzymanym w ręku opasłym segregatorem o blat biurka.
— Sasuke, ty draniu! Puka się, idioto!
— Uważaj co mówisz, kretynie. Jestem od kilku dni
twoim przełożonym, więc hamuj ten swój niewyparzony jęzor. To ma być zrobione
na wczoraj, jasne? — Nie czekając na odpowiedź, Uchiha Sasuke, od niedawna
główny księgowy, odwrócił się plecami i opuścił pokój Naruto.
****
Sasuke, siedząc w pustym już biurze, trzaskał wściekle w klawisze
komputera, kończąc rozliczenie za poprzednie półrocze. Cisza i spokój ułatwiały
mu pracę, ale powoli miał dość. Wkurzał się, bo zdobył upragniony awans, ale
przybyło mu pracy i obowiązków. Nie żeby narzekał, że został doceniony, jednak
piątkowy wieczór wolałby spędzić poza firmą.
Nagły dźwięk biurowego telefonu
wybił go z rytmu. Już sięgał ręką do słuchawki, gdy uzmysłowił sobie, która
jest godzina. Przecież o tej porze nikt nie powinien dzwonić! Wahał się dłuższą
chwilę.
— Tak, słucham? — odezwał się, w końcu odbierając. Wychwycił grającą w
tle muzykę i gwar rozmów. Powtórzył pytanie nieco głośniej.
— Sasukeeee? — usłyszał lekko bełkotliwy głos i od razu domyślił się,
że należy do Naruto. — O matko, jak się ci-cieszę, że jeszcze tam jesteś! Ty
mój pracoholiku cudny! — zawył do słuchawki.
— Pogięło cię, młocie? — warknął z oburzeniem na to, jak został
nazwany.
— Nie, chyba nie… A czemu pytasz?
— Po cholerę wydzwaniasz do biura o tej porze?! — wściekł się,
przerywając mu szybko. Wstawiony Naruto, to gadatliwy Naruto, a on nie miał
czasu wysłuchiwać jego bredzenia.
— A no, bo… Cholera, zapomniałem. — Zapadła krótka cisza, a Sasuke
zacisnął szczękę, powstrzymując się przed nawrzeszczeniem na niego.
— Idiota.
— Ja jestem idio…? A wiem, pamiętam! — zaśmiał się nagle, znów
zmuszając Uchihę, by czekał, aż będzie w stanie się wysłowić.
— To mów! Nie mam całej nocy dla ciebie.
— Nie? Szkoda. — odparł lekko Naruto, zupełnie lekceważąc fakt, jak to
mogło zabrzmieć.
— Czekam, kretynie, pośpiesz się.
— Dobra już dobra! Dzwonię, bo nie pamiętam twojego numeru, Kiba też
nie, więc zadzwoniłem do biura. Bo mam prośbę do ciebie — wyrzucił na wydechu,
po czym czknął efektownie.
— Co? Czego znowu chcesz? — mruknął Sasuke, zastanawiając się, o co
może chodzić. Kilka razy miał już okazję wysłuchiwać dziwacznych próśb
Uzumakiego, co teraz nie bardzo by mu odpowiadało. Musiał przebrnąć przez tony
papierów, a nie spełniać jego zachcianki. Choć alternatywa, że mógłby wyrwać
się z biura, była kusząca.
— Bo widzisz, zostawiłem telefon w… eee… chyba w szu… szufladzie biurka, a jest piątek wieczór,
nie? Poszedłem na pi-piwio z… z… z Kibą i za-zapomniałem go zabrać, a będzie mi
potrzebny w wee… wee… w sobotę, no. M-mógłbyś go zabrać i eee… jutro mi oddać? Tylko wyłącz go najpierw! —
poprosił Naruto.
— Dobra. Przyjdź jutro po niego.
— Dzi-dzięki, Sasuke! Tylko weź wy-wyłącz go, okej? Je-jesteś
cudownyyyy! — zawołał przesadnie głośno.
— Tak, tak. Na razie. — Odrzucił ze zniecierpliwieniem słuchawkę na
szafkę, nie siląc się, by odłożyć ja na swoje miejsce. Zawracanie głowy o taką
bzdurę, zirytowało go jeszcze bardziej, niż samo przerwanie pracy.
Wstał zza biurka i poszedł do pokoju obok, klnąc pod nosem. Nacisnął
klamkę, a gdy drzwi ustąpiły, odszukał włącznik i zapalił światło. Podszedł do
miejsca pracy Naruto, szukając jego komórki. Lekko się zdziwił tym, że Uzumaki
nie zabrał jej ze sobą, bo z jego cichych obserwacji wynikało, że praktycznie
się z nią nie rozstawał. Otworzył pierwszą lepszą szufladę i wtedy ją
dostrzegł. Wyciągnął aparat i wrócił do siebie. Obejrzał go uważnie ze
wszystkich stron, zastanawiając się, co takiego Naruto ukrywał. Przecież to
zwykły telefon. Nic nadzwyczajnego. Żaden wypasiony super sprzęt, a prosty
telefon, bez zbędnych bajerów. Przygryzł wargę, tocząc wewnętrzną walkę, bo to
była dobra okazja, by wybadać blondyna.
Poczuł jakby delikatną ekscytację na myśl, że może dowiedzieć się
czegoś więcej niż tylko to, co słyszał do tej pory. Większość zdobytych
informacji pochodziła z biurowych plotek, zasłyszanych gdzieś na korytarzach,
gdy przechodził obok rozmawiających ludzi. Sam nie brał nigdy w nich udziału,
bo takie rzeczy były dla niego niezwykle wkurzające. Ale wśród sporej grupy
współpracowników nie dało się ich uniknąć. Niekiedy słyszał, że komentarze
dotyczą Uzumakiego i jego spotkań z innymi mężczyznami. Randki, które odbywał,
były numerem jeden do obgadania. Sporą grupę ludzi oburzała orientacja Naruto,
więc szeptane urywki nie zawsze były pochlebne, częściej były to prześmiewcze i
wredne słowa krzywdzące jego osobę.
Uchiha nie rozumiał czemu wszyscy robią wielką aferę z tego, że ktoś
umawia się na randki. Przecież każdy ma prawo do własnego życia i nikogo nie
powinno obchodzić to, że ktoś szuka partnera. Zresztą sam też chodził na
spotkania z innymi, więc nie widział w tym nic złego. Tyle że Sasuke był w
grupie ukrywającej swe preferencje, natomiast Naruto wręcz przeciwnie.
Bardziej racjonalna część jego umysłu ostrzegała go, że to poważne
pogwałcenie prywatności, ale ciekawość dosłownie go zżerała. Nacisnął przycisk
„kontakty”, pobieżnie przeglądając znajdujące się tam imiona. Nie zauważając
niczego ciekawego, postanowił poszperać trochę w skrzynce odbiorczej. Nie miał
zamiaru czytać jego sms-ów. Chciał tylko sprawdzić od kogo dostaje ich
najwięcej i z kim utrzymuje stały kontakt. Wdusił odpowiedni przycisk i szeroko
otworzył oczy, widząc, że cała pamięć urządzenia jest zapchana przez sms-y od…
wróżki. Lub wróżbity, bo pewny nie był. Nazwa kontaktu brzmiała „Horoskop”,
więc nie wiedział, kto te wiadomości wysyłał. Ale podejrzewał, że to zwykłe
oszustwo, bo większość serwisów oferująca takie subskrypcje wysyłała wiadomości
automatycznie. Zauważył kilka od siebie i dwie wiadomości od Kiby. Cała reszta
to horoskopy. Tym razem decyzję podjął szybko. Zastąpił kontakt wróżbity swoim
własnym, prywatnym. Tym, którego nawet Naruto nie posiadał, a tamten numer zablokował
tak, by wiadomości już nie docierały do adresata. Potem wyłączył telefon i
schował do kieszeni.
Pracując nad rozliczeniem, cały czas rozmyślał o Uzumakim. Chłopak
kojarzył mu się z osobą, która wie, czego chce od życia i potrafi dany cel
osiągnąć. Nigdy by go nie podejrzewał, że ufa w jakieś głupawe – jego zdaniem –
przepowiednie. Uśmiechnął się szatańsko, zadowolony, że w porę dostrzegł swoją
szansę. Wiedział, że to zakrawa na szaleństwo, ale przecież w każdym szaleństwie
jest metoda.
Musi tylko umiejętnie to rozegrać. Powoli i ze spokojem. Co prawda
znał Naruto na gruncie prywatnym, bo pracując razem, zdążył go trochę lepiej
poznać. Później gdy Kakashi przeszedł na emeryturę, on awansował i musiał się
przenieść do innego gabinetu.
Mimo że nie lubił imprez i spotkań towarzyskich, to parę razy zgodził
się – tylko ze względu na Uzumakiego – w nich uczestniczyć. Plotki towarzyszące
takim wypadom pozwoliły mu na poznanie go bardziej, niżby przypuszczał. Sam
Naruto, po spożyciu kilku kieliszków trunków wysokoprocentowych, stawał się
gadułą gorszą niż nakręcona katarynka. Ale o tym, co odkrył dzisiaj, nie miał
wcześniej bladego pojęcia. Naruto, skrywający sekret, że wierzy w porady
wyimaginowanych wróżek, okazał się dla niego sporym zaskoczeniem. W pewnej
chwili zastanowił się, czy to nie zakrawa na jakąś chorobę lub paranoję, ale
szybko odrzucił tę myśl. W końcu, jeśli udałoby mu się jakoś do niego zbliżyć,
to nie chciałby, żeby inni określali go mianem wariata. Odgonił natłok myśli,
skupiając się na papierach i jak najszybszym powrocie do domu. Potem będzie się
zastanawiał, co dokładnie zrobi.
***
Sasuke krążył niecierpliwie po mieszkaniu, oczekując wizyty Naruto. Z
samego rana wysłał już sms-a na jego numer, że dzisiejszy dzień rozpocznie od
spotkania, które może zaowocować w przyszłości. Niewiele spał poprzedniej nocy,
bo po powrocie do domu snuł plany jak rozegrać tę intrygę. Szukał wskazówek
nawet w Internecie, by zorientować się jak są sformułowane takie horoskopy.
Widząc ogólnikowe i beznadziejne porady, kilka razy był bliski pacnięcia się
czoło, pomstując na ludzką głupotę, że wierzą w takie bzdury. Po przejrzeniu
kilku stron i rozeznaniu się w formie i treści wysyłanych porad, wiedział, jak
będą musiały wyglądać jego sms-y, żeby Naruto nie zorientował się, że coś jest
nie tak. A tego nie chciał, choć nie wiedział dlaczego. Coś ciągnęło go do tego
upartego i wiecznie radosnego mężczyzny. Zachowywał się naturalnie, nigdy nie
udawał kogoś kim nie jest i to Sasuke mocno imponowało. Zależało mu na bliższym
poznaniu Naruto tak bardzo, a mimo to nie znał konkretnego powodu. Uknuta
intryga mająca mu w tym pomóc, szybko stała się dla niego ciężarem, z którym
prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć. Uzumaki jednak wart był lekkich
wyrzutów sumienia, a on sam nie wiedział co go podkusiło do tego
przedstawienia. Chyba był tylko jeden powód, o którym na razie wolał nie
myśleć. Stwierdził, że to proste, ale i tak będzie musiał uważać, bo przecież
Naruto wcale nie jest głupi i jeden błąd może przekreślić wszystko.
Teraz wystarczyło tylko czekać, aby Uzumaki przyszedł. Dzwonek do
drzwi położył kres tej udręce. Niech
rozpocznie się gra, pomyślał, kładąc dłoń na klamce ze złowieszczym
uśmiechem na ustach. Szybko przywołał się do porządku i stanął twarzą w twarz z
Uzumakim.
— Cześć, Sasuke! — zawołał wesoło Naruto, gdy tylko drzwi się
otworzyły. — Przyszedłem po telefon, tak jak się umówiliśmy.
— Cześć. Jasne, wejdź. — Uchylił szerzej drzwi, zapraszając go do
środka.
— Nie, nie chcę ci przeszkadzać! — Złapał się za kark speszony. Nigdy
nie był u Sasuke, choć pracowali razem już kilka lat. Po prostu chyba nie było
okazji, zresztą Naruto wolał się trzymać od niego z daleka. Przystojny brunet
sprawiał, że niekiedy zapierało mu dech. Prawdę mówiąc, przez kilka miesięcy
był w nim beznadziejnie zadurzony, ale nie dawał sobie nigdy żadnych szans.
Robił wszystko, byleby tylko wyprzeć ze swoich myśli jego obraz i pozbyć się
pragnień dotyczących Sasuke. — Wystarczy, że mi przyniesiesz i już znikam —
powiedział szybko, gestykulując rękoma, stojąc na progu.
— Przestań, młocie. Wyglądasz jak ktoś, kto natychmiast potrzebuje
porządnej kawy. — Zmierzył go ironicznym spojrzeniem. — Chyba ostro wczoraj
zabalowałeś, co? — zakpił.
Naruto zaśmiał się głośno, wchodząc w końcu do mieszkania Sasuke.
— No cóż, był pewien powód, żeby zapić… — W ostatniej chwili
powstrzymał się, przed powiedzeniem reszty.
— Właź w końcu, chodząca katastrofo.
— Aż tak źle wyglądam? — rozłożył ręce, a Sasuke na końcu języka miał
zdanie, że jak dla niego, to nawet po przepiciu wygląda świetnie. — No, skoro
nalegasz, to dobra. — Skapitulował pod zniecierpliwionym wzrokiem mężczyzny i
zrobił krok do przodu.
Ściągnął kurtkę, odwieszając ją na wieszak. Nie wiedział czemu przyjął
zaproszenie, chyba nie chciał, aby Sasuke się obraził. W końcu to on poprosił
go o pomoc, więc nieładnie teraz by się zachował, uciekając. Innym o czym
pomyślał, było to, że faktycznie od kilku dni Uchiha jest głównym księgowym, czyli
o szczebel wyżej niż on. Był zły jak diabli, że to nie on awansował, ale
postanowił, że szybko udowodni, że jest godny piastowania wyższego stołka.
Czy zatem nie odmówił, bo Sasuke jest teraz jego szefem? Nie, przecież jest weekend i poza biurem nie
ma nade mną żadnej władzy.
A może po prostu nie chciał
stracić takiej szansy? Przestań, zganił się w duchu, to niemożliwe.
Nieco spięty stanął w korytarzu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kac również nie
pomagał, ale priorytetem było w tym momencie odzyskanie telefonu.
— Idź do pokoju, twój telefon jest na stole. Pójdę zaparzyć kawę. —
Sasuke odwrócił się na pięcie i udał do kuchni, by zrobić napój.
Dyskretnie wyglądał przez drzwi w kierunku kanapy w salonie, by
zobaczyć czy Naruto włączył już telefon. Tak, czyta i uśmiecha się do
siebie. Uchiha odebrał to jako dobry znak. Błyskawicznie złapał za swój
aparat i wystukał na klawiaturze kolejną wiadomość, po czym ze stoickim
spokojem i niewzruszoną miną ruszył do pokoju, niosąc kubki.
— Kawa. — Postawił ją przed mężczyzną i usiadł naprzeciw w wygodnym,
miękkim fotelu.
Naruto podniósł nieprzytomny wzrok znad ekranu komórki. Sms-y, które
otrzymał od rana, nastroiły go pozytywnie. Pierwszy informował o wartym uwagi
spotkaniu, a kolejny, że upragniona miłość znajdzie go za jakiś czas, tylko
musi otworzyć się na ludzi. Przez moment zaśmiał się nad treścią drugiej
porady, bo zawsze był towarzyski i kontakty z innymi nie stanowiły dla niego
problemu.
Kiba się mylił, uważając, że to były głupie, wyssane z palca informacje.
Przecież przepowiedziano mu spotkanie, a przeczytał tę wiadomość, gdy już na
nim był. Więc to musi być prawda, a nie żadne bujdy! Oby tylko te przepowiednie
dotyczące miłości się sprawdziły, a będzie szczęśliwy. Spojrzał na Sasuke i
wyobraził sobie ich razem. Parsknął śmiechem na tę niedorzeczność, czym zwrócił
na siebie jego uwagę. Szybko zatuszował swój nagły wybuch wesołości, markując
kaszel.
— Dobrze się czujesz, młocie?
— Tak, to nic. Dzięki — odezwał się, uświadamiając sobie, że Sasuke
patrzy na niego podejrzliwie.
— Nie ma sprawy. — Uchiha wzruszył ramionami. — To jak już tu jesteś,
to może powiesz, co tam u ciebie? — zadał pytanie, chcąc rozpocząć
niezobowiązującą rozmowę. Postanowił, że najlepiej będzie wykazywać minimalne
zainteresowanie. Ważne, żeby powoli ich relacje ulegały zmianie. Co zapewne
będzie ciężkie do osiągnięcia, bo ich codzienne utarczki i złośliwości, z
których słynęli w biurze, stanowiły przeszkodę. Zresztą on sam, jako typ
samotnika, niespecjalnie miał ochotę stawać się nagle przyjacielski. Jednak
Sasuke wiedział, że wystarczy zarzucić haczyk, a Uzumaki, jako dusza
towarzystwa, w mig złapie przynętę. Przynajmniej powinien.
— W porządku. Nie narzekam na brak zajęć, zwłaszcza po pracy.
— A co zajmuje twój czas po pracy? — Na pozór niewinne pytanie
wzbudziło lekkie zmieszanie u Naruto.
— Wiele rzeczy — odparł wymijająco, próbując zyskać na czasie.
— Chyba wiele randek — kpiąco rzucił Sasuke, nim zdążył ugryźć się w
język.
— Nic ci do tego, draniu — prychnął Uzumaki. — Nie muszę ci się
spowiadać z mojego prywatnego życia! — odpyskował ostrzej niż zamierzał.
Zreflektował się po chwili, że przecież nie jest u siebie i nie wypada krzyczeć
na gospodarza. Ale to był odruch obronny. Jakoś nie uśmiechało mu się rozmawiać
z brunetem o swoim życiu uczuciowym, a raczej jego braku. Wystarczyło mu już udawać
głuchego na docinki i nie reagować na komentarze odnośnie swojej seksualności.
Choć to nie od niego je słyszał. Uchiha nigdy, jeśli w ogóle wiedział o jego
odmienności, nie wypowiedział się złośliwie lub kpiąco na ten temat. Częściej
darli koty o zwyczajowe biurowe sprawy: spóźnione raporty, błędy bądź
niedopatrzenia.
Lekko strapiony odwrócił wzrok, próbując dojść ze sobą do ładu, bo
naprawdę chciał zostać, a jednocześnie czuł się winny. Nie powinnien był tak naskakiwać na Sasuke.
Rzadko miał okazję być z nim sam na sam, na stopie prywatnej w dodatku
i wolał napawać się widokiem jego idealnej i smukłej sylwetki, niż toczyć wojnę
podjazdową, z jakiej słynęli w pracy. Wygodniej by było, gdyby rozmowa
dotyczyła neutralnych tematów, więc starał się za wszelką cenę unikać rzeczy
prowadzących do kłótni i awantury.
— Masz rację, nic mi do tego, ale może mi powiesz?
— O czym niby? — zmrużył oczy, próbując doszukać się ukrytej ironii,
jednak twarz kolegi nie zdradzała żadnych emocji.
— Może powiesz mi coś o sobie? Coś więcej, niż tylko to, co wiem z
biura?
— Mogę, pod warunkiem, że ty zrewanżujesz się tym samym — odparł
Naruto, bo fakt, że miał okazję lepiej poznać Sasuke, podziałał na jego
wyobraźnię. Szybko odgonił kłębiące się w głowie wizje i zaczął opowiadać.
Dyskomfort, jaki czuł w pierwszej chwili rozmowy, odszedł w niepamięć, kac
również, a on sam wyluzował się.
Sasuke słuchał uważnie, co jakiś czas zadając pytanie lub dopowiadając
jakiś komentarz. Bo w końcu te informacje były kluczowe.
Dowiedział się między innymi, że planuje przeprowadzkę bliżej centrum,
codziennie rano odwiedza bar Ichiraku i od kilku miesięcy pomaga starszej
sąsiadce, która podupadła na zdrowiu. Od jakiegoś czasu wieczorem jeździ
rowerem,[i]ot tak dla zdrowia [i/] jak to ujął, bo na siłownię nie ma
cierpliwości.
Niby nic nie warte strzępki opowieści, ale potrzebował ich, żeby plan poderwania
Uzumakiego za pomocą horoskopu odniósł sukces. Przynajmniej wiedział, w jakie
miejsca udaje się Naruto, a to już jakiś plus. Przecież zawsze może niby
przypadkiem się tam pokręcić i wpaść na niego. Stary i przewidywalny, a zarazem
sprytny sposób, by zawłaszczyć dla siebie smakowity kąsek. Polowanie czas
zacząć.
Z jednego kubka kawy zrobiły się trzy, a talerz wyciągniętych przez
Uchihę ciastek świecił pustkami. Uzumaki jako niezwykły łasuch na słodkości nie
pozostawił na nim nawet okruszka. Mimo drętwej atmosfery na początku, spotkanie
przebiegło zaskakująco miło i ciekawie.
Naruto chciał wyjść po godzinie, jednak ostry wzrok Sasuke zatrzymał
go w miejscu. Teraz był z tego zadowolony, bo to popołudnie w towarzystwie
Uchihy okazało się niezwykle interesujące. Na pewno nie był to czas zmarnowany,
jak obawiał się na początku. Śmiało mógłby przyznać, że przebywanie z Sasuke
niezwykle mu odpowiadało. Gdy ostre i wredne kpiny oraz szyderstwa przestały grać
pierwsze skrzypce podczas rozmowy, wszystko poszło gładko. Tematów, wbrew
pozorom, im nie zabrakło. Oczywistym było, że nie wyeliminowali wszystkich
uszczypliwości, jednak były one do zniesienia, a z niektórych wprost się
zaśmiewał.
Jednak nadszedł czas, by w końcu wrócić do domu. Niechętnie podniósł się
z miejsca i skierował do drzwi. Zerknął na zegarek i natychmiast przestał
myśleć o tym, żeby jeszcze zostać.
— To na razie. Dzięki za kawę — rzucił przez ramię, a Sasuke skinął
tylko głową, zamykając drzwi.
Naruto spojrzał przed siebie i westchnął. Zasiedział się u niego
stanowczo za długo. Sam nie wiedział, kiedy zleciały mu te wszystkie godziny.
Okazało się, że tematów do rozmów mają sporo, co po chwilowym zaskoczeniu
spowodowało lawinę słów, a czas pędził nieubłaganie.
Dochodziło popołudnie, a żołądek niemal przyrósł mu do krzyża podczas
wizyty u Uchihy. Następnym razem będzie musiał zaprosić go do siebie. Gdy tylko
o tym pomyślał, zatrzymał się w miejscu. Jaki następny raz? Żadnego następnego
razu nie będzie. Odruchowo położył dłoń na tylnej kieszeni jeansów. Telefon był
na miejscu, także nie miał żadnego pretekstu, by znów spotkać się z Uchihą. A
chętnie by to zrobił, bo pod tą skorupą wrednego dupka, Sasuke był niezwykle
interesującym facetem. Jego pełne gracji ruchy, tembr głosu oraz kilka drobnych
gestów, które przyuważył Naruto, obudziły w nim zapomnianą fascynację brunetem.
A raczej skutecznie uciszaną i zduszaną przez niego samego. Szybko skierował
się w stronę baru, by zjeść porcję ramen i zmienić tor myśli. Nie chciał
pakować się w coś, co nie miało żadnych szans na powodzenie, bo przecież Uchiha
stanowczo był poza jego zasięgiem.
Witam,
OdpowiedzUsuńno, no Sasuke zainteresowany sam blondynem, ciekawe co z tego wyniknie i czy Naruto zorientuje się że ten horoskop to jakiś lewy....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej ho!
OdpowiedzUsuńPrzybyłam zgodnie z obietnicą i, jak zawsze, się nie zawiodłam, bo Twoj styl i ogólny wydźwięk tego, co napisałaś, jest po prostu fenomenalny! Każde zdanie dopracowane do perfekcji, genialna fabuła i SasuNaru. Czego więcej chcieć? Ach! Twojego powrotu, rzecz jasna :D.
A teraz to, co najbardziej mi się podobało :).
„— Nie, mój ty blondynie” - już to zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że ci dwaj mają się ku sobie :D.
No i ten pomysł Uchihy! Sasuke! Ty intrygancie jeden! Oby tak dalej :D.
Ach! No kocham! I pędzę do kolejnych części :D.
Ściskam
Twoja R ♥.