14.12.2013

Miłość i wierność w pakiecie - 1/?

Tytuł: „Miłość i wierność w pakiecie”
Pairing: SasuNaru
Gatunek: AU, romans
Długość: 1/?
Beta: Katja 
Uwagi: Mój pierwszy dłuższy tekst SasuNaru
Ostrzeżenia: Brak


Tekst ze specjalną dedykacją dla Dity – męczyła mnie o coś dłuższego, motywowała, podpowiadała i goniła do roboty. (Dziękuję! :*)






Dźwięk dzwonka zaskoczył Sasuke. W ciągu miesiąca odbywał cztery dyżury nocne, a od dłuższego czasu nikt nie przychodził o tak późnej porze. Wyszedł z gabinetu na korytarz, zakładając na siebie fartuch i kierując się w stronę drzwi. Spojrzał przelotnie na zegar wiszący na ścianie. Piętnaście po pierwszej w nocy.
Otworzył drzwi kliniki, a pierwszym, co mu się rzuciło w oczy, był duży, popiskujący owczarek niemiecki. Dopiero po chwili zarejestrował, że trzyma go na rękach dobrze zbudowany, blondwłosy mężczyzna.
– Dobry wieczór! – odezwał się nieznajomy, wchodząc do środka, nie czekając na zaproszenie. – Mógłby pan spojrzeć na tego psa? Coś jest z nim nie tak, nie wiem co, nie znam się na tym.
– A co się stało? – spytał rzeczowo Uchiha, zauważając, że jedna łapa zwierzaka jest nienaturalnie wygięta. Nie uszło jego uwadze piękne umaszczenie i przeraźliwie smutne spojrzenie psa.
– Nie mam pojęcia. Wracałem z delegacji i zauważyłem go na poboczu, tuż przed wjazdem do miasta.
– Proszę do gabinetu – rzekł, idąc przodem. – Zaraz go obejrzę, panie…
– Naruto. Uzumaki Naruto  – przedstawił się, zerkając kątem oka na plakietkę lekarza, lecz nie udało mu się odczytać imienia drugiego mężczyzny.
– A pan to? – zdecydował się zapytać.
– Uchiha Sasuke – padła krótka odpowiedź.
– Gdy chciałem go zabrać, ani drgnął. Pomyślałem, że musi mieć jakiś uraz łapy, w przeciwnym razie raczej by uciekł.
– Rozumiem.
– Jak udało mi się wsadzić go do samochodu, cały się trząsł, biedaczek.
– Nic dziwnego – mruknął.
Sasuke skręcił w lewo, otwierając drzwi do gabinetu zabiegowego. Naruto szedł za lekarzem, posapując z wysiłku. Pies był ciężki, a spory kawałek już go niósł, szukając gabinetu weterynaryjnego otwartego w porach nocnych. W wyznaczonym pomieszczeniu ułożył  psa – z drobną pomocą Uchihy – na specjalnym stole. Głaskał zwierzaka po łbie, czekając, aż doktor włoży rękawiczki i przygotuje sobie potrzebne narzędzia. Troszkę go przerażały te wszystkie przyrządy, metalowe i lśniące, wydające głuchy odgłos przy uderzeniu jednego o drugie. Nie wiedział,  jak się nazywają i do czego służą. I nie był pewny, czy chciał się dowiedzieć. Dziwny dreszcz niepokoju przebiegł mu po plecach, kiedy obserwował weterynarza. Kamienna twarz, surowe oblicze i nieprzenikniony wzrok przywodziły mu na myśl psychopatę z horrorów. Otrząsnął się, besztając się w myślach. Za dużo filmów i już umysł podsuwał mu dziwne wyobrażenia. Żaden z niego szaleniec, tylko profesjonalista – podsumował, kończąc spekulować o głupotach. Z drugiej strony, Naruto uznał, że lekarz jest wyjątkowo przystojny. Kruczoczarne włosy, okalające bladą twarz kontrastowały z wyjątkowo bladą cerą, a czarne oczy i jasnoróżowe, wąskie usta dopełniały całości.
– Proszę się trochę odsunąć – powiedział brunet, chcąc zacząć badanie. Naruto posłusznie cofnął się, nie za daleko, chcąc mieć oko na to, co będzie się działo.
Sasuke zaczął od założenia osłony na pysk, zabezpieczając siebie i drugiego mężczyznę przed atakiem, w razie gdyby pies, czując ból, chciał ugryźć. Obejrzał oczy i uszy, powolnymi ruchami zjeżdżając na tułów, dotykając kolejno kręgosłupa, żeber i podbrzusza. Potem delikatnie wymacał tylną nogę, a słysząc ciche popiskiwanie, przestał. Poklepał psa uspokajająco, i uzyskując zamierzony efekt, spróbował ponownie.
– Ma zwichniętą tylną łapę. Na szczęście nie jest złamana – poinformował Uzumakiego.
– Uff… – odetchnął z ulgą Naruto. – Dobrze, że to nic gorszego. Nawet pan nie wie, jak się czułem, gdy cały czas popiskiwał.  A jego oczy były takie smutne. No normalnie nie wytrzymałem i zabrałem go ze sobą. Martwiłem się tylko, czy znajdę gdzieś weterynarza, który się nim zajmie, bo sam nie dałbym rady. Dobrze, że nie musiałem czekać do rana. Miałbym nockę z głowy ze strachu, że może nie przeżyć. A to przecież taki piękny pies!
Weterynarz spojrzał na niego, unosząc brew. Rzadko miał okazję poznać kogoś, kto tak martwi się o bezpańskiego psiaka. Częściej miał styczność z ludźmi, którzy prosili lub wręcz żądali uśpienia pupila, bo mieli dość zajmowania się nim. Takim dosadnie mówił co o nich myśli, nie bawiąc się w uprzejmości i wypraszał z lecznicy, przejmując na siebie odpowiedzialność za znalezienie niechcianym zwierzakom, nowego domu. Współpracował z jednym schroniskiem, więc nie musiał się martwić, że uzyska odmowę. Wystarczył jeden telefon do jego znajomego z czasów studiów – Nejiego – i stworzonka miały zapewnioną opiekę.
– I co teraz? – Naruto stanął obok, nerwowo wyłamując sobie palce. – Musi go nieźle boleć.
– Domyślny jesteś – ironicznie podsumował Sasuke, sprawnie zakładając  opatrunek usztywniający, a następnie  dał mu zastrzyk przeciwbólowy. Widząc, że zwierzak nie przejawia oznak agresji, zdjął mu kaganiec, sprawdzając uzębienie, by określić wiek.
– Ma jakiś rok… – odezwał się Sasuke, lekko zirytowany ciągłym gadaniem Naruto. – Samiec. Widać, że jest zaniedbany. Jednak miał właściciela, bo wciąż ma obrożę. Zmechacone futro, brak połysku… Leczenie będzie długotrwałe, bo pewnie brakuje mu mnóstwo witamin i składników mineralnych…
­– Ale da się coś z tym zrobić, prawda? – Naruto podszedł do leżącego psa, delikatnie dotykając sierści.
– Po pierwsze, musi wydobrzeć mu łapa. – Odwrócił się w stronę biurka, wyciągając z szuflady kartkę. Pochylając się, zaczął pisać. – Następnie zadbamy o jego kondycję. Zrobimy badania i jeśli zajdzie potrzeba, przepiszę odpowiednie leki. – Mówił, nie przerywając pisania. – I trzeba będzie zadzwonić do schroniska, żeby miał gdzie spać.
– Do schroniska?!  – Naruto prawie wrzasnął, a Uchiha wzdrygnął się mimowolnie od nadmiaru decybeli. Pies poruszył się niespokojnie, unosząc łeb i zwracając oczy w kierunku jego wybawcy. Naruto zreflektował się, że chyba trochę przesadził i dodał już ciszej:
 – Nie ma mowy! Zabieram go do domu!
Sasuke spojrzał na niego ze zdziwieniem. Widząc, jak niebieskie oczy lśnią, wpatrując się w psa, wiedział, że mówi poważnie. Nie kwestionował tej decyzji, uśmiechając się delikatnie samymi kącikami ust.
– W takim razie proszę się zastanowić nad imieniem. – Obojętny, profesjonalny ton  nie zdradzał radości, że owczarek  właśnie znalazł nowy dom. Jednak Sasuke, weterynarz z powołania, kochał zwierzęta i nie mógł patrzeć na ich krzywdę. Zawód wybrał świadomie, na przekór rodzicom, którzy chcieli, aby przejął firmę rodzinną. Jednak postawił na swoim, studiował weterynarię, zatrudnił się w lecznicy, by nabrać doświadczenia, a gdy już je zdobył, postawił wszystko na jedną kartę, otwierając własną klinikę dla zwierząt. Ryzyko nie tylko opłaciło się, bo dobra opinia o nim z dnia na dzień, wraz z ilością zadowolonych klientów, znacząco rosła i umacniała jego pozycję najlepszego w mieście weterynarza. Nie bał się ryzykować i podejmować drastycznych kroków, byleby tylko cierpiące zwierzę wyzdrowiało i stanęło na nogi. Wyspecjalizował się w operacjach skomplikowanych złamań, pomagał wszystkim po wypadkach, od  kotów i psów po dziki, jelenie i węże. Starał się ze wszystkich sił. Jednak mimo najszczerszych chęci niekiedy zdarzały mu się przypadki, w których nie mógł nic, kompletnie nic zrobić. Smutne wiadomości starał się przekazywać właścicielom zwierząt profesjonalnie, choć niejednokrotnie zdarzyło mu się zwątpić w swoje umiejętności. Wiedział, że to nie jego wina, jednak niemoc jakiej doświadczał cholernie go frustrowała. Po każdym takim zdarzeniu  siadał przed komputerem i przez długie godziny szukał informacji, kursów, kolejnych szkół bądź specjalistów, potrafiących poradzić sobie z tym, z czym on sam nie mógł. Konsekwentnie zdobywał wiedzę mogącą rozwiązać problem, na którym poległ. Kochał zwierzęta od kiedy był dzieckiem. Nigdy nie potrafił przejść obojętnie obok głodnego kota, psa, a nawet gołębia. Często przyprowadzał do domu bezpańskie zwierzaki. Wiedział, że rodzice nie pozwolą mu ich zatrzymać, ale jego celem było zapewnienie im choć jednej spokojnej nocy, pełnej miski i zwykłego spokoju. Szukał dla nich właścicieli, nie dopuszczając możliwości, że znów wylądują na bruku. Zazwyczaj mu się udawało, jednak kilka razy faktycznie był zmuszony odprowadzić zwierzęta do schroniska. Gdy tylko zaczął dostawać kieszonkowe, połowę z tego przeznaczał na różnorakie karmy, miski i miliony innych rzeczy, których brakowało w schroniskach.
– Proszę – zwrócił się do niego, wręczając mu plik kartek.
– Co to? – spytał Uzumaki, czytając.
– Zalecenia, jakie będziesz musiał stosować przy opiece nad nim. I recepta.
– Ach. Dzięki. W takim razie, zabieram go i nie będę już przeszkadzał.
– Musi zostać na obserwacji. Dopiero, gdy wydobrzeje, będzie można go stąd zabrać. Ale pan może już sobie iść. – Znacząco spojrzał na blondyna.
– Co? – zdumiony zawołał. – Jak to iść? A co z psem?! Mam go tu zostawić samego?! I ty nazywasz siebie lekarzem?! Przecież…
Żyłka na skroni Sasuke zapulsowała niebezpiecznie. Chyba pierwszy raz w swojej karierze spotkał kogoś, kto zarzucił mu brak kompetencji.
– A kto powiedział, że zostanie tu sam? – spokojnym tonem spytał Uchiha, przerywając  wywód chłopaka. – I tak, nazywam siebie lekarzem, w końcu po to się kształciłem, żeby nim zostać. – Nie spuszczał z niego wzroku, mrużąc oczy niebezpiecznie. – Pies zostaje, czy ci się to podoba, czy nie. – Płynnie przeszedł z nim na „ty”, porzucając formalny ton. Obserwował uważnie, jak Naruto spina się i szybko dodał: – Musi wypocząć. Jesteś zbyt  zdenerwowany, by go zabrać. Twój niepokój przeniesie się na niego i tylko go zestresuje. Tutaj nic mu nie będzie.
– Ale jutro chciałbym go już zabrać. – Naruto twardo wpatrywał się weterynarza.
– Jeśli jego stan zdrowia do jutra się poprawi, to nie widzę problemu.
– A jeśli nie?
– Wtedy zostaje tutaj. Chyba chcesz dla niego jak najlepiej, co? – W jego głosie zabrzęczały ostrzejsze nuty. Ten facet zaczynał go wnerwiać.
– Oczywiście! – z oburzeniem sapnął Uzumaki. – Zabiłbym dziadygę, który zgotował mu taki los! – dodał z mocą, uderzając pięścią o otwartą dłoń. – Przecież to piękny i mądry pies! Jak można dopuścić się takiej bezduszności wobec istot, które nie mogą się nawet bronić?!
– Tak. Zgadzam się całkowicie. – Sasuke, pogładził psa po pysku uspokajająco, a następnie delikatnie chwycił go z zamiarem umieszczenia w specjalnym kojcu. Przygotował mu wodę i karmę, ustawiając miski blisko pyska. Czworonóg zabrał się do jedzenia, a weterynarz w tym czasie zamknął drzwiczki na zasuwkę i założył małą kłódkę.
 – Jeśli masz jeszcze chwilę czasu, to założymy mu kartę i książeczkę, chyba że chcesz już iść to zrobimy to następnym razem.
– Nie, spoko. – Wzruszył ramionami. – Nikt na mnie w domu nie czeka, więc możemy teraz. – Usiadł na krześle przy biurku, cały czas zerkając na psa. – Apetycik to on ma – dodał, widząc jak w szybkim tempie z miski znika pokarm.
– Też byłbyś głodny, siedząc nie wiadomo ile czasu na dworze, ze zwichniętą nogą. – uśmiechnął się kpiąco Sasuke, przez co Naruto poczuł się jak idiota.
– Racja. – Podrapał się po karku, chcąc ukryć zmieszanie.
Sasuke, zajmując miejsce naprzeciw, zajął się szykowaniem odpowiednich dokumentów. Co prawda  nie musiał zakładać karty pacjenta, jednak uznał, że to jedyny sposób, by zatrzymać tego hałaśliwego człowieka chwilę dłużej. A że przy okazji mógł poznać jego adres? No cóż, chciał w razie czego pod pretekstem odwiedzin psiaka, spotkać się z właścicielem. Przystojnym właścicielem, dodał w myślach, analizując kątem oka  jego wygląd zewnętrzny.

Po uzupełnieniu papierków, zdobyciu numeru telefonu – w celach czysto zawodowych, jak określił – i dowiedzeniu się kilku ciekawostek o życiu Naruto, odprowadził go do drzwi i pożegnał, życząc dobrej nocy. Rozgadany i bezpośredni blondyn wywarł na nim, wbrew pozorom, pozytywne wrażenie. Zastanawiał się, jakie są jego preferencje, bo obserwując go podczas wizyty, kilka razy zauważył, że wzrok mężczyzny zatrzymywał się na nim na dłużej. No cóż, sam też przyglądał się mu z zaciekawieniem, lecz robił to bardziej dyskretnie. Potrząsnął głową, odrzucając te myśli. Zaczął porządkować gabinet, a zbliżywszy się do kojca śpiącego psa, uśmiechnął się pod nosem. No tak. Dzięki niemu będzie jeszcze miał okazję spotkać się z Uzumakim. 

17 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację i polecam się na przyszłość :* (Poczułam się miło połechtana. No dobra, nosem rysowałam sufit XD). Więc tak, jak pisałam wcześniej opowiadanie wpasowało się w mój gust. Kocham zwierzęta, a szczególnie psy. Uchiha idealnie nadaję się do roli doktora. Rzeczowy, stanowczy, małomówny i profesjonalny jak zawsze. Naruto z tym swoim zaaferowaniem - wspaniały. Prawie widziałam jak się nadyma gdy okazuje się, że pies musi zostać. Swoją drogą Uchiha jest wyjątkowo przebiegły. Już załatwił sobie numer telefonu i adres Uzumakiego (liczę na gorące sceny XD). Z drugiej strony nic innego nie można się było po nim spodziewać. Uchiha zawsze ma plan, a jak już kogoś namierzy to nie ma przebacz. Czasem myślę, że nawet heteryka by uwiódł:D. Oby więcej długich tekstów:). Pozdrawiam gorąco i weny.

    P.S. Znalazłam jedną literówkę, ale tak to nic nie zauważałam :****

    "...Apetycik to ona ma – dodał, widząc jak..." - miało być "on".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :*:*:*:*:*:*
    Gorące sceny - będą (kiedyś :D)

    Ach, no i literówka - poprawiona.
    Mission completed :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli planujesz później to mają być mega gorące, by wynagrodziły czekanie :D

      Usuń
  3. Oj dziewczyny, nie wiem w której kolejności podziękować - Tayli za zaserwowanie nam tak cudownego pierwszego rozdziału, czy Dicie, która ją do tego zmotywowała (swoją drogą, Dito nieładnie! Ja czekam też na nowy rozdzialik któregoś z twoich opowiadań). W każdym bądź razie jestem zachwycona! Naprawdę podoba mi się początek tej historii i mam nadzieje, że dalej będzie jeszcze lepiej (trzymam za to kciuki)!
    I zgadzam się z Ditą, że Sasuke to jednak Sasuke i on zawsze ma jakiś plan! Uchihy chyba już tak mają ;)
    Podoba mi się też również to, iż mimo wszystko nie postawiłaś ich pierwszego spotkania na ostrzu noża, co niespecjalnie lubię. Fakt mała wymiana zdań była, ale za to mistrzowska ;)
    A więc bardzo cię proszę kochana o to, abyś jak najszybciej dodała kolejny cudowny wpis do tego opowiadania.
    Dlatego też ślę ci mnóstwo weny i pozdrawiam serdecznie :*
    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuj, nie dziękuj tylko poganiaj bo leń ze mnie niesamowity :P A co do tekstów Dity to nie martw się, niedługo coś się pojawi! Skora ja dałam rozdział to ona w zamian pięć napisze hehe :D (Zemsta jest słodka!) Teraz moja kolej na poganianie.
      Też nie lubię gdy na pierwszym spotkaniu od razu skaczą sobie do gardeł.
      Serdecznie dziękuję, że przeczytałaś i skomentowałaś.
      Ciąg dalszy będzie na pewno. Nie wiem kiedy ale na pewno.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. No co ty, nie ma za co dziękować - czytałam z przyjemnością. Bardzo mi się podoba styl pisania twój, czy Dity - niestety jeszcze mi do was daleko :(
      A co do naszej pani Figter to chyba też jej się przypomnę bo zaniedbuje nas - czytelniczki ;)
      Ale na drugi rozdział u ciebie też będę czekała z niecierpliwością, bo naprawdę zapowiada się ciekawa historia ;)
      I cieszę się, że w końcu zaczęłaś coś dłuższego :)

      Usuń
    3. Węszę tu jakiś spisek przeciwko mnie XD.

      Usuń
    4. No coś ty! My? Nie no jesteśmy grzeczne ;) Co oczywiście widać powyżej :P Poza tym sama mówiłaś, że masz już większość rozdziału pierwszego do "Szofera" i to kilka dni temu, więc się nie dziw, że czekamy na to, aż go wstawisz ;)

      Usuń
    5. Dobra, dobra, już wklepuję... Poganiacze niewolników... Kurka wodna, a takie niepozorne XD.

      Usuń
    6. Jak to mówią Ditko cicha woda brzegi rwie :) Nie marudź tylko pisiaj :P

      Usuń
  4. Tayla!

    Wybacz, że tak zaczynam apostrofa, ale jestem pod wielkim wrażeniem!
    Raz ~ pomysłu! Nie czytałam jeszcze o Sasuke jako o kochającym zwierzęta, weterynarz ft ;e
    Dwa ~ stylu pisania. Wiesz,, tu już nie chodzi o brak błędów, niemalże idealną składnie, interpunkcje czy ortografię, ale także o to, że piszesz ciekawie i interesująco. Naprawdę rzadko mi się zdarza, bym wciągnęła się tak, by nie zauważyć końca i błagać w myślach, by nota się nie kończyła. A u Ciebie tak właśnie było. Naprawdę masz talent i proszę, więcej takich długich notek!

    Trzy ~ opisy sytuacji. Może i mogłabym to podciągnąć pod styl, ale chciałam to wykazać osobno. One są świetne, dopracowane i dość szczegółowe i za to Ci Chwala ;)

    Dobra, to tak. Dodaje Cię do linków u siebie, jednocześnie zapraszając do siebie, tak przy okazji, gdybyś chciała. ;p

    A na koniec Cię pozdrawiam, życzę morza weny i chęci ;p

    Inata - chan z: yaoinaruto-by-inata-chan-nu-blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :)
      Postaram się dalej Was zadowalać.
      Pomysł zrodził się sam, Dita dała kopa w dupe i tak oto jest ;P
      Zajrzę do Ciebie - dziękuję raz jeszcze za miłe słowa
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, co do obietnicy, że nie będziesz mi zwracać uwagi na takie rzeczy jak poprawność to wolałabym, żebyś o jednak to robiła. Zawsze kilka mądrych rad się człowiekowi przyda. ;)
    Ogólnie co do Twojego zadowolenia z pomysłu to hmm... No po pierwsze to cieszę się, że się podoba i Cię zaintrygowałam. Po drugie, jakoś dziwnym trafem mam za oknem przychodnię weterynaryjną i szukając inspiracji, jakoś tak mi wpadło... ;) Nie wiem co z tego wyjdzie, nie chcę nawet o tym opku na razie myśleć bo chyba ciulowo zaczęłam i teraz ni cholery nie wiem jak to pociągnąć. Choć jest kilka pomysłów to jakoś ten jeden jedyny nie chce się wyklarować...:( No cóż, pożyjemy, zobaczymy ;)
    Dzięki raz jeszcze za komentarz.

    (Ps. Rany, ile ty masz wpisów u siebie...:( Czytam, czytam i końca nie widać. Choć z drugiej strony, nie twierdzę, że to źle :D Wspaniałe zajęcie na nudne wieczory ;) No i kiedy Ty łaskawie coś jeszcze skrobniesz hę???? Bo jak skończę to co będę robić? No dobra wiem, że w internetach jest mnóstwo tekstów nieodkrytych, dziewiczych itp... Ale po co kopać jak ma się dobrze pod nosem...? Więc pisz, to może ja też się zmotywuję i coś dodam...;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz mi głupio, bo zarzuciłam Ci, że nie piszesz a po opublikowaniu posta zauważyłam, żejednak wrzuciłaś... Wybacz, mój błąd. XD
    Dzięki raz jeszcze no i trzymam za słowo, że jak coś przyuważysz mega do du** to dasz znać ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, zapamiętam. Zresztą to chyba normalne :) Nie ma ideałów

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale fajne!!! Podoba mnie się :D

    OdpowiedzUsuń