20.05.2014

Hole in one - 2/?

Hm... Szczerze? Nie miałam kontynuować tego fika, jednak grono osób tak skutecznie mnie poganiało, że w końcu napisałam ciąg dalszy. I mogę powiedzieć, że kontynuacja będzię trwać xD
Dita, czytasz? DZIĘKUJĘ :*

Betowała: Vanes



Rozdział 2





Naruto wpadł do domu jak tornado i minął zaskoczonych nagłym wtargnięciem rodziców siedzących w kuchni. Po chwili jednak cofnął się i podszedł do matki, całując ją w oba policzki. Rozpierała go tak wielka radość, że nie mógł wytrzymać i musiał wyrzucić z siebie nadmiar pozytywnych uczuć. Zaskoczona tym gestem Kushina złapała go za kołnierz, gdy chciał odejść, i podejrzliwie spytała:
— Naruto, co ci jest?
— Nic! Zupełnie nic, serio! — Widząc niedowierzające spojrzenie rodzicielki, uśmiechnął się rozbrajająco i zrobił kilka ostrożnych kroków w kierunku ojca. Oparł się o blat kuchennego stołu i przyjął wyluzowaną pozę. Chyba trochę przesadził, bo jak na razie swojej, w gorącej wodzie kąpanej mamie, wolał nie mówić o propozycji, jaką otrzymał. Kushina mogłaby się sprzeciwić, ale on podjął już twierdzącą decyzję i nie chciał wysłuchiwać jej kazania.
— Tato? — Uzumaki musiał zadać mu jedno ważne pytanie, jednak obecność matki wszystko utrudniała. W swojej euforii nie zwrócił uwagi, że szczerząc się jak kretyn, może wzbudzić u niej podejrzenia. — Pogramy? — Wiedział, że ta propozycja zdziwi go, jednak tylko to przyszło mu na myśl, by uciec przed uszami matki. Dawno nie prosił ojca o wspólną grę, liczył więc na to, że propozycja wspólnie spędzonego czasu zostanie zaakceptowana.
Minato zaskoczony tym, co usłyszał, milczał chwilę, zanim skinął głową. Jedno spojrzenie na twarz syna kazało mu o nic nie pytać, dopóki nie zostaną sami. Od razu odgadł, że gra jest tylko pretekstem.
— Kiedy? — odezwał się w końcu, widząc jak Naruto niecierpliwie tupie stopą o podłogę.
— Już? — odpowiedział i, nie czekając na reakcję ojca, wyszedł z kuchni.
Osłupiała matka chłopaka sugestywnie uniosła brwi w niemej komendzie kierowanej do męża: “Jak się dowiesz, o co chodzi, masz mi natychmiast powiedzieć”, na co Minato złożył ręce w geście poddania.
Naruto poszedł do swojego pokoju i chwycił torbę z kijami, które miały dla niego wartość sentymentalną. Zestaw ten otrzymał po ukończeniu liceum i zdaniu matury. Rodzice kupili mu go, bo Uzumaki ciągle powtarzał, że nie wiąże z grą w golfa swojej przyszłości, a chcieli, by zawsze o nim i o nich pamiętał. Naruto zaśmiał się pod nosem, gdy uświadomił sobie, że chyba jednak pójdzie w ich ślady. Bo teraz golf nie był dla niego czymś codziennym, zwyczajnym. Teraz golf kojarzył się mu tylko i wyłącznie z Sasuke.
Wyszedł z pokoju i skierował się na małe pole przeznaczone dla dzieci i osób rozpoczynających naukę. Znajdowało się ono na tyłach domu państwa Uzumakich, bo od tego pola właśnie zaczęli rozwijać swoją firmę. Potem stali się właścicielami sporego kawałka ziemi i postanowili spróbować założyć klub golfowy, który okazał się sukcesem. Zdobyli uznanie i cieszyli się dużą renomą, choć zaczynali od zera. Naruto stanął przy furtce i czekał na swojego ojca. Wiedział, że może mu się wygadać, wyżalić, a w zamian zawsze usłyszy słowa pocieszenia. Choć bywały momenty, gdy konfrontacje nie były przyjemne i łatwe, to zawsze wiedział, że może na niego liczyć. Niekiedy chłodna ocena sytuacji lub szczery osąd, co myśli o zachowaniu syna, pomagały mu podnieść się z chwilowego zwątpienia we własne siły. I tym razem liczył na jego pomoc. Wielki Szlem to nie lada wydarzenie, a Uchiha zaproponował mu uczestnictwo w nim. Jako caddie, no ale zawsze. Zresztą Sasuke znał go tylko pod tą postacią i nie miał pojęcia, że Uzumaki w rzeczywistości jest kimś zupełnie innym. Zaśmiał się pod nosem, gdy wyobraził sobie jego oburzenie, a pewnie nawet furię, gdyby ten sekret się wydał. Po chwili jednak spoważniał, bo usłyszał z tyłu ciche kroki. Odwrócił się przez ramię, patrząc na zbliżającą się sylwetkę ojca i uśmiechnął się lekko, samymi kącikami ust.
— Gotowy? — spytał syna Minato i ściągnął z ramienia swój własny zestaw.
— I tak cię rozwalę! — zaśmiał się głośno Naruto, ustawiając podpórkę do piłeczki. — Nie masz ze mną szans!
— Tak, jasne. — Mężczyzna machnął lekceważąco ręką. — Zapomniałeś już, kto cię uczył?
— No i dlatego wiem, że wygram. Uczyłem się od najlepszych! — odpowiedział beztrosko i uderzył z precyzją. Piłeczka potoczyła się po równo przystrzyżonym trawniku i zatrzymała w niewielkiej odległości od dołka. Uzumaki oparł ciężar ciała na kiju i zerknął na ojca. Wymienili się spojrzeniami i Naruto wiedział już, że nadszedł czas, by powiedzieć prawdę. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić. Jednak z każdym słowem mina ojca pochmurniała, a Naruto mimo początkowego entuzjazmu w głosie, powoli tracił pewność siebie. Gdy skończył, czuł się niczym kryminalista czekający na wyrok przez spojrzenie Minato.

***

— Serio? — zdziwiony Kiba rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu, a gdy upewnił się, że szatnia jest pusta, roześmiał się głośno. — Ty, Uchiha i turniej? W dodatku Wielki Szlem? Brawo!
— Nie nabijaj się, Inuzuka! — warknął Naruto.
— Stary! Ja się wcale nie nabijam! Naprawdę ci zazdroszczę! Przecież to prestiżowe wydarzenie!
Naruto smętnie spuścił głowę, bo chyba dopiero rozmowa z ojcem uświadomiła mu, w co się wpakował, a teraz Kiba potwierdził, że łatwo nie będzie. Po jaką cholerę się zgodził? No tak. Nie przemyślał tego, tylko zareagował instynktownie. W końcu udział w takich zawodach był marzeniem wielu amatorów jak i profesjonalnych graczy. Nie przyszło mu na myśl, że wyrażenie zgody na pomoc Sasuke w czasie turnieju jeszcze bardziej skomplikuje całą sytuację. No ale zgodził się, a on zawsze realizował wyznaczone cele, nie poddając się różnym przeciwnościom losu. Teraz też sobie poradzi. Musi tylko być bardzo ostrożny i bardziej się pilnować. Wtedy ze spokojem pójdzie z Uchihą na pole i pomoże mu wygrać. Bo, że ten zwycięży, był pewien. Krótki staż bruneta jako gracza nie miał nic wspólnego z jego umiejętnościami. Grał świetnie, wręcz perfekcyjnie, a gdy będzie miał Uzumakiego za osobistego pomocnika — zwycięstwo ma w kieszeni. Niekiedy Naruto zastanawiał się, jakim cudem Sasuke umie tak świetnie grać, jednak nie chciał go o to pytać, bo to mogłoby prowadzić do niebezpiecznych pytań o jego własne doświadczenia, a tych chciał uniknąć. Lecz jeśli faktycznie chciał być dla niego wsparciem w czasie turnieju, sam musiał trochę poćwiczyć. Uśmiech wpełzł mu na usta, gdy pomyślał o swoim serdecznym przyjacielu. Gaara na pewno się ucieszy, gdy Uzumaki zaproponuje mu wspólne obejście pola. Od bardzo dawna nie mieli okazji spotkać się i porozmawiać. Już z lepszym humorem zaczął się przebierać, bo lada moment Sasuke zjawi się w klubie.
— Przestań już, Kiba! — fuknął na przyjaciela, gdy ten wciąż z rozmarzoną miną mamrotał pod nosem słowa zachwytu nad turniejem, w którym Uzumaki miał wziąć udział.
— No co?
— Wkurzasz mnie, no!
— Wyluzuj! Dla ciebie nie ma wyjścia bez wyjścia. Eeee… Czy jakoś tak. — Zaśmiał się głupio. — Dobra, nieważne, ja się zawijam. Ty też lepiej idź, bo Sasuke będzie na ciebie czekać i jeszcze się zdenerwuje i nie weźmie cię ze sobą…
— Kiba! Dupku, już nie żyjesz! — Miał zamiar rzucić się za kumplem, jednak spacerujący po korytarzach personel klubu nieco go otrzeźwił. Nie chciał, żeby wszyscy dowiedzieli się o jego udziale w zawodach, a gdyby zaczął gonić Inuzukę, ten mógłby coś chlapnąć. Wolał na razie nie ryzykować i pozwolił kumplowi zwiać. Policzy się z nim później, teraz czas na grę.

***
Rozejrzał się po zielonym polu, szukając znajomej sylwetki. W oddali zauważył blond czuprynę, a jej właściciel zbliżał się do niego powolnym, leniwym krokiem. Ciężką torbę z ekwipunkiem miał założoną na ramieniu i wpatrywał się w niebo. Sasuke zacisnął zęby, bo od pięciu minut sterczał jak kołek i czekał, a ten idzie sobie spacerkiem! Wkurzył się, bo jakoś do tej pory caddie pojawiał się punktualnie, a dziś nie. Przecież wiedział, że biorą udział w turnieju, więc nie powinien tracić cennego czasu na delektowanie się widokami. Prychnął, gdy tylko zbliżył się na tyle, by Uzumaki mógł to usłyszeć.
— Spóźniłeś się! — warknął w jego stronę.
— Oczekujesz przeprosin? — Uzumaki zmrużył zaczepnie oczy i uśmiechnął się zawadiacko.
— Od takiego młotka jak ty? Nie, dzięki, obejdę się. — Odwrócił się do niego plecami i ściągnął czapkę z głowy. — Szykuj kije, zaczynamy.
— Drań! — fuknął Uzumaki pod nosem, jednak Uchiha tego nie dosłyszał.
Naruto posłusznie postawił ciężką torbę na ziemi i zabrał się za ocenianie warunków panujących na dworze. Po kilku chwilach czuł pod palcami drewnianą fakturę, pokrytego warstwą lśniącego lakieru, Wooda. Idealny do pierwszego, długiego i silnego uderzenia. Zauważył, że Sasuke jest zniecierpliwiony, a nie chciał bardziej go denerwować, bo to mogło wpłynąć na jego grę. Skoro brunet zgłosił się do udziału w Wielkim Szlemie, musiał być w dobrej formie psychicznej podczas ćwiczeń. Chciał szybko podać mu wybrany kij, bo jako caddie powinien nie tylko służyć radą i pomocą, ale również wykonywać mniej przyjemne obowiązki. Sam pamiętał, jak kiedyś to za nim chodził pomocnik. Niestety wspominki podczas pracy nie były najlepszym pomysłem, bo nie zwracając uwagi na otoczenie, potknął się widowiskowo o wystającą kępę trawy. Dla utrzymania równowagi złapał zdziwionego bruneta za ramię, a drugą dłoń oparł na klatce piersiowej chłopaka. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, szybko odskoczył i, podnosząc z ziemi upuszczony kij, wcisnął mu sprzęt do ręki i ponownie odsunął się.
— Uważaj, kretynie! Przez swoją niezdarność uszkodzisz kij! — Uzumaki nie zareagował w żaden sposób na obelgę, co było jak na niego dość niezwykłe.
Sasuke przyglądał mu się chwilę spod przymrużonych powiek, jednak chłopak unikał jego wzroku. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czemu ogarnęło go jakieś nieznane mu dotąd uczucie, którego nie potrafił nazwać. Potrząsnął głową, wyrzucając z niej dziwne myśli. Wyciągnął z kieszeni spodni rękawiczkę i, po założeniu jej, ustawił się do uderzenia.
Skupił się na grze, bo to był teraz jego główny cel. Nie chciał zastanawiać się nad swoimi emocjami. Jednak nie mógł opędzić się od chęci rozmowy. Dlaczego? Znów nie wiedział. Coś w Naruto kazało mu się odzywać, próbować z nim rozmawiać, jednak konsekwentnie dusił w sobie te odruchy. Coś w nim intrygowało Uchihę. Może ten jego zmienny charakter? W czasie gry bił od niego spokój i opanowanie. Poza drobnymi wpadkami takimi jak potknięcia się, czy zamyślenia od czasu do czasu, to Naruto był w tym, co robił, perfekcyjny. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się. żeby źle mu doradził, bądź dobrał nieodpowiedni kij. Ale gdy mieli okazję rozmawiać poza polem, uwidaczniał się prawdziwy temperament Uzumakiego.
Sasuke zmrużył oczy. Podjął wyzwanie rzucone mu przez brata, Itachiego, że weźmie udział w turnieju. Miał dość wysłuchiwania, że niepotrzebnie marnuje czas na grę w golfa, zamiast zająć się interesami rodzinnej firmy. Sęk w tym, że jego ten biznes niewiele obchodził, a pracował tam tylko dlatego,  żeby przypodobać się ojcu. Jednak nie zamierzał rezygnować z własnego, prywatnego życia. Na pewno nie poświęci się w całości dla firmy, tak jak jego straszy brat. Zresztą już dawno zrozumiał, że nie prześcignie go w rywalizacji o większą aprobatę ojca. Choć nie było to dla niego łatwe, usunął się delikatnie w cień, nadal wykonując swoje obowiązki, bo przecież nie rzuci wszystkiego ot tak. Właśnie wtedy przypomniał sobie o hobby z dzieciństwa. Golf zawsze przyciągał jego uwagę. Mógł godzinami siedzieć przed telewizorem i oglądać rozgrywki. Gdy był straszy, kilkakrotnie prosił rodziców o zapisanie go do klubu. Niestety, Fugaku Uchiha, gdy tylko o tym usłyszał, wymyślił mu kilka innych dodatkowych zajęć, bo jego zdaniem golf był dla panienek i obiboków. Ojciec twierdził, że sportem jest tylko to, co wymaga wysiłku fizycznego i dobrej kondycji, a golf wobec tego sportem nie jest. Traktował te prośby jako chwilowe widzimisię Sasuke i dobitnie dał mu do zrozumienia, że tą dziedziną Uchiha się nie zajmują. Prychnął na to wspomnienie, a po chwili twarz rozjaśnił mu lekki, prawie niewidoczny uśmiech, gdy przypomniał sobie, jakim sposobem postawił na swoim. Jednak bieg myśli przerwał mu Naruto, który stanął tuż za nim i odezwał się cicho:
— Uchiha, rusz dupę. Najpierw mnie ochrzaniasz, że się spóźniłem, a teraz sam bujasz w obłokach. — Uzumaki, wyciągnął ku niemu rękę, by odebrać kij i schować go do torby. Teraz musieli przejść spory kawałek pieszo, bo silne uderzenie Sasuke wybiło piłkę na piaszczyste podłoże za niskim pagórkiem.
— Wcale nie bujam w obłokach, młocie!
— Nie, wcale. Wiesz chociaż, dokąd poleciała piłka?
— Oczywiście, że wiem, kretynie! Sam ją wybiłem!
— No to chodź już, bo inni czekają. — Wskazał głową kierunek za swoimi plecami, gdzie cztery osoby stały, czekając, aż oni zwolnią miejsce.
To była kolejna zasad obowiązująca na polu. Nikt nie wchodził nieproszony innym graczom na miejsce. Każdy cierpliwie czekał na opuszczenie dołka, by nie nie przeszkadzać ani nie rozpraszać klubowiczów.
— To na co czekasz? Idź już! — warknął Sasuke, coraz bardziej wkurzony. — Bierz sprzęt i jazda!
— Jesteś dupkiem, Uchiha — odezwał się Naruto, jednak zarzucił na ramię ciężką torbę i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Po chwili usłyszał rytmiczne kroki, co oznaczało, że Sasuke podążał za nim.
Gdy dotarli na miejsce, gdzie wylądowała piłeczka Uchihy, Naruto ponownie zajął się wybraniem odpowiedniego kija do panujących przy tym dołku warunków. Sasuke tym razem podszedł i bez słowa zabrał kij. Okręcił się na pięcie i powolnym, wręcz mozolnym ruchem nadgarstka skierował piłkę do dołka. Zadowolony z rezultatu uzupełnił kartę z wynikami i rozejrzał się. Teraz powinni udać się do trzeciego dołka, który znajduje się blisko małego stawu. Skrzywił się na samą myśl o tym terenie, bo zawsze miał problemy z uderzeniami blisko wody. Niby to samo pole, a jednak zbiornik wodny chyba sam w sobie przywoływał wiatr, przez co zaliczenie dołka zawsze kończył w czterech uderzeniach, a rekord klubu to dwa. Przypomniawszy sobie o nadchodzącym turnieju, zacisnął zęby i, z mocnym postanowieniem, że dziś mu się uda, zaczął iść w kierunku znienawidzonego punktu.
— Sasuke, mogę o coś spytać? — Uzumaki, gdy zrównał się z nim, obrócił twarz w jego stronę, oczekując odpowiedzi.
— Naruto, a czy to na pewno jest konieczne? — Sasuke spojrzał na niego przelotnie, ale wiedział, że nie zniechęci go do zadawania mu pytań. — Mów. — Wzruszył ramionami, dając mu tym do zrozumienia, że i tak ma w nosie wszystkie jego spostrzeżenia.
— Jesteś pewny, że akurat ja mam być z tobą na turnieju?
— Ta.
— Ale dlaczego? — Naruto pragnął poznać prawdziwy powód. — Powiedz mi. Przecież w klubie jest mnóstwo innych, o wiele bardziej doświadczonych osób.
— Bo byłeś pod ręką, młocie. A teraz zamknij się i idź.

***
Gdy rozgrywka dobiegła końca, wspólnie szli w stronę klubu. Naruto po to, by umyć używane w czasie gry kije oraz odłożyć torbę. No i musiał się przebrać, bo dla niepoznaki robił to w klubowej szatni, wspólnie z innymi pomocnikami.
Uchiha natomiast miał spotkanie biznesowe, które zechciał odbyć w klubie. Rozstali się przy wejściu, żegnając tylko krótkim uściskiem dłoni.
Po przebraniu się w zwykłe rzeczy, Naruto zabrał sprzęt i poszedł do innego pomieszczenia, by zająć się konserwacją i czyszczeniem. Gwizdał cicho pod nosem, gdy nagle usłyszał, jak ktoś woła jego imię. Wyszedł z pokoju i zaczął nasłuchiwać. Rozpoznał, że to głos Uchihy dobiegający z korytarza.
            — Tu jestem! — zawołał i zaczął iść w jego kierunku. — Sasuke?
Uchiha, który zapomniał wyciągnąć z torby zegarek, zbliżył się do szatni, bo właśnie stamtąd krzyczał Uzumaki. Przeklął pod nosem na swoja głupotę, bo spotkanie zaraz miało się zacząć, a on biega po klubie zamiast siedzieć w restauracji i czekać na klientem. Przekroczył próg pokoju dla caddiech i, zauważając Naruto, który na ramieniu miał mokry ręcznik, spytał:
            — Gdzie torba?
            — Tam. — Wskazał za siebie, na miejsce, w którym ją zostawił.
Sasuke wyminął go bez słowa, odpinając boczną kieszonkę i wyciągając z niej zapomniany przedmiot. Założył go na rękę, dobrze zapinając i miał już wyjść, gdy usłyszał, że ktoś się zbliża, a na pewno nie był to Uzumaki, bo ten stał obok niego.
— Naruto?! — Uzumaki, natychmiast pobladł, rozpoznając, kto tym razem go szuka. Rzucił szybkie spojrzenie na Sasuke i bez zastanowienia złapał go za ramię popychając w stronę drzwi. Zdziwiony takim zachowaniem Uchiha, nie zdążył zaprotestować.
— Młocie, puść mnie! — wysyczał wściekle, wyrywając się z uścisku. — Odbiło ci? — krzyknął zdenerwowany.
— Uchiha, wynoś się stąd! — Uzumaki uparcie starał się wyrzucić go z szatni. Wiedział, że jak Inuzuka tu wpadnie, może być nieciekawie. — Spadaj, draniu!
— Zostaw mnie, idioto! — Uchiha widząc, że Naruto znów chce go złapać, odsunął się nieznacznie. — Sam umiem wyjść. Czyżbyś coś przede mną ukrywał? — spytał ironicznie. — Może to…
Jednak nie zdołał dokończyć, bo ktoś boleśnie wpadł mu na plecy, a on z impetem poleciał do przodu.
— Naruto! Twój oj… — Kiba, zamilkł gwałtownie, widząc, z kim jest Uzumaki.
— Kiba, co jest? — Przerwał mu szybko blondyn, mrugając oczami i gwałtownie machając rękami, dając mu tym znak, by nie powiedział o jakieś jedno słowo za dużo. Nie uszło to uwadze Sasuke, który już wyprostował się i obrzucił drugiego chłopaka morderczym spojrzeniem.
— Eee... to znaczy, prezes klubu cię szuka! Masz do niego natychmiast pójść.
Obrzucił spojrzeniem wkurzonego bruneta, po czym wykonał taktyczny odwrót i wybiegł bez pożegnania. Nie miał ochoty wysłuchiwać obelg pod swoim adresem, bo domyślił się, że tym na kogo wpadł był Uchiha Sasuke, o którym Naruto tak często mu opowiadał. I właśnie dlatego, że znał te opowieści, wolał się ulotnić. W końcu Uzumaki wielokrotnie powtarzał, że Sasuke jest dupkiem. No a on nie bardzo chciał się narażać jakiemuś bogatemu frajerowi. Bo wtedy nawet to, że zna się z Naruto od dziecka, nie uchroniłoby go przed zwolnieniem.
— Prezes? — zdziwił się brunet, gdy Kiba zniknął i znów zostali z Uzumakim sami.
— No, to ja już lepiej pójdę — wykrztusił Naruto, jednak tym razem to on został zatrzymany przez Sasuke, który złapał go za koszulkę, uniemożliwiając mu odejście. — Zostaw mnie, draniu! Śpieszę się! — Szarpnął się w przód, ale zrezygnował z prób uwolnienia się, gdy usłyszał trzask pękającego szwu. Pragnąc uratować koszulkę przed rozdarciem, zrobił krok do tyłu, zbliżając się tym samym do Uchihy. Widząc, że ten jednak w dalszym ciągu go nie puszcza, zaczął powoli okręcać się twarzą do niego. I dobrze zrobił, bo gdy tylko Sasuke zrozumiał, co ten zamierza, odruchowo puścił materiał. Stali na wprost siebie, mierząc się wzrokiem, czekając, aż któryś z nich pierwszy się odezwie. Naruto czuł, jak serce wali mu w piersi. Lecz tym razem powodem nie był Uchiha, tylko Kiba. Był zły, cholernie zły i wiedział, że jak tylko dorwie Inuzukę, to skopie mu tyłek. Przez tego kretyna prawie został odkryty.
— Tak, kurwa, prezes. Muszę zgłosić mu, że biorę udział w Wielkim Szlemie. Jako twój caddie — rzucił mu w twarz naprędce wymyśloną bajeczkę i liczył, że po tym nie będzie zmuszony nic więcej tłumaczyć.
— Hm, idź. — Wyminął go, zatrzymując się w drzwiach i dodał przez ramię:
— Pozdrów swojego kochasia! — Kpiący uśmiech na jego twarzy spowodował, że Naruto zbladł nieznacznie.
— To nie jest mój kochanek, dupku — wykrztusił przez zaciśnięte zęby, całą siłą woli powstrzymując się, żeby nie podejść i mu nie przywalić.
— Ty naprawdę jesteś idiotą, Uzumaki. Widziałem, jak rozpaczliwie próbowałeś dać mu do zrozumienia, żeby się zamknął. Na razie!
Zaskoczony Naruto długo jeszcze po zniknięciu Sasuke, stał i gapił się przed siebie. Zastanawiał się w myślach, o co mu chodziło, a po chwili parsknął śmiechem. Najwyraźniej Uchiha źle zinterpretował sygnały, które wysyłał Kibie. W sumie dobrze, pomyślał. Lepiej, że nie dowiedział się prawdy, tylko coś sobie uroił. Lecz wciąż zastanawiał się, czy Sasuke nie usłyszał przerwanych słów Kiby. Choć gdyby je słyszał, raczej by zapytał wprost, co to znaczy. Ale pewności nie miał, bo kamienna twarz Uchihy nie zdradzała żadnych emocji. Wzruszył ramionami, po czym westchnął. Musiał iść zobaczyć się z ojcem, a jeszcze nawet nie zajął się sprzętem. Zrezygnowany wsadził torbę do szafki i powoli poczłapał w stronę gabinetu prezesa. Po dotarciu na miejsce nacisnął klamkę i wszedł do środka.
— Tato, chciałeś mnie widzieć?
            Minato podniósł wzrok znad papierów nad którymi ślęczał i uśmiechnął się lekko na widok syna.
            — Tak, usiądź. — Gestem wskazał mu kanapę pod oknem, a sam odchylił się na krześle, przeciągając się. — Chcesz coś do picia? — spytał, wstając i podchodząc do małej lodówki, w której trzymał napoje. Nie czekając na odpowiedź, wyciągnął dwie puszki i rzucił jedną Naruto. Gdy już każdy z nich zaspokoił swoje pragnienie, Minato usiadł obok niego i westchnął.
            — Wiem już, że nie zmienisz decyzji co do turnieju, więc nie będę cię przekonywał, byś z tego zrezygnował.
            — W takim razie po co mnie wzywałeś? W dodatku czemu akurat Kibie kazałeś mnie zawołać? — spytał z wyrzutem, wciąż zły, że o mały włos, a wszystko by się wydało. — Mogłeś zadzwonić — mruknął wciąż niezadowolony.
            — Zadzwonić? Czy ty aby nie popadasz w paranoję? — Minano obrzucił go uważnym spojrzeniem, jednak nie dostrzegł nic na jego twarzy. Tylko wzruszenie ramion syna powiedziało mu, że jest rozdrażniony. — No cóż… Na pewno pamiętasz, że w przyszłym tygodniu mama ma urodziny, prawda? — Uśmiechnął się chytrze, widząc, jak jego pociecha zamiera po usłyszeniu tej informacji, a następnie sztywno kiwnął głową.
— Jasne, że tak.
— Czyli, kompletnie zapomniałeś…
— Wcale nie!
— Dobra, niech ci będzie, Naruto. — Minato poklepał go ramieniu uspokajająco, po czym kontynuował: — Więc, skoro już pamiętasz, to chciałbym, żebyś zaczął myśleć nad imprezą urodzinową.
— Imprezą? — Zdziwił się Naruto, obracając twarz w stroną ojca. — Przecież mama nie znosi takich imprez! Wpadnie w szał, jak tylko się dowie! Nie będę jej ofiarą, nie wrobisz mnie! — Wycelował w niego palcem, jakby ten gest miał nadać powagi jego wypowiedzi.
— Naruto, nie panikuj! Akurat tym razem musi być impreza i koniec.
— Ale po co? — Naruto zerwał się z kanapy, zaczynając krążyć po gabinecie. — Tato! Mama jak się wkurzy, serio jest straszna! Odmawiam! — zawołał głośno.
— Naruto!
— Co?
— Uspokój się i daj mi skończyć! Siadaj!
            Naruto posłusznie usiadł z powrotem obok niego, jednak tym razem na jego twarzy malowało się widocznie niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Ręce zaplótł na piersi i wpatrywał się zmrużonymi oczami w przeciwległą ścianę. Minato, mając dość ciszy, zaczął mówić, opanowanym i spokojnym głosem:
            — Jak już ci wcześniej powiedziałem, mama ma za tydzień urodziny. Nie lubi imprez, wiem o tym, ale musimy zorganizować przyjęcie. Jest ważny powód mojej decyzji. Otóż w przyszłym tygodniu, dwa dni po urodzinach mamy, jest dwudziesta rocznica istnienia klubu. I to z tej okazji trzeba zrobić przyjęcie. Połączymy to z urodzinami mamy, rozumiesz?
            — Tak, teraz już wszystko jest już dla mnie jasne. — Naruto wiedział, że ten klub jest całym życiem rodziców, a w szczególności matki, która za wszelką cenę dążyła do realizacji swoich marzeń. Powód, który przedstawił mu ojciec, był świetną wymówką od imprezy urodzinowej. W końcu Kushina na uczczenie rocznicy założenia klubu na pewno nie będzie narzekać. — Dobra, tato! — Uśmiechnął się szeroko. — Biorę to na siebie. Wymyślę coś, żeby odwrócić jej uwagę, a ty zajmiesz się najtrudniejszymi zadaniami.
— No to cieszę się, że się dogadaliśmy. — Prezes wstał z kanapy i podszedł do biurka. Otworzył jedną z szuflad i podał Naruto kartkę zapisaną drobnym druczkiem. — Catering już mam załatwiony, ty tylko podpytaj mamę o menu i zaznacz tutaj, to co powie. — Podał mu ją i usiadł za biurkiem, pochylając się nad papierami, które przeglądał, zanim wszedł Naruto. — Tylko pamiętaj, że będę potrzebował to zestawienie na dwa dni przed imprezą, żeby zdążyć przesłać zamówienie do firmy.
— Nie martw się, zdążę. — Naruto nie zwrócił większej uwagi na świstek. Później go przejrzy, jak już będzie w domu, w swoim pokoju. — To na razie! — rzucił i, wpychając kartkę do kieszeni spodni, wyszedł z gabinetu.


6 komentarzy:

  1. Hmmm, lubię to opowiadanie, fajny pomysł :P
    No nie wiem co jeszcze mam napisać, generalnie super się czyta i już się nie mogę doczekać następnej części.
    Pozdrawiam i weny życzę =3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję bardzo xDD Wenę jak najbaradziej przygarniam xD

      Usuń
  2. Kurna, podobają mi się Sasunaru na tym blogu, naprawdę! Przeczytałam wszystkie, i liczę na kontynuację dłuższych opowiadań, a oneshoty są świetne. Styl masz przyjemny, nie jest banalny, ani nie ma w sobie zbędnego patosu,jest przyjemny. I podoba mi się zróżnicowanie, Sasu policjant, golfista, gra w szachy.. bajeczne. Zakończenie Drogówki mnie urzekło, to było takie Narutowe, że się tak kolokwialnie wypowiem. Wielkanoc z ramenem również, naprawdę, życzę weny, i dziękuję za danie mi możliwości bycia czytelnikiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba xD. Mam nadzieję, że z czasem będzie jeszcze lepiej, a co do stylu itp, to proszę, nie przesadzajmy. Wciąż się uczę, mam jeszcze wiele braków, no ale staram się. Dziękuję, że dołączyłaś do grona czytelników i liczę, że zostaniesz tu na dłużej :D.
      Wenę przygarniam i również pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Z góry przepraszam za SPAM.
    Serdecznie zapraszamy na nowo powstałą ocenialnię blogów o tematyce M&A Naruto - http://ocenialnia-rinnegan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    tak mi się wydaje, że ta firma cateringowa, to akurat firma Uchihy, może nawet sam Sasuke się pojawi, naprawdę jestem ciekawa reakcji Sasuke jak się dowie, o mało się już teraz nie dowiedział..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń