Hm... Szczerze? Nie miałam kontynuować tego fika, jednak grono osób tak skutecznie mnie poganiało, że w końcu napisałam ciąg dalszy. I mogę powiedzieć, że kontynuacja będzię trwać xD
Dita, czytasz? DZIĘKUJĘ :*
Betowała: Vanes
Rozdział 2
Naruto wpadł do domu jak tornado i minął zaskoczonych nagłym wtargnięciem rodziców siedzących w kuchni. Po chwili jednak cofnął się i podszedł do matki, całując ją w oba policzki. Rozpierała go tak wielka radość, że nie mógł wytrzymać i musiał wyrzucić z siebie nadmiar pozytywnych uczuć. Zaskoczona tym gestem Kushina złapała go za kołnierz, gdy chciał odejść, i podejrzliwie spytała:
Dita, czytasz? DZIĘKUJĘ :*
Betowała: Vanes
Rozdział 2
Naruto wpadł do domu jak tornado i minął zaskoczonych nagłym wtargnięciem rodziców siedzących w kuchni. Po chwili jednak cofnął się i podszedł do matki, całując ją w oba policzki. Rozpierała go tak wielka radość, że nie mógł wytrzymać i musiał wyrzucić z siebie nadmiar pozytywnych uczuć. Zaskoczona tym gestem Kushina złapała go za kołnierz, gdy chciał odejść, i podejrzliwie spytała:
— Naruto, co ci jest?
— Nic! Zupełnie nic, serio! — Widząc niedowierzające spojrzenie
rodzicielki, uśmiechnął się rozbrajająco i zrobił kilka ostrożnych kroków w
kierunku ojca. Oparł się o blat kuchennego stołu i przyjął wyluzowaną pozę.
Chyba trochę przesadził, bo jak na razie swojej, w gorącej wodzie kąpanej mamie, wolał
nie mówić o propozycji, jaką otrzymał. Kushina mogłaby się sprzeciwić, ale on
podjął już twierdzącą decyzję i nie chciał wysłuchiwać jej kazania.
— Tato? — Uzumaki musiał zadać mu jedno ważne pytanie, jednak
obecność matki wszystko utrudniała. W swojej euforii nie zwrócił uwagi, że
szczerząc się jak kretyn, może wzbudzić u niej podejrzenia. — Pogramy? —
Wiedział, że ta propozycja zdziwi go, jednak tylko to przyszło mu na myśl, by
uciec przed uszami matki. Dawno nie prosił ojca o wspólną grę, liczył więc na
to, że propozycja wspólnie spędzonego czasu zostanie zaakceptowana.
Minato zaskoczony tym, co usłyszał, milczał chwilę, zanim skinął
głową. Jedno spojrzenie na twarz syna kazało mu o nic nie pytać, dopóki nie
zostaną sami. Od razu odgadł, że gra jest tylko pretekstem.
— Kiedy? — odezwał się w końcu, widząc jak Naruto niecierpliwie
tupie stopą o podłogę.
— Już? — odpowiedział i, nie czekając na reakcję ojca, wyszedł z
kuchni.
Osłupiała matka chłopaka sugestywnie uniosła brwi w niemej
komendzie kierowanej do męża: “Jak się dowiesz, o co chodzi, masz mi natychmiast
powiedzieć”, na co Minato złożył ręce w geście poddania.
Naruto poszedł do swojego pokoju i chwycił torbę z kijami, które
miały dla niego wartość sentymentalną. Zestaw ten otrzymał po ukończeniu liceum
i zdaniu matury. Rodzice kupili mu go, bo Uzumaki ciągle powtarzał, że nie
wiąże z grą w golfa swojej przyszłości, a chcieli, by zawsze o nim i o nich
pamiętał. Naruto zaśmiał się pod nosem, gdy uświadomił sobie, że chyba jednak
pójdzie w ich ślady. Bo teraz golf nie był dla niego czymś codziennym, zwyczajnym.
Teraz golf kojarzył się mu tylko i wyłącznie z Sasuke.
Wyszedł z pokoju i skierował się na małe pole przeznaczone dla
dzieci i osób rozpoczynających naukę. Znajdowało się ono na tyłach domu państwa
Uzumakich, bo od tego pola właśnie zaczęli rozwijać swoją firmę. Potem stali
się właścicielami sporego kawałka ziemi i postanowili spróbować założyć klub
golfowy, który okazał się sukcesem. Zdobyli uznanie i cieszyli się dużą renomą,
choć zaczynali od zera. Naruto stanął przy furtce i czekał na swojego ojca.
Wiedział, że może mu się wygadać, wyżalić, a w zamian zawsze usłyszy słowa
pocieszenia. Choć bywały momenty, gdy konfrontacje nie były przyjemne i łatwe,
to zawsze wiedział, że może na niego liczyć. Niekiedy chłodna ocena sytuacji
lub szczery osąd, co myśli o zachowaniu syna, pomagały mu podnieść się z
chwilowego zwątpienia we własne siły. I tym razem liczył na jego pomoc. Wielki
Szlem to nie lada wydarzenie, a Uchiha zaproponował mu uczestnictwo w nim. Jako
caddie, no ale zawsze. Zresztą Sasuke znał go tylko pod tą postacią i nie miał
pojęcia, że Uzumaki w rzeczywistości jest kimś zupełnie innym. Zaśmiał się pod
nosem, gdy wyobraził sobie jego oburzenie, a pewnie nawet furię, gdyby ten
sekret się wydał. Po chwili jednak spoważniał, bo usłyszał z tyłu ciche kroki.
Odwrócił się przez ramię, patrząc na zbliżającą się sylwetkę ojca i uśmiechnął
się lekko, samymi kącikami ust.
— Gotowy? — spytał syna Minato i ściągnął z ramienia swój własny
zestaw.
— I tak cię rozwalę! — zaśmiał się głośno Naruto, ustawiając podpórkę
do piłeczki. — Nie masz ze mną szans!
— Tak, jasne. — Mężczyzna machnął lekceważąco ręką. — Zapomniałeś
już, kto cię uczył?
— No i dlatego wiem, że wygram. Uczyłem się od najlepszych! —
odpowiedział beztrosko i uderzył z precyzją. Piłeczka potoczyła się po równo
przystrzyżonym trawniku i zatrzymała w niewielkiej odległości od dołka. Uzumaki
oparł ciężar ciała na kiju i zerknął na ojca. Wymienili się spojrzeniami i
Naruto wiedział już, że nadszedł czas, by powiedzieć prawdę. Wziął głęboki
oddech i zaczął mówić. Jednak z każdym słowem mina ojca pochmurniała, a Naruto
mimo początkowego entuzjazmu w głosie, powoli tracił pewność siebie. Gdy skończył, czuł się niczym
kryminalista czekający na wyrok przez spojrzenie Minato.
***
— Serio? — zdziwiony Kiba rozejrzał się, czy nikogo nie ma w
pobliżu, a gdy upewnił się, że szatnia jest pusta, roześmiał się głośno. — Ty,
Uchiha i turniej? W dodatku Wielki Szlem? Brawo!
— Nie nabijaj się, Inuzuka! — warknął Naruto.
— Stary! Ja się wcale nie nabijam! Naprawdę ci zazdroszczę!
Przecież to prestiżowe wydarzenie!
Naruto smętnie spuścił głowę, bo chyba dopiero rozmowa z ojcem
uświadomiła mu, w co się wpakował, a teraz Kiba potwierdził, że łatwo nie
będzie. Po jaką cholerę się zgodził? No tak. Nie przemyślał tego, tylko
zareagował instynktownie. W końcu udział w takich zawodach był marzeniem wielu
amatorów jak i profesjonalnych graczy. Nie przyszło mu na myśl, że wyrażenie
zgody na pomoc Sasuke w czasie turnieju jeszcze bardziej skomplikuje całą
sytuację. No ale zgodził się, a on zawsze realizował wyznaczone cele, nie
poddając się różnym przeciwnościom losu. Teraz też sobie poradzi. Musi tylko
być bardzo ostrożny i bardziej się pilnować. Wtedy ze spokojem pójdzie z Uchihą
na pole i pomoże mu wygrać. Bo, że ten zwycięży, był pewien. Krótki staż
bruneta jako gracza nie miał nic wspólnego z jego umiejętnościami. Grał
świetnie, wręcz perfekcyjnie, a gdy będzie miał Uzumakiego za osobistego
pomocnika — zwycięstwo ma w kieszeni. Niekiedy Naruto zastanawiał się, jakim
cudem Sasuke umie tak świetnie grać, jednak nie chciał go o to pytać, bo to
mogłoby prowadzić do niebezpiecznych pytań o jego własne doświadczenia, a tych
chciał uniknąć. Lecz jeśli faktycznie chciał być dla niego wsparciem w czasie
turnieju, sam musiał trochę poćwiczyć. Uśmiech wpełzł mu na usta, gdy pomyślał
o swoim serdecznym przyjacielu. Gaara na pewno się ucieszy, gdy Uzumaki
zaproponuje mu wspólne obejście pola. Od bardzo dawna nie mieli okazji spotkać
się i porozmawiać. Już z lepszym humorem zaczął się przebierać, bo lada moment
Sasuke zjawi się w klubie.
— Przestań już, Kiba! — fuknął na przyjaciela, gdy ten wciąż z
rozmarzoną miną mamrotał pod nosem słowa zachwytu nad turniejem, w którym
Uzumaki miał wziąć udział.
— No co?
— Wkurzasz mnie, no!
— Wyluzuj! Dla ciebie nie ma wyjścia bez wyjścia. Eeee… Czy jakoś
tak. — Zaśmiał się głupio. — Dobra, nieważne, ja się zawijam. Ty też lepiej
idź, bo Sasuke będzie na ciebie czekać i jeszcze się zdenerwuje i nie weźmie
cię ze sobą…
— Kiba! Dupku, już nie żyjesz! — Miał zamiar rzucić się za kumplem,
jednak spacerujący po korytarzach personel klubu nieco go otrzeźwił. Nie chciał,
żeby wszyscy dowiedzieli się o jego udziale w zawodach, a gdyby zaczął gonić
Inuzukę, ten mógłby coś chlapnąć. Wolał na razie nie ryzykować i pozwolił
kumplowi zwiać. Policzy się z nim później, teraz czas na grę.
***
Rozejrzał się po zielonym polu, szukając znajomej sylwetki. W
oddali zauważył blond czuprynę, a jej właściciel zbliżał się do niego powolnym,
leniwym krokiem. Ciężką torbę z ekwipunkiem miał założoną na ramieniu i
wpatrywał się w niebo. Sasuke zacisnął zęby, bo od pięciu minut sterczał jak
kołek i czekał, a ten idzie sobie spacerkiem! Wkurzył się, bo jakoś do tej pory
caddie pojawiał się punktualnie, a dziś nie. Przecież wiedział, że biorą udział
w turnieju, więc nie powinien tracić cennego czasu na delektowanie się
widokami. Prychnął, gdy tylko zbliżył się na tyle, by Uzumaki mógł to usłyszeć.
— Spóźniłeś się! — warknął w jego stronę.
— Oczekujesz przeprosin? — Uzumaki zmrużył zaczepnie oczy i
uśmiechnął się zawadiacko.
— Od takiego młotka jak ty? Nie, dzięki, obejdę się. — Odwrócił
się do niego plecami i ściągnął czapkę z głowy. — Szykuj kije, zaczynamy.
— Drań! — fuknął Uzumaki pod nosem, jednak Uchiha tego nie
dosłyszał.
Naruto posłusznie postawił ciężką torbę na ziemi i zabrał się za
ocenianie warunków panujących na dworze. Po kilku chwilach czuł pod palcami
drewnianą fakturę, pokrytego warstwą lśniącego lakieru, Wooda. Idealny do
pierwszego, długiego i silnego uderzenia. Zauważył, że Sasuke jest
zniecierpliwiony, a nie chciał bardziej go denerwować, bo to mogło wpłynąć na
jego grę. Skoro brunet zgłosił się do udziału w Wielkim Szlemie, musiał być w
dobrej formie psychicznej podczas ćwiczeń. Chciał szybko podać mu wybrany kij,
bo jako caddie powinien nie tylko służyć radą i pomocą, ale również wykonywać
mniej przyjemne obowiązki. Sam pamiętał, jak kiedyś to za nim chodził pomocnik.
Niestety wspominki podczas pracy nie były najlepszym pomysłem, bo nie zwracając
uwagi na otoczenie, potknął się widowiskowo o wystającą kępę trawy. Dla
utrzymania równowagi złapał zdziwionego bruneta za ramię, a drugą dłoń oparł na
klatce piersiowej chłopaka. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, szybko
odskoczył i, podnosząc z ziemi upuszczony kij, wcisnął mu sprzęt do ręki i
ponownie odsunął się.
— Uważaj, kretynie! Przez swoją niezdarność uszkodzisz kij! —
Uzumaki nie zareagował w żaden sposób na obelgę, co było jak na niego dość
niezwykłe.
Sasuke przyglądał mu się chwilę spod przymrużonych powiek, jednak
chłopak unikał jego wzroku. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czemu ogarnęło
go jakieś nieznane mu dotąd uczucie, którego nie potrafił nazwać. Potrząsnął
głową, wyrzucając z niej dziwne myśli. Wyciągnął z kieszeni spodni rękawiczkę i,
po założeniu jej, ustawił się do uderzenia.
Skupił się na grze, bo to był teraz jego główny cel. Nie chciał
zastanawiać się nad swoimi emocjami. Jednak nie mógł opędzić się od chęci
rozmowy. Dlaczego? Znów nie wiedział. Coś w Naruto kazało mu się odzywać,
próbować z nim rozmawiać, jednak konsekwentnie dusił w sobie te odruchy. Coś w
nim intrygowało Uchihę. Może ten jego zmienny charakter? W czasie gry bił od
niego spokój i opanowanie. Poza drobnymi wpadkami takimi jak potknięcia się,
czy zamyślenia od czasu do czasu, to Naruto był w tym, co robił, perfekcyjny.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło się. żeby źle mu doradził, bądź dobrał nieodpowiedni
kij. Ale gdy mieli okazję rozmawiać poza polem, uwidaczniał się prawdziwy
temperament Uzumakiego.
Sasuke zmrużył oczy. Podjął wyzwanie rzucone mu przez brata,
Itachiego, że weźmie udział w turnieju. Miał dość wysłuchiwania, że
niepotrzebnie marnuje czas na grę w golfa, zamiast zająć się interesami
rodzinnej firmy. Sęk w tym, że jego ten biznes niewiele obchodził, a pracował
tam tylko dlatego, żeby przypodobać się ojcu.
Jednak nie zamierzał rezygnować z własnego, prywatnego życia. Na pewno nie
poświęci się w całości dla firmy, tak jak jego straszy brat. Zresztą już dawno
zrozumiał, że nie prześcignie go w rywalizacji o większą aprobatę ojca. Choć
nie było to dla niego łatwe, usunął się delikatnie w cień, nadal wykonując
swoje obowiązki, bo przecież nie rzuci wszystkiego ot tak. Właśnie wtedy
przypomniał sobie o hobby z dzieciństwa. Golf zawsze przyciągał jego uwagę.
Mógł godzinami siedzieć przed telewizorem i oglądać rozgrywki. Gdy był straszy,
kilkakrotnie prosił rodziców o zapisanie go do klubu. Niestety, Fugaku Uchiha,
gdy tylko o tym usłyszał, wymyślił mu kilka innych dodatkowych zajęć, bo jego
zdaniem golf był dla panienek i obiboków. Ojciec twierdził, że sportem jest
tylko to, co wymaga wysiłku fizycznego i dobrej kondycji, a golf wobec tego
sportem nie jest. Traktował te prośby jako chwilowe widzimisię Sasuke i
dobitnie dał mu do zrozumienia, że tą dziedziną Uchiha się nie zajmują.
Prychnął na to wspomnienie, a po chwili twarz rozjaśnił mu lekki, prawie
niewidoczny uśmiech, gdy przypomniał sobie, jakim sposobem postawił na swoim.
Jednak bieg myśli przerwał mu Naruto, który stanął tuż za nim i odezwał się
cicho:
— Uchiha, rusz dupę. Najpierw mnie ochrzaniasz, że się spóźniłem,
a teraz sam bujasz w obłokach. — Uzumaki, wyciągnął ku niemu rękę, by odebrać
kij i schować go do torby. Teraz musieli przejść spory kawałek pieszo, bo silne
uderzenie Sasuke wybiło piłkę na piaszczyste podłoże za niskim pagórkiem.
— Wcale nie bujam w obłokach, młocie!
— Nie, wcale. Wiesz chociaż, dokąd poleciała piłka?
— Oczywiście, że wiem, kretynie! Sam ją wybiłem!
— No to chodź już, bo inni czekają. — Wskazał głową kierunek za
swoimi plecami, gdzie cztery osoby stały, czekając, aż oni zwolnią miejsce.
To była kolejna zasad obowiązująca na polu. Nikt nie wchodził
nieproszony innym graczom na miejsce. Każdy cierpliwie czekał na opuszczenie
dołka, by nie nie przeszkadzać ani nie rozpraszać klubowiczów.
— To na co czekasz? Idź już! — warknął Sasuke, coraz bardziej
wkurzony. — Bierz sprzęt i jazda!
— Jesteś dupkiem, Uchiha — odezwał się Naruto, jednak zarzucił na
ramię ciężką torbę i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Po chwili usłyszał
rytmiczne kroki, co oznaczało, że Sasuke podążał za nim.
Gdy dotarli na miejsce, gdzie wylądowała piłeczka Uchihy, Naruto
ponownie zajął się wybraniem odpowiedniego kija do panujących przy tym dołku
warunków. Sasuke tym razem podszedł i bez słowa zabrał kij. Okręcił się na
pięcie i powolnym, wręcz mozolnym ruchem nadgarstka skierował piłkę do dołka.
Zadowolony z rezultatu uzupełnił kartę z wynikami i rozejrzał się. Teraz
powinni udać się do trzeciego dołka, który znajduje się blisko małego stawu.
Skrzywił się na samą myśl o tym terenie, bo zawsze miał problemy z uderzeniami
blisko wody. Niby to samo pole, a jednak zbiornik wodny chyba sam w sobie
przywoływał wiatr, przez co zaliczenie dołka zawsze kończył w czterech
uderzeniach, a rekord klubu to dwa. Przypomniawszy sobie o nadchodzącym
turnieju, zacisnął zęby i, z mocnym postanowieniem, że dziś mu się uda, zaczął
iść w kierunku znienawidzonego punktu.
— Sasuke, mogę o coś spytać? — Uzumaki, gdy zrównał się z nim,
obrócił twarz w jego stronę, oczekując odpowiedzi.
— Naruto, a czy to na pewno jest konieczne? — Sasuke spojrzał na
niego przelotnie, ale wiedział, że nie zniechęci go do zadawania mu pytań. —
Mów. — Wzruszył ramionami, dając mu tym do zrozumienia, że i tak ma w nosie
wszystkie jego spostrzeżenia.
— Jesteś pewny, że akurat ja mam być z tobą na turnieju?
— Ta.
— Ale dlaczego? — Naruto pragnął poznać prawdziwy powód. — Powiedz
mi. Przecież w klubie jest mnóstwo innych, o wiele bardziej doświadczonych
osób.
— Bo byłeś pod ręką, młocie. A teraz zamknij się i idź.
***
Gdy rozgrywka dobiegła końca, wspólnie szli w stronę klubu. Naruto
po to, by umyć używane w czasie gry kije oraz odłożyć torbę. No i musiał się
przebrać, bo dla niepoznaki robił to w klubowej szatni, wspólnie z innymi
pomocnikami.
Uchiha natomiast miał spotkanie biznesowe, które zechciał odbyć w
klubie. Rozstali się przy wejściu, żegnając tylko krótkim uściskiem dłoni.
Po przebraniu się w zwykłe rzeczy, Naruto zabrał sprzęt i poszedł
do innego pomieszczenia, by zająć się konserwacją i czyszczeniem. Gwizdał cicho
pod nosem, gdy nagle usłyszał, jak ktoś woła jego imię. Wyszedł z pokoju i
zaczął nasłuchiwać. Rozpoznał, że to głos Uchihy dobiegający z korytarza.
— Tu jestem! —
zawołał i zaczął iść w jego kierunku. — Sasuke?
Uchiha, który zapomniał wyciągnąć z torby zegarek, zbliżył się do
szatni, bo właśnie stamtąd krzyczał Uzumaki. Przeklął pod nosem na swoja
głupotę, bo spotkanie zaraz miało się zacząć, a on biega po klubie zamiast siedzieć
w restauracji i czekać na klientem. Przekroczył próg pokoju dla caddiech i,
zauważając Naruto, który na ramieniu miał mokry ręcznik, spytał:
— Gdzie torba?
— Tam. — Wskazał
za siebie, na miejsce, w którym ją zostawił.
Sasuke wyminął go bez słowa, odpinając boczną kieszonkę i
wyciągając z niej zapomniany przedmiot. Założył go na rękę, dobrze zapinając i
miał już wyjść, gdy usłyszał, że ktoś się zbliża, a na pewno nie był to
Uzumaki, bo ten stał obok niego.
— Naruto?! — Uzumaki, natychmiast pobladł, rozpoznając, kto tym
razem go szuka. Rzucił szybkie spojrzenie na Sasuke i bez zastanowienia złapał
go za ramię popychając w stronę drzwi. Zdziwiony takim zachowaniem Uchiha, nie
zdążył zaprotestować.
— Młocie, puść mnie! — wysyczał wściekle, wyrywając się z uścisku.
— Odbiło ci? — krzyknął zdenerwowany.
— Uchiha, wynoś się stąd! — Uzumaki uparcie starał się wyrzucić go
z szatni. Wiedział, że jak Inuzuka tu wpadnie, może być nieciekawie. — Spadaj,
draniu!
— Zostaw mnie, idioto! — Uchiha widząc, że Naruto znów chce go
złapać, odsunął się nieznacznie. — Sam umiem wyjść. Czyżbyś coś przede mną
ukrywał? — spytał ironicznie. — Może to…
Jednak nie zdołał dokończyć, bo ktoś boleśnie wpadł mu na plecy, a
on z impetem poleciał do przodu.
— Naruto! Twój oj… — Kiba, zamilkł gwałtownie, widząc, z kim jest
Uzumaki.
— Kiba, co jest? — Przerwał mu szybko blondyn, mrugając oczami i
gwałtownie machając rękami, dając mu tym znak, by nie powiedział o jakieś jedno
słowo za dużo. Nie uszło to uwadze Sasuke, który już wyprostował się i obrzucił
drugiego chłopaka morderczym spojrzeniem.
— Eee... to znaczy, prezes klubu cię szuka! Masz do niego
natychmiast pójść.
Obrzucił spojrzeniem wkurzonego bruneta, po czym wykonał taktyczny
odwrót i wybiegł bez pożegnania. Nie miał ochoty wysłuchiwać obelg pod swoim
adresem, bo domyślił się, że tym na kogo wpadł był Uchiha Sasuke, o którym
Naruto tak często mu opowiadał. I właśnie dlatego, że znał te opowieści, wolał
się ulotnić. W końcu Uzumaki wielokrotnie powtarzał, że Sasuke jest dupkiem. No
a on nie bardzo chciał się narażać jakiemuś bogatemu frajerowi. Bo wtedy nawet
to, że zna się z Naruto od dziecka, nie uchroniłoby go przed zwolnieniem.
— Prezes? — zdziwił się brunet, gdy Kiba zniknął i znów zostali z
Uzumakim sami.
— No, to ja już lepiej pójdę — wykrztusił Naruto, jednak tym razem
to on został zatrzymany przez Sasuke, który złapał go za koszulkę,
uniemożliwiając mu odejście. — Zostaw mnie, draniu! Śpieszę się! — Szarpnął się
w przód, ale zrezygnował z prób uwolnienia się, gdy usłyszał trzask pękającego
szwu. Pragnąc uratować koszulkę przed rozdarciem, zrobił krok do tyłu,
zbliżając się tym samym do Uchihy. Widząc, że ten jednak w dalszym ciągu go nie
puszcza, zaczął powoli okręcać się twarzą do niego. I dobrze zrobił, bo gdy
tylko Sasuke zrozumiał, co ten zamierza, odruchowo puścił materiał. Stali na
wprost siebie, mierząc się wzrokiem, czekając, aż któryś z nich pierwszy się
odezwie. Naruto czuł, jak serce wali mu w piersi. Lecz tym razem powodem nie
był Uchiha, tylko Kiba. Był zły, cholernie zły i wiedział, że jak tylko dorwie
Inuzukę, to skopie mu tyłek. Przez tego kretyna prawie został odkryty.
— Tak, kurwa, prezes. Muszę zgłosić mu, że biorę udział w Wielkim
Szlemie. Jako twój caddie — rzucił mu w twarz naprędce wymyśloną bajeczkę i
liczył, że po tym nie będzie zmuszony nic więcej tłumaczyć.
— Hm, idź. — Wyminął go, zatrzymując się w drzwiach i dodał przez
ramię:
— Pozdrów swojego kochasia! — Kpiący uśmiech na jego twarzy
spowodował, że Naruto zbladł nieznacznie.
— To nie jest mój kochanek, dupku — wykrztusił przez zaciśnięte zęby,
całą siłą woli powstrzymując się, żeby nie podejść i mu nie przywalić.
— Ty naprawdę jesteś idiotą, Uzumaki. Widziałem, jak rozpaczliwie
próbowałeś dać mu do zrozumienia, żeby się zamknął. Na razie!
Zaskoczony Naruto długo jeszcze po zniknięciu Sasuke, stał i gapił
się przed siebie. Zastanawiał się w myślach, o co mu chodziło, a po chwili
parsknął śmiechem. Najwyraźniej Uchiha źle zinterpretował sygnały, które
wysyłał Kibie. W sumie dobrze, pomyślał. Lepiej, że nie dowiedział się prawdy,
tylko coś sobie uroił. Lecz wciąż zastanawiał się, czy Sasuke nie usłyszał
przerwanych słów Kiby. Choć gdyby je słyszał, raczej by zapytał wprost, co to
znaczy. Ale pewności nie miał, bo kamienna twarz Uchihy nie zdradzała żadnych
emocji. Wzruszył ramionami, po czym westchnął. Musiał iść zobaczyć się z ojcem,
a jeszcze nawet nie zajął się sprzętem. Zrezygnowany wsadził torbę do szafki i
powoli poczłapał w stronę gabinetu prezesa. Po dotarciu na miejsce nacisnął
klamkę i wszedł do środka.
— Tato, chciałeś mnie widzieć?
Minato podniósł
wzrok znad papierów nad którymi ślęczał i uśmiechnął się lekko na widok syna.
— Tak, usiądź. —
Gestem wskazał mu kanapę pod oknem, a sam odchylił się na krześle, przeciągając
się. — Chcesz coś do picia? — spytał, wstając i podchodząc do małej lodówki, w
której trzymał napoje. Nie czekając na odpowiedź, wyciągnął dwie puszki i
rzucił jedną Naruto. Gdy już każdy z nich zaspokoił swoje pragnienie, Minato
usiadł obok niego i westchnął.
— Wiem już, że
nie zmienisz decyzji co do turnieju, więc nie będę cię przekonywał, byś z tego
zrezygnował.
— W takim razie
po co mnie wzywałeś? W dodatku czemu akurat Kibie kazałeś mnie zawołać? —
spytał z wyrzutem, wciąż zły, że o mały włos, a wszystko by się wydało. —
Mogłeś zadzwonić — mruknął wciąż niezadowolony.
— Zadzwonić? Czy
ty aby nie popadasz w paranoję? — Minano obrzucił go uważnym spojrzeniem,
jednak nie dostrzegł nic na jego twarzy. Tylko wzruszenie ramion syna
powiedziało mu, że jest rozdrażniony. — No cóż… Na pewno pamiętasz, że w
przyszłym tygodniu mama ma urodziny, prawda? — Uśmiechnął się chytrze, widząc,
jak jego pociecha zamiera po usłyszeniu tej informacji, a następnie sztywno
kiwnął głową.
— Jasne, że tak.
— Czyli, kompletnie zapomniałeś…
— Wcale nie!
— Dobra, niech ci będzie, Naruto. — Minato poklepał go ramieniu
uspokajająco, po czym kontynuował: — Więc, skoro już pamiętasz, to chciałbym,
żebyś zaczął myśleć nad imprezą urodzinową.
— Imprezą? — Zdziwił się Naruto, obracając twarz w stroną ojca. —
Przecież mama nie znosi takich imprez! Wpadnie w szał, jak tylko się dowie! Nie
będę jej ofiarą, nie wrobisz mnie! — Wycelował w niego palcem, jakby ten gest
miał nadać powagi jego wypowiedzi.
— Naruto, nie panikuj! Akurat tym razem musi być impreza i koniec.
— Ale po co? — Naruto zerwał się z kanapy, zaczynając krążyć po
gabinecie. — Tato! Mama jak się wkurzy, serio jest straszna! Odmawiam! —
zawołał głośno.
— Naruto!
— Co?
— Uspokój się i daj mi skończyć! Siadaj!
Naruto posłusznie
usiadł z powrotem obok niego, jednak tym razem na jego twarzy malowało się
widocznie niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Ręce zaplótł na piersi i
wpatrywał się zmrużonymi oczami w przeciwległą ścianę. Minato, mając dość ciszy,
zaczął mówić, opanowanym i spokojnym głosem:
— Jak już ci
wcześniej powiedziałem, mama ma za tydzień urodziny. Nie lubi imprez, wiem o
tym, ale musimy zorganizować przyjęcie. Jest ważny powód mojej decyzji. Otóż w
przyszłym tygodniu, dwa dni po urodzinach mamy, jest dwudziesta rocznica
istnienia klubu. I to z tej okazji trzeba zrobić przyjęcie. Połączymy to z
urodzinami mamy, rozumiesz?
— Tak, teraz już
wszystko jest już dla mnie jasne. — Naruto wiedział, że ten klub jest całym
życiem rodziców, a w szczególności matki, która za wszelką cenę dążyła do
realizacji swoich marzeń. Powód, który przedstawił mu ojciec, był świetną
wymówką od imprezy urodzinowej. W końcu Kushina na uczczenie rocznicy założenia
klubu na pewno nie będzie narzekać. — Dobra, tato! — Uśmiechnął się szeroko. —
Biorę to na siebie. Wymyślę coś, żeby odwrócić jej uwagę, a ty zajmiesz się
najtrudniejszymi zadaniami.
— No to cieszę się, że się dogadaliśmy. — Prezes wstał z kanapy i
podszedł do biurka. Otworzył jedną z szuflad i podał Naruto kartkę zapisaną
drobnym druczkiem. — Catering już mam załatwiony, ty tylko podpytaj mamę o menu
i zaznacz tutaj, to co powie. — Podał mu ją i usiadł za biurkiem, pochylając
się nad papierami, które przeglądał, zanim wszedł Naruto. — Tylko pamiętaj, że
będę potrzebował to zestawienie na dwa dni przed imprezą, żeby zdążyć przesłać
zamówienie do firmy.
— Nie martw się, zdążę. — Naruto nie zwrócił większej uwagi na
świstek. Później go przejrzy, jak już będzie w domu, w swoim pokoju. — To na
razie! — rzucił i, wpychając kartkę do kieszeni spodni, wyszedł z gabinetu.
Hmmm, lubię to opowiadanie, fajny pomysł :P
OdpowiedzUsuńNo nie wiem co jeszcze mam napisać, generalnie super się czyta i już się nie mogę doczekać następnej części.
Pozdrawiam i weny życzę =3
A dziękuję bardzo xDD Wenę jak najbaradziej przygarniam xD
UsuńKurna, podobają mi się Sasunaru na tym blogu, naprawdę! Przeczytałam wszystkie, i liczę na kontynuację dłuższych opowiadań, a oneshoty są świetne. Styl masz przyjemny, nie jest banalny, ani nie ma w sobie zbędnego patosu,jest przyjemny. I podoba mi się zróżnicowanie, Sasu policjant, golfista, gra w szachy.. bajeczne. Zakończenie Drogówki mnie urzekło, to było takie Narutowe, że się tak kolokwialnie wypowiem. Wielkanoc z ramenem również, naprawdę, życzę weny, i dziękuję za danie mi możliwości bycia czytelnikiem!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba xD. Mam nadzieję, że z czasem będzie jeszcze lepiej, a co do stylu itp, to proszę, nie przesadzajmy. Wciąż się uczę, mam jeszcze wiele braków, no ale staram się. Dziękuję, że dołączyłaś do grona czytelników i liczę, że zostaniesz tu na dłużej :D.
UsuńWenę przygarniam i również pozdrawiam serdecznie.
Z góry przepraszam za SPAM.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszamy na nowo powstałą ocenialnię blogów o tematyce M&A Naruto - http://ocenialnia-rinnegan.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńtak mi się wydaje, że ta firma cateringowa, to akurat firma Uchihy, może nawet sam Sasuke się pojawi, naprawdę jestem ciekawa reakcji Sasuke jak się dowie, o mało się już teraz nie dowiedział..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia