2.06.2014

Te prometeo


Okej, nadszedł czas na wstawienie fika pojedynkowego na forum sasunaru.pl
Zapraszam!

Gatunek: Horror, AU
Pairing: SasuNaru
Beta: Vanes, fefa :*
Ostrzeżenia: Sceny tortur, krew







— Ty to masz wspaniałe życie — powiedział Kiba do swojego przyjaciela, z którym już niedługo będzie musiał się rozstać, a kontakt się urwie przez odległość dzielącą ich kraje.
Siedzieli w kuchni w wynajmowanym przez Naruto i Sasuke apartamencie w Monachium i pakowali przybory kuchenne w kartony. Jednak Uzumaki nie pierwszy raz organizował przeprowadzkę. Jego partner, Sasuke, był dyplomatą, więc co jakiś czas zmieniali miejsce zamieszkania. W Niemczech mieszkali chyba najdłużej, bo półtora roku. Za każdym razem ciężko przechodził wyjazd i zmianę okolicy, ale starał się jakoś trzymać.
— Też bym tak chciał! — Inuzuka widział chyba w takim życiu tylko plusy:  podróżowanie po wielu krajach, rauty i przyjęcia w ambasadzie.
— To nie jest tak, jak myślisz — próbował go przekonać Naruto. — Czasami nie mam ochoty iść na jakąś wielką fetę, na której nikogo poza Sasuke nie znam. Poza tym ciągłe mieszkanie na walizkach jest irytujące. No i ta niepewność gdzie wylądujesz za kilka miesięcy. To niekiedy dobijające.
— Ale ten świat, te kobiety… — wzdychał Kiba, jakby w ogóle nie słyszał wcześniejszych uwag. Chwycił niebieski porcelanowy talerzyk i przełożył ochronną warstwą gazet, by po chwili umieścić go w pudle wraz z resztą kolekcji. — Byłeś już chyba wszędzie! Większość europejskich stolic nie ma dla ciebie tajemnic. Serio ci zazdroszczę.
Naruto nie widział sensu w dalszym przedstawianiu minusów takiego życia. Ktoś, kto tego nie doświadczył, miał prawo widzieć w tym same zalety. On jednak poznał również wady, które teraz wydawały się górować nad walorami. Tym razem mieli przeprowadzić się do Norwegii i nie był tym ucieszony. Surowy klimat, krótkie lato oraz trudny język sprawiały, że zamiast radości czuł tylko przerażenie. Ale wyboru nie miał. Minęło już ponad siedem lat, jak zdecydował się rzucić wszystko i wyjechać z kraju za Uchihą. Wiedział na co się pisze, bo Sasuke kilkakrotnie tłumaczył mu, ile wyrzeczeń będzie musiał znieść. Wtedy, po uszy zakochany, miał gdzieś ciągłe przeprowadzki i dyskomfort płynący z sieci kłamstw, w jakiej musiał żyć. No bo fakt, że sławny polityk i dyplomata jest gejem, nigdy nie mógł wyjść na jaw. Naruto żył z Sasuke pod przykrywką lokaja. Brak innych pracowników tłumaczyli tym, że Sasuke jest niezadowolony z ich usług oraz jego jawną niechęcią do innych ludzi. Nieraz Uzumaki zastanawiał się, jakim cudem ich tajemnica nie wyciekła do prasy. Dobry kamuflaż jednak potrafi zdziałać cuda. Czasem Naruto miał gorsze samopoczucie, gdy musiał wysłuchiwać słów Uchihy na własny temat kierowanych do kogoś innego. Wiedział, że musi tak być, ale jednak niezadowolenie dławiło go od środka. Wyjazd do Norwegii znów zapowiadał serię samotnych wieczorów. Specyficzny naród, który stroni od innych, nie napawał Uzumakiego nadzieją na szybkie zapoznanie się z sąsiadami. No i nie spodziewał się spotkać tam kogokolwiek z temperamentem żywiołowego południowca.
            Dwa miesiące później, po spakowaniu całego dobytku i dopełnieniu wielu formalności, duży samochód, zapewne z biura Sasuke, przywiózł ich, po wylądawaniu, z lotniska na przedmieścia Oslo. Jakkolwiek Naruto wyobrażał sobie życie tam, nigdy nie wpadłby na myśl, żeby nie dopuścić do tego wyjazdu.
            Zostali zakwaterowani w małym domku, w centrum nowo wybudowanego osiedla na peryferiach miasta. Uzumaki patrzył na nie z nadzieją, łudząc się, że może inni sąsiedzi również będą dyplomatami i będą mogli nawzajem sobie pomagać. Lecz, mimo że pojawili się tam późnym popołudniem, nikt nie wyszedł ich powitać. Po wniesieniu wszystkich rzeczy, zostali z Sasuke sami i usiedli na malutkim tarasie z kubkami gorącej kawy. Po drugiej stronie ulicy stało kilka budynków, ale tylko przy jednym był zaparkowany samochód. Oprócz domu zaraz obok żaden inny nie wydawał się zamieszkały. Pozostała część osiedla wyglądała na pustą. I przerażającą. Wszystkie domy jednakowe, te same ściany, takie same okna. Ciemne szyby bez zasłon przypominały Naruto oczy wpatrujące się w niego martwym wzrokiem. Nie podobało mu się to miejsce.
— Jak tylko wszystko się ułoży, postaram się o mieszkanie w centrum Oslo — odezwał się Sasuke, również krytycznie przyglądając się okolicy.
Naruto jednak miał przeczucie, że utknęli na tym koszmarnym przedmieściu na dobre.
Poczuł dreszcz spływający po kręgosłupie, gdy do jego uszu dotarło z oddali, najpewniej z ciemnego lasu, którego ściana zaczynała się kilkanaście metrów za ich mieszkaniem, przeciągłe wycie. Zerknął z ukosa na partnera, ten jednak albo nie słyszał upiornego dźwięku, albo coś takiego nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia, bo siedział spokojnie, nie przestając obserwować cichej okolicy.
— Idę się położyć, Sasuke. — Naruto podniósł się, zabierając pusty kubek. — Jutro zaczniemy się urządzać, więc trzeba wcześnie wstać. Dobranoc.
— Jak chcesz, dobranoc — odparł Uchiha, nie ruszając się z miejsca.
Leżąc w łóżku, Uzumaki wsłuchiwał się w trzeszczące odgłosy nowego miejsca i świszczący za oknem wiatr. Słyszał ciche zawodzenie i szmery, jakby nocą pod oknami ich nowego domu budziły się upiory. Ten szum przypominał jednostajne brzęczenie cicho ustawionego radia, które nie może złapać odpowiedniej częstotliwości. Leżąc w ciemnościach, wykończony po długiej podróży, otoczony przez nowe dźwięki, i przerażony perspektywą mieszkania na takim odludziu, długo przewracał się z boku na bok nim zasnął.
            Następny dzień upłynął im na rozpakowywaniu dobytku i urządzaniu się. Sasuke miał jeszcze dwa dni urlopu  i oboje korzystali z tych paru chwil, w których mogli nacieszyć się swoim towarzystwem. Przydzielony im dom był przestronny i urządzony z ogromną elegancją, choć bez zbytniego przepychu, bo takie właśnie wytyczne dostali od Uchihy robotnicy. Zwiedzenie wszystkich czterech pokoi, kuchni oraz łazienki, było dla Naruto zajęciem miłym i relaksującym. Jako dekorator wnętrz już planował, jaki wystój będzie miało ich nowe gniazdko. Pracował wytrwale, ciesząc się, że uda mu się choć kilka dni nie myśleć o nieprzyjemnej okolicy. Jednak deszczowe wieczory i targający drzewami porywisty wiatr nie pomagały Uzumakiemu w otrząśnięciu się z pierwszego złego wrażenia. Ponadto do tej pory — a minął już tydzień od kiedy się wprowadzili — nie udało im się poznać nowych sąsiadów. Zupełnie jakby całe przedmieścia wymarły. Będąc samemu w domu, zawsze miał wrażenie, że jest obserwowany. Dziwne uczucie powodowało, że co chwilę oglądał się z lękiem za siebie.
            Któregoś dnia, gdy stanął przy oknie, aby zasłonić rolety, zauważył, że w domu obok świeci się światło. Zmrużył oczy, chcąc dobrze się przyjrzeć, chociaż odległość między budynkami była niewielka, raptem kilka metrów. Okna naprzeciw były odsłonięte, więc miał idealny wręcz widok na kuchnię. Przy stole siedział mężczyzna. Najprawdopodobniej obcokrajowiec jak oni, o czym świadczył brązowy odcień długich do ramion kosmyków, niedbale opadających na plecy. Obecność kogoś w domu obok była dla Naruto tak wielkim zaskoczeniem, że dopiero po chwili zarejestrował w swoim umyśle, że sąsiad ma na sobie długie gumowe rękawice, do połowy łokcia umazane czymś czerwonym. Po chwili nieznajomy, podnosząc się z krzesła, sięgnął ręką do twarzy, rozmazując coś na niej. Strach ścisnął go za gardło, gdy dotarło do niego, że dziwną substancją najprawdopodobniej jest krew. Sporo krwi. Odruchowo Uzumaki spojrzał na zegarek. Było już po północy. Gdy znów spojrzał w kierunku domu tajemniczego sąsiada, zauważył jeszcze jedną rzecz. Białe, wyglądające na ślepe, oczy. Miał wrażenie, że nagle temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. Wzdrygnął się i trzęsącymi się rękami opuścił szybko rolety, odskakując od okna, jakby się paliło. „W domu obok mieszka morderca” – uporczywa myśl nie chciała zniknąć. Zrozumiał wtedy dlaczego nigdy nie widywał sąsiada w dzień, chociaż pod domem stał duży terenowy Jeep. Morderca, zabójca, psychopata – tysiące skojarzeń tłukło się w umyśle Naruto, a nachodzące go wizje skąd wzięła się krew na dłoniach sąsiada, nie pozwoliły mu zmrużyć oka.
— Sasuke, błagam, wyprowadźmy się stąd! — Naruto próbował przekonać chłopaka rano przy śniadaniu. — Tutaj jest niebezpiecznie! — Opowiedział mu co widział w nocy.
— Jesteś pewny, że nic ci się nie przywidziało?  — Uchiha starał się go delikatnie pocieszyć. — Było późno no i ciemno. Może to tylko twoja wyobraźnia?
— Wiem, co widziałem, draniu!
— Wspomniałeś, że wyglądał, jakby był niewidomy? To powiedz mi, jak ktoś, kto nie widzi, mógłby zabijać? Masz paranoję od tych twoich głupich horrorów, które tak często oglądasz.
— Wcale nie mam paranoi! Sasuke, serio, coś jest nie tak. Czuję to!
— Naruto, przestań. Przesadzasz. Nie znasz tu nikogo i głupiejesz z nadmiaru wolnego czasu. Zajmij się czymś, to odechce ci się durnych spekulacji — zirytowała się Uchiha.
Urażony Naruto wyszedł z kuchni. Jak on mógł, zarzucić mu, że ma zwidy! A przecież nie był ślepy. Widział dokładnie to, co powiedział. Jednak siedząc w salonie i przerzucając kanały, toczył wewnętrzny monolog. A co jeśli rzeczywiście mu się zdawało? Było ciemno, nikt ich do tej pory nie odwiedził, a on sam jakoś nie miał ochoty na wycieczki poznawcze z sąsiadami, których była ledwie garstka. Poza tym może sąsiad był na coś chory albo zwyczajnie malował pokój i ubrudził się czerwoną farbą? Uzumaki za wszelką cenę chciał znaleźć jakieś logiczne rozwiązanie i zacząć śmiać się sam z siebie. Myśl, że w domu obok mieszka morderca, wydała mu się tak tragiczna, że nawet rozwiązanie nielogiczne uznałby za dobre, gdyby takowe znalazł. Wolał najmniej prawdopodobne z możliwych wyjaśnień, jakie podsunie mu umysł, niż zaakceptowanie faktu, że widział zabójcę i psychopatę. A z kimś takim nigdy w życiu nie chciałby mieć do czynienia! Okolica nie napawała optymizmem, co wywoływało mnóstwo ponurych myśli. No i Sasuke. Brunet ze swoim praktycznym podejściem do życia nie pomagał w odgonieniu czarnych myśli. Potrząsnął głową, mając dość tych wewnętrznych rozterek. Przecież może to sprawdzić. O tak! To jest najlepsze z możliwych rozwiązań. Pójdzie tam jutro pod byle jakim pretekstem i przekona się, czy ma słuszne podejrzenia, czy to tylko wyimaginowane fantazje znudzonej wyobraźni.
— Młocie, przesuń się. — Sasuke przerwał mu gonitwę myśli, wchodząc do pokoju z dwoma kubkami parującej kawy. Posłusznie zrobił miejsce, nie odzywając się ani słowem. W głowie zaś już układał plan, jak zaaranżować spotkanie z sąsiadem.
Okazja ku temu nastąpiła szybciej, niż się spodziewał, bo usłyszał pukanie do drzwi. Lekko zdziwiony, kto to może być, spojrzał z ukosa na Sasuke, który również zaskoczony podniósł się z kanapy.
— Dzień dobry. Jestem sąsiadką z domu obok. Nazywam się Sakura Haruno. — Słowa wypowiedziane przez nieznajomą po otwarciu drzwi zjeżyły Naruto włosy na głowie. Jak to? Nigdy wcześniej jej tu nie widział. Był pewien, że sąsiad mieszka sam. Teraz miał niemiłe uczucie rosnącej w gardle guli, utrudniającej mówienie.
— Witam — odezwał się Uchiha, chcąc przerwać niezręczną ciszę. — Miło nam poznać.
— Już dawno planowaliśmy was przywitać, jednak nie wiedzieliśmy, czy macie ochotę na nawiązanie znajomości — mówiła przepraszająco, wyciągając jednocześnie w ich stronę talerz z ciastem. — Jestem Sakura.
Naruto odebrał podarunek, przedstawił siebie oraz Uchihę i zaprosił nowo poznaną sąsiadkę na kawę. Skoro przed chwilą usłyszał, że mieszka w podejrzanym dla niego domostwie, postanowił kuć żelazo póki gorące. Przyglądając się kobiecie, Uzumaki stracił cały rezon, jaki do tej pory posiadał. Zgrabna figura sąsiadki, modne ubrania i delikatny ton głosu, gdy mówiła, rozbił jego wyobrażenie o krwawych rytuałach, jakie niedawno miał w głowie.
— Fajnie, że się tu wprowadziliście. — Sąsiadka była bardzo miła i rozmowna. — Bo poza wami mieszka tu tylko zapalona rzeźbiarka i ja z bratem.
Teraz to Naruto już całkiem stracił rachubę. Z bratem? Czyżby ten mężczyzna, którego widział, był bratem Sakury? Cholera, robiło się niebezpiecznie. Dodatkowe pytania zalały mu umysł, wyłączając go na jakiś czas z prowadzonej rozmowy.
— Nie jesteście chyba rodowitymi Norwegami? — spytał, przywołując się do porządku.
Dostrzegł kolejną okazję na sprawdzenie swojej — oby nieprawdopodobnej — teorii. Jeśli kobieta okaże się plotkarą, będzie miał szansę na nawiązanie znajomości za pomocą swojego uroku osobistego. Teraz wiedział, że orientacja biseksualna może mu się na coś przydać.
— Racja, nie jesteśmy. Pochodzimy z Ameryki, ale tutaj bardzo nam się podoba, więc nie żałujemy przeprowadzki. — Mierzyła ich chwilę wzrokiem, po czym dodała: — Ty, Sasuke, też nie wyglądasz na Norwega, za to Naruto spokojnie mógłby za takiego uchodzić. Ale jak mniemam, również nie jesteście stąd, prawda?
— Tak, prawda — Sasuke postanowił odpowiedzieć krótko i zwięźle, nie drążąc tematu. Akurat rozmowa o pochodzeniu nie bardzo mu odpowiadała. Tak samo jak rozmowa na tematy polityczne i religijne nie wchodziła w rachubę. Uchiha był na tyle wredny i arogancki, że Uzumaki już dawno przyzwyczaił się do tych dziwactw, jednak Sakura, nie mając pojęcia o charakterze nowo poznanego mężczyzny, mogła palnąć gafę i doprowadzić nawet do wyrzucenia jej za drzwi. A tego Naruto nie chciał. Wiedział, że bez znajomości z nią odkrycie nurtującego go sekretu, może być trudniejsze. Zwłaszcza, jeśli ona sama nie miała pojęcia, z kim mieszka. Mógłby wtedy zapobiec tragedii, w razie gdyby kolejnym celem była ona sama.
— A twój brat, jak ma na imię? — spytał swobodnie, choć w środku cały trząsł się z nerwów.
Łatwo było powiedzieć, że ma nawiązać z nią kontakt, po tym co zobaczył.
— Neji — odparła. — Miałam jeszcze męża, ale rok temu zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. — Potarła palcem złotą obrączkę, którą wciąż nosiła.
Słysząc ostatnie zdanie, Naruto upuścił trzymany w ręku kubek z zimną już kawą, który potrzaskał się, uderzając o podłogę, a resztki napoju rozbryzgały się dookoła, brudząc spodnie jego i Sasuke. Po plecach spłynęła mu strużka zimnego potu.
— Co robisz, młocie?! — warknął wściekle Uchiha.
— Uch, sorry. Wyślizgnął mi się. — Skłamał, sięgając po szmatę, by wytrzeć mokrą plamę.
— Hm, a wy jesteście rodziną? Nie wyglądacie, ale sama wiem, jak pozory mogą mylić.
Sasuke uniósł pytająco brew, nie odzywając się jednak słowem. Widząc to, Sakura wzięła głębszy wdech i odpowiedziała na nieme pytanie bruneta:
— Mieliśmy innych ojców, więc tak naprawdę jesteśmy przyszywanym rodzeństwem. No, a wy?
— Nie, nie — zaśmiał się Uzumaki. — Nie mamy wspólnych korzeni. Jestem tutaj dla Sasuke czymś w rodzaju pomocy domowej — podrapał się po karku, modląc się, by kobieta nie domyśliła się, że to kłamstwo. Nikt nie powinien znać prawdy o ich relacjach, tego wymagała praca Sasuke.
Słysząc to, kobieta zaśmiała się perliście, głośno wyrażając zadowolenie, że będzie miała z kim dyskutować o serialach i „babskich” pierdołach. Rozmawiali jeszcze chwilę o różnych metodach usuwania plam, przepisach kulinarnych i urządzaniu domu, gdy nagle sąsiadka  spojrzała na zegarek i powiedziała:
— Ojej, ale się późno zrobiło! To ja nie będę wam już przeszkadzać. Jeszcze trochę a się spóźnię. — Sakura wstała, uśmiechając się delikatnie. — Do widzenia, dziękuję za gościnę i wybaczcie, proszę, że przyszłam tak bez zapowiedzi. Do zobaczenia wkrótce — spojrzała sugestywnie na Naruto, który był tak wytrącony z równowagi informacjami, jakie od niej dzisiejszego wieczoru usłyszał, że nawet tego nie zauważył. Zamykając za nią drzwi, poszedł szybko na piętro, by zobaczyć, czy rzeczywiście wejdzie do domu obok, jednak, podchodząc do okna, nie zauważył nigdzie jej sylwetki.
Odwiedziny sąsiadki stały się regularne, a mimo ciągle nękających go obaw, Naruto chętnie z nią rozmawiał,  zachowywał jednak dystans i pilnował się, co mówi. Okazała się osobą otwartą i wesołą, więc cieszył się jej towarzystwem, gdy był sam w domu. Kilkakrotnie otrzymał od Haruno zaproszenie na kawę i ciasto u niej. Odbierał to jako próby delikatnego podrywu, więc konsekwentnie odmawiał. Jednakże starał się trochę z nią flirtować, by poznać szczegóły spraw dotyczących jej brata oraz zaginionego męża. Jak na razie było ich niewiele, bo kobieta skrzętnie unikała tematu, lub ignorowała jego drobne aluzje, zmieniając tok rozmowy. Dowiedział się tylko, że mąż Sakury miał na imię Kurama, ksywkę Kyuubi, był zawodowym żołnierzem i najprawdopodobniej był zamieszany w ciemne interesy, o których Sakura przed zaginięciem nie miała pojęcia. To dlatego wyprowadziła się do Oslo, mając dosyć złośliwych plotek i szeptów innych, a brat, chcąc ją wspierać, przyjechał z nią. Urywki te jednak Naruto starał się do siebie dopasowywać, bez zbytniego wypytywania jej o wszystko. Niekiedy mimochodem rzucał jakąś uwagę, a ona odpowiadając dawała mu nieświadomie kolejne wskazówki, z których tak naprawdę nic nie wynikało. Ale Naruto był cierpliwy, dlatego dławił w sobie strach i uśmiechał się do niej czarująco. Obserwował jej mimikę twarzy, gdy opowiadała o tym, że brzydzi się złych uczynków męża. Twierdziła, że najprawdopodobniej dokonał ich, gdy byli szczęśliwym małżeństwem. Naruto był skłonny w to uwierzyć. Jednak ziarno wątpliwości zasiane przez widok jej brata pokrytego smugami krwi, siedzącego w kluchni, skutecznie odpędzał cichy głosik szepcący, by dać jej szansę. Dla niego byli podejrzani — ona i Neji. Szukał informacji o jej zaginionym mężu, jednak nie znalazł nic, co było kolejnym powodem do ponurych myśli.


Dni mijały Uzumakiemu monotonnie, wlekąc się niemiłosiernie. Jedynymi odskoczniami od nawracającej chandry i uczucia strachu, kiedy zostawał sam, był czas, gdy towarzyszył mu Sasuke i momenty rozmów telefonicznych z przyjaciółmi z poprzednich miejsc zamieszkania. Za każdym razem na pytanie o samopoczucie niezmiennie odpowiadał, że wszystko gra.
W ten weekend cieszył się lenistwem i towarzystwem bruneta, lecz w niedzielę późnym popołudniem, Sasuke otrzymał pilny telefon wzywający do stawienia się w siedzibie ambasady norweskiej. Gdy pomagał mu ubrać naprędce garnitur, w głowie już układał plan spędzenia reszty popołudnia, chcąc wykorzystać nadarzającą się okazję. Uzumaki spoglądał zza firanki na oddalający się pospiesznie samochód Uchihy. Jak tylko czarne audi zniknęło za zakrętem, założył buty i wyszedł z domu, postanawiając, wiedziony nagłym impulsem, powęszyć trochę.
Widząc, że interesujący go budynek spowity jest w ciemności, rozejrzał się, upewniając, że nikt go nie widzi. Zadanie ukrycia się przed innymi ludźmi ułatwiała mu gęsta mgła, utrudniająca widoczność. Wolnym krokiem, zachowując niezwykłą ostrożność, wszedł na teren posesji i obszedł dom, kierując się na jego tyły. Podszedł do drzwi prowadzących do ogrodu i zaczął nasłuchiwać. Pewny, że nikogo nie ma w środku, wyciągnął z kieszeni wytrych, otwierając je szybko i sprawnie.
Znalazłszy się w środku, miał wyostrzone wszystkie zmysły do granic możliwości. Wydawało mu się, że słyszy jęki i zawodzenie. Wyobraźnia podsuwała mu wizję zgromadzonych upiorów i duchów, a każdy szmer odbierał jako zagrożenie. A może to sam dom tak na niego działał? Przerażał go budynek tajemniczych sąsiadów, gdzie przebywanie prawdopodobnie kończyło się śmiercią, a wszystkie wymalowane potwory z wyobraźni istniały naprawdę.
Widok małego srebrnego kluczyka na pustej półce sprawił, że podskoczyło mu ciśnienie. Jeden kluczyk był dla niego wizją uwięzienia, którego nie specjalnie chciał. Bał się jak diabli, jednak nie zamierzał zrezygnować z rozeznania się w mieszkaniu sąsiada, a zależało mu na tym, bo chciał pozbyć się koszmarnych wizji i mar sennych, prześladujących go co noc od czasu widoku krwawych rękawic.
Rozpoczynał się czas wyjaśnienia sprawy, po cichu, bez robienia niepotrzebnego hałasu, na wypadek gdyby okazało się, że był w błędzie. Pragnął tego jak niczego na świecie. Wolałby wyjść na idiotę ze zbyt wybujałą wyobraźnią, niż mieć rację co do hipotezy mordercy.
Nie zapalając świateł, zaczął powoli przemierzać pokój, uważając, by na nic nie wpaść i niczego nie przestawić, zahaczyć lub zniszczyć. Gdy wzrok przywykł mu do ciemności, poruszał się nieco szybciej, rozglądając uważnie. Stwierdził, że układ pokoi jest identyczny jak u nich w domu, więc nie miał problemu z odnalezieniem poszczególnych pomieszczeń. Przesuwał się powoli, nie chcąc zostawić żadnego śladu swojej obecności.
Wchodząc do kuchni, wyciągnął ze spodni małą świeczkę, którą zapobiegawczo zabrał ze sobą i podpalił ją. Żałował, że nie miał latarki, która byłaby bardziej poręczna i pozwoliłaby mu na szybsze poruszanie się, bo nie musiałby pilnować delikatnego płomyka, ale śpiesząc się nie mógł jej znaleźć. Płomień kładł się chwilami pod ostrzejszym podmuchem wpadającym przez lekko uchylone okno i prawie przygasł, by rozżarzyć się znowu, ukazując w przelocie kontury mebli, stołu i całej reszty wyposażenia. Uzumaki wzdrygnął się mimowolnie, patrząc na krzesło, na którym kilka dni temu siedział sąsiad w zakrwawionych rękawiczkach. Odwrócił wzrok, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, co utrudniał mu panujący półmrok. Wychodząc z kuchni, udał się do pomieszczenia obok, które okazało się sypialnią. Przyglądał się tandetnym obrazkom wiszącym na ścianach, by po chwili zauważyć drobną niespójność. Zrobił krok w przód, mrużąc oczy, by w słabym świetle migającego płomyka przyjrzeć się dokładniej meblom i ustawionych na nich bibelotach. O wiele mniejsza przestrzeń niż u nich domu i brak okna dały mu do myślenia.  Najprawdopodobniej oznaczało to, że za sypialnią znajduje się dodatkowe, ukryte pomieszczenie. Dla niewprawnego oka, w dodatku w ciemności, szczegół ten byłby niezauważalny, jednak Naruto, jako zaprawiony dekorator i projektant wnętrz, miał o tym dość spore pojęcie, bo zdarzyło mu się wykonywać już takie projekty. Ciarki przeszły mu po plecach, a puls nieznacznie przyspieszył, zarówno ze strachu jak i podekscytowania. Wszedł głębiej do środka, szukając czegoś, co mogłoby służyć za mechanizm do otwarcia ukrytego przejścia bądź drzwi. Powoli otaksował spojrzeniem każdy centymetr przestrzeni, gdy wtem jego uwagę przykuł włącznik światła za lampką nocną. Obejrzał się do tyłu, sprawdzając, czy jest taki również przy futrynie. Widząc, że jest, uśmiechnął się nieznacznie samymi kącikami ust, zadowolony, że tak łatwo i szybko go odnalazł. Podszedł z lekkimi oporami, choć z większą ciekawością, do przedmiotu zainteresowania i po sekundzie wahania wcisnął go. Usłyszał cichy dźwięk, który jasno dał mu do zrozumienia, że miał rację, jednak zastanowiło go, że nie zauważył żadnego spektakularnego odsunięcia się ściany lub otwarcia jakiś niezauważonych wcześniej przez niego drzwi. Rozejrzał się nerwowo, zastanawiając się, gdzie u licha jest wejście do na pewno istniejącego pomieszczenia. Przeszedł przez całą długość sypialni, wytężając wzrok, aż przyuważył niedomknięte skrzydło wielkiej, zdobionej szafy. Ignorując wcześniejsze pilnowanie się, by być cicho, szybko podszedł i, nie zważając na hałas, jaki mogłyby zrobić, otworzył je jednym zamaszystym ruchem. O dziwo, z zawiasów nie wydobył się najmniejszy nawet szmer, jednak Naruto, zbyt pochłonięty chęcią rozwikłania zagadki, nawet tego nie zauważył. Brak ubrań go nie zdziwił, domyślił  się, że szafa jest tylko atrapą, która zasłania serce domu przed intruzami. Bez najmniejszych oporów wszedł do środka i wymacał dłońmi wewnętrzną płytę. Przesuwał po niej delikatnie rękami, orientując się, że dotyka chłodnego metalu, a gdy skierował dłoń delikatnie w prawo, natrafił na klamkę. Szarpnął nią, chcąc mieć już to za sobą. Jednak drzwi nie ustąpiły. Szarpnął mocnej, ale nadal nic. Po chwili zmienił strategię i naparł na nie całym ciałem, a słysząc zgrzyt, wiedział już, że udało mu się otworzyć metalowe wrota. Gdy chciał wejść do środka, w twarz uderzył go mocny, ostry i nieprzyjemny zapach, że musiał zatrzymać się i zasłonić nos ręką, bo poczuł, że zawartość żołądka podnosi mu się niebezpiecznie do góry. Fetor był tak wstrętny, że do oczu napłynęły mu łzy, a ochota na jakiekolwiek wycieczki po obcym domu minęła mu jak ręką odjął. Jednak nie zatrzymał się, ani nie wycofał, bo dobrze wiedział, że zaszedł już za daleko, a zapach, który go zniechęcał, tylko spotęgował uczucie racji, że nie pomylił się w ocenie brata Sakury, Nejiego. Miał stuprocentową pewność, że był psychopatycznym mordercą, który ukrywa się wśród głuszy przed ciekawskimi ludźmi, stwarzając zagrożenie dla swojej własnej siostry, która pewnie nie miał pojęcia, że mieszka pod jednym dachem z potworem. Musiał coś zrobić, choć sam nie wiedział co dokładnie, no ale przecież nie pozwoli, żeby taki człowiek pozostał bezkarny. Potrzebne mu były mocne dowody, a żeby je znaleźć, musiał tam wejść. Ucieszył się przez moment, że ma ze sobą komórkę, bo w razie potrzeby zrobi zdjęcia.
Uspokajając oddech, jednak wciąż z grymasem niezadowolenia na twarzy, wszedł do pomieszczenia, zatrzymując się gwałtownie, gdy w ułamku sekundy zrozumiał, gdzie się znajduje. Zapach rdzy, zeschniętej zakrzepłej krwi, moczu i smród śmierci uderzył w niego ze zdwojoną mocą, co w efekcie spowodowało zawroty głowy i kolejną falę mdłości. Tym razem organizm chłopaka nie wytrzymał i zwymiotował, męczony przez okropne torsje żołądka. Prosektorium. To było pierwsze skojarzenie Uzumakiego, kiedy z trwogą w oczach przyglądał się wyposażeniu przestronnego pokoju, służącego najprawdopodobniej za miejsce do zabijania ofiar sadysty. Białe kafelki na podłodze i ścianach pokryte były ciemnoczerwonymi smugami, najpewniej ludzkiej krwi. Zrobił ostrożny krok w przód, pchany jakąś niezłomną ciekawością, która wyparła z umysłu instynkt samozachowawczy i zbliżył się do metalowego, ogromnego stołu, znajdującego się nieco z prawej strony. Skórzane pasy, kolejne smugi i plamy brunatnej zeschniętej krwi na powierzchni powiedziały mu wszystko. Morderca, bestia, potwór. Wszystko, każdy fragment jestestwa Naruto, krzyczał, żeby uciekał, wiał, gdzie pieprz rośnie, i nigdy, ale to przenigdy tu nie wracał. Jednak on nie słuchał swojego nikłego głosu rozsądku wiedziony dziwnym, niewytłumaczalnym uczuciem. Spojrzał na narzędzia leżące obok obskurnego łoża. W plastykowym, brudnym koszyczku leżały skalpele, nożyki, igły i mnóstwo innych — wyglądających jak chirurgiczne —  sprzętów, które w porównaniu do reszty rzeczy lśniły czystością. Dalszą część blatu pokrywały długie noże z różnymi krawędziami, tasaki, młotki i zwykłe, nie wyróżniające się niczym szczególnym, stalowe drągi. Rozglądając się dalej, dostrzegł, że z sufitu, pokrytego masą zwisających pajęczyn, złowrogo spoglądały na niego wielkie rzeźnickie haki, które prawdopodobnie pokryte były resztkami mięsa i krwi ludzi, którzy kiedyś na nich wisieli. Dopiero teraz zrozumiał, że ciche brzęczenie pochodziło od stada much przy nich krążących. Zgniłe resztki były dla nich idealnym pokarmem, a blondyn cofnął się z obrzydzeniem na ten widok. Ogromna gula stanęła mu w gardle, a dłonie i kolana zaczęły drżeć, gdy opuścił głowę i ujrzał rząd słoików na metalowym, niczym nieosłoniętym regale. Ludzkie ograny wewnętrzne pływały w dziwnej przeźroczystej substancji, której nazwy Naruto nie znał i nawet nie chciał poznać. Na szkle i denkach odznaczała się spora warstwa kurzu, co świadczyło o tym, że zbiory nie są świeże. Czyżby jego teoria o szaleńcu sprawdziła się? Morderca, który nie był świrem —  a tacy zdarzali się rzadko, bo w przekonaniu Uzumakiego, każdy, kto odbiera życie innym, jest bezapelacyjnie świrem — nie potrzebował przechowywać ludzkich szczątków. Ten, z którym Naruto sąsiadował, najwyraźniej należał do grona seryjnych zabójców lubujących się w torturach i uwielbiającym patrzeć na cierpienie swoich ofiar. I kolekcjonował – jakkolwiek dziwnie i okropnie to brzmi – różne części ciała. Zbyt zszokowany tym odkryciem, nie zastanowił się nawet, po co mu to. Chyba dopiero teraz do zakamarków umysłu Naruto dotarł prawdziwy, obejmujący go silnymi mackami, strach. Ścisnął go bezlitośnie, uginając pod nim nogi i uzmysławiając, w jak ciężkim położeniu się znalazł. Musiał stąd wyjść, teraz, natychmiast i wezwać policję, wojsko, a może nawet interpol. Przecież to, co znajdowało się przed jego oczami, świadczyło dobitnie, że mieszkaniec tego domu jest zabójcą. Zmysły Uzumakiego nastawiły się na tylko jeden cel. Wydostać się i złożyć doniesienie władzom, bo innej opcji nie było. Drżącymi dłońmi wyszarpnął telefon z kieszeni, robiąc pospiesznie kilka zdjęć. Odwrócił się, choć z niejakim trudem oderwał wzrok od przerażających go rzeczy, i zamarł w pół kroku. Otwarł ze zdziwieniem usta, a całe ciało zastygło w bezruchu panicznego przerażenia. U wejścia do sali tortur stała Sakura. Uzumaki widział, że w kącikach jej oczu czaiły się delikatne łzy, które gotowe były w każdej chwili wypłynąć, więc, nie zastanawiając się dłużej, podbiegł do kobiety, chcąc ją uspokoić, bo zapewne ogromnym szokiem było dla niej zrozumienie, kim w rzeczywistości jest jej brat. Jakież było jego zdziwienie, gdy w momencie, kiedy ją przytulał, a właściwie przygniatał brutalnie do piersi, zasłaniając jej widok na wstrętne i upiorne pomieszczenie, poczuł przeogromny ból w trzewiach, a gdy odsunął się delikatnie, chcąc spojrzeć jej w twarz, ujrzał zamiast przerażenia, szeroki uśmiech na obliczu sąsiadki. „Nie” – pomyślał ostatkiem sił, osuwając się w ciemną przepaść omdlenia.
Ze szponów czarnej otchłani, w której się znajdował wyrwało go delikatne łaskotanie, gdy kilka much usiadło mu na twarzy. Nie chciał się budzić, odnosząc wrażenie, że jest środek nocy, lecz coś kazało mu to zignorować, każąc natychmiast wstać. Otworzył powoli oczy, czując ogromny ból promieniujący od nasady kręgosłupa do czubka głowy, wybijający równomierny rytm pod sklepieniem czaszki. Pozwolił ciężkim jak ołów powiekom opaść, czując chwilową ulgę z takiego stanu. Poruszył się delikatnie i zaraz otworzył oczy szeroko z niejasnym przeczuciem, że coś jest cholernie nie tak. Nie mylił się, bo panicznie prześlizgując się wzrokiem po pomieszczeniu zrozumiał, że wciąż jest w tym obrzydliwym miejscu w domu Sakury i Nejiego. Resztki zdrowego rozsądku ulotniły się w momencie odzyskania pełni świadomości i zrozumienia, że jest schwytany, związany i zdany na łaskę sąsiadów. Poczuł ucisk w żołądku, gdy nerwy dały o sobie ponownie znać. Leżał na stole, który niedawno oglądał, a kończyny miał unieruchomione. Ból w kościach i stawach od długiego leżenia na nieziemsko twardej powierzchni, nasilał się, ilekroć próbował wykonać najdrobniejszy gest. Podniósł lekko głowę, a widząc, że koszulkę ma zbryzganą krwią, przypomniał sobie, jak został zaskoczony nagłym atakiem. Oszukała go, a on dał się nabrać niczym małe dziecko. Grała z nim, tańczyła iście diabelski taniec, prowadząc rytm, który zapewnił jej swobodę działania, świadomie myląc mu kroki i powodując tym samym bolesny upadek.
— Co… — Spróbował zadać pytanie, lecz głos odmówił mu posłuszeństwa, przechodząc w okropnie brzmiący charkot, gdy suche na wiór gardło próbowało wypowiedzieć słowo.
Sakura Haruno stała na wprost niego z obojętną miną, nic nie robiąc sobie z tego, że jest uwięziony. Po chwili do umysłu chłopaka dotarły nikłe wspomnienia uśmiechu na jej twarzy, kiedy chciał ją ostrzec i wszystkie elementy powoli wskoczyły na swoje miejsce.
— Ty… — znów chciał się odezwać, teraz jednak z oburzeniem i złością. Chciał wykrzyczeć jej w twarz, że jest perfidną suką, która mydli oczy niewinnym ludziom. Miał ochotę podejść do niej, złapać ją za te różowe kłaki i walnąć jej głową o szafkę, beton lub cokolwiek innego, co mogłoby spowodować, że po pierwsze wyładuje swoją złość, a po drugie, że klepki w mózgu tego babsztyla wrócą na miejsce.
— Tak, ja. — Sakura powolnym krokiem zbliżyła się do niego, patrząc wyzywająco w oczy. Naruto dostrzegł w nich coś, co natychmiast powiedziało mu, że ma do czynienia z wariatką. Szalone błyski podniecenia nie chciały zniknąć z tęczówek Haruno, ilekroć Naruto mrugał powiekami, by odgonić te wizje. Nie chciał panikować, bo wiedział, że to na nic się nie zda. Musiał walczyć o przetrwanie, choć obecna sytuacja była jak dla niego cholernym impasem i każda próba negocjacji, a ewentualnie ucieczki, mogła skończyć się dla niego śmiercią. Gdy nos Sakury dotknął jego własnego, wzdrygnął się z obrzydzeniem i narastającym uczuciem panicznego lęku, jednak twardo patrzył kobiecie w twarz, starając się znaleźć coś, co mogłoby pomóc mu uciec. Ciężki, śmierdzący oddech kobiety drażnił go, ale starał się za wszelką cenę go ignorować, rozpaczliwie myśląc i analizując wszystkie sposoby, za pomocą których mógłby wydostać się z tego domu. Przez skotłowany strachem umysł przedostał się jeden obraz. Sasuke. Nikła iskierka nadziei zabłysła w jego sercu, bo czuł, że Uchiha, zauważając jego zniknięcie, zrobi wszystko, by go odszukać. Jednak teraz na nic mu się to nie przyda, bo sam nie wiedział, ile czasu minęło, od kiedy tu wszedł. Nie miał pojęcia, jak długo był nieprzytomny oraz, czy Neji i Sakura nie sfingowali w czasie tej niedyspozycji jakiś śladów świadczących, że wyjechał z miasta lub coś podobnego.
— Jesteś idiotą! — Kobieta obracała w dłoniach mały ogarek świeczki, którą po wejściu do tego pokoju zdmuchnął i schował do kieszeni. Zrozumiał wtedy, że musiała go przeszukać i powyciągać wszystko, co miał przy sobie. — Kto w dzisiejszych czasach chodzi ze świeczką? Zapach dymu cię wydał.
Naruto przeklął w myślach i zaczął zarzucać sobie jakim jest kretynem. Niestety pośpiech był złym doradcą i teraz miał tego efekty.
— Kurwa — stęknął, poruszając stopami i czując mrowienie. Zapewne był mocno związany lub przykuty, bo nie miał czucia w stopach, a to nie świadczyło o niczym przyjemnym. Zerknął kątem oka na Sakurę, która wciąż stała tuż przy nim, obserwując go czujnie. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, oblizała znacząco usta, na co Uzumaki skrzywił się. Widząc to, Haruno zmrużyła niebezpiecznie oczy i nachyliła się jeszcze bliżej, kładąc rękę na rozprutym wcześniej brzuchu i przyciskając mocno, na co zareagował głośnym, przeraźliwym wrzaskiem. Spazmy bólu powodowały mroczki przed oczami, a on haustami łapał powietrze. Szczupłe palce podciągnęły mu koszulkę do góry, odsłaniając ciało, a chłopak czuł coś mokrego i lepkiego spływającego mu po boku. Krwawił. Ta wariatka nadusiła ranę, powodując kolejne krwawienie. Jeśli się stąd szybko nie wydostanie,to zapewne wykrwawi się na śmierć. Kobieta podeszła bliżej, szepcząc mu wprost do ucha:
— Tak, wiem, że myliłam się co do ciebie. —  Ton jej wypowiedzi postawił wszystkie włosy Naruto dęba, a całe ciało chciało wyć i krzyczeć w pytaniu „Że co?!”. — Skoro wolisz jego ode mnie, to mu cię odbiorę. — Położyła komórkę Naruto na jego klatce piersiowej, a on zerknął na wyświetlacz i ujrzał zdjęcie przedstawiające jego i Sasuke w pozie nie dającej złudzeń, co do tego jakie relacje ich łączą. Patrząc na to, znów zaczął kląć w głowie na swoją głupotę. Przecież ekran telefonu dałby więcej światła niż świeczka, a mógłby nie zostać znaleziony! Ponownie zaczął szybko i chaotycznie oddychać, czując, że raczej się z tego nie wykręci. Wywnioskował, że czegokolwiek nie powie, nic mu już nie pomoże. Spodziewał się, że padł ofiarą jakieś zadufanej w sobie sadystki, która będzie chciała poddać go torturom, ale że ta sadystka ma na niego ochotę, to już było dla niego za dużo. No i teraz dodatkowo była pewnie rozczarowana, że ma odmienną orientację, więc nie łudził się co do okazania mu litości. Wyrywał się, chcąc zrobić cokolwiek, aby zwiększyć dystans między nimi, jednak skrępowane ciało uniemożliwiało mu najdrobniejszy nawet ruch. Ale odczuł coś, co mogło mu pomóc. Ogarnęła go tak ogromna nienawiść, tłumiąca chwilowo nawet strach, że gdyby tylko mógł, wbiłby jej jeden z tych noży prosto w serce. Szybko pożegnał się jednak z tym uczuciem, spychając je na dalszy plan, bo teraz najważniejszym celem było przetrwanie.
— Suka — wyszeptał, starając się, by jego głos zabrzmiał poważnie i dobitnie, jednak efekt był mizerny. Głośnie i bolesne plaśnięcie w policzek wypielęgnowaną dłonią, tak bardzo nie pasującą do otaczającej go scenerii, zamroczył go na kilka sekund. — Pieprzona szmata! — Splunął nagromadzoną w ustach śliną wprost na jej bluzkę, czym w ogóle się nie przejęła, wymierzając mu kolejny, tym razem dużo silniejszy, cios pięścią w twarz.
— Mój ledwo żyjący mąż też miał czelność tak do mnie mówić. — Chwyciła go za podbródek, zmuszając do spojrzenia jej w oczy. Naruto szarpał się całym ciałem, by uciec przed niechcianym dotykiem, jednak jak poprzednio, tak i teraz jego zamiary spełzły na niczym. Jedyną rzeczą, którą osiągnął było zrzucenie komórki na podłogę, która upadła z cichym brzękiem, a obudowa rozpadła się. Nie zwracał jednak uwagi na uszkodzony telefon, bo Haruno ściskała mu brodę coraz mocniej, a po chwili puściła go, odsuwając się nieznacznie z ogromnym uśmiechem. Odwróciła się do niego plecami, podchodząc do szafki przy przeciwległej ścianie, i otworzyła szufladę, wyciągając z niej coś, co dla Naruto, było niedostrzegalne.
— L-ledwo ż-żyjący m-mąż? — wyjąkał z trudem, bo usłyszane wcześniej słowa nie dawały mu spokoju. Był przekonany, że facet naprawdę zaginął, a nawet jeśli ona za tym stała, to obstawiał, że go zabiła. Teraz jednak niczego już nie był pewny, a wiedział, że próbując wciągnąć ją w rozmowę, może sobie kupić kilka dodatkowych minut życia. Nie wiedział tylko, czy kobieta złapie haczyk. Jednak liczył, że skoro jasno dała mu do zrozumienia, że na niego leci, to może jakimś cudem uda mu się jeszcze ten jeden jedyny raz ją zbajerować. Ryzyko było duże, bo z łatwością mogła przejrzeć jego grę, ale wiedział, że musi to zrobić. Tonący brzytwy się chwyta, a on nie pogardziłby nawet kablem pod wysokim napięciem.
— Tak, ten sukinsyn, wciąż żyje. A nie, poprawka. — Odwróciła się z powrotem w jego stronę, a Naruto był już całkowicie pewien, że ma do czynienia z psychopatką. Jej zarumienione policzki, błyszczące dziwnym, nienaturalnym blaskiem oczy i pasemko włosów przyklejone do policzka nadawały jej iście diabelski wygląd. — To ja pozwalam mu wciąż żyć. Jest ode mnie całkowicie zależny i ja zdecyduję kiedy w końcu zdechnie! Najpierw zapłaci za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził!
— C-co?
— Chyba powinniście się poznać. Muszę mu pokazać, jakiego przystojniaka poznałam. Będzie, zapewne, zachwycony, gdy cię ujrzy — bredziła cichym, monotonnym głosem, robiąc maleńkie kroczki w stronę Uzumakiego. Naruto powędrował spojrzeniem do jej dłoni, w których coś trzymała i okrzyk przerażenia zamarł mu na ustach. Zdławił w sobie odruch wrzasku, bo dostrzegł, że rzeczą, którą wyjęła z szuflady, była mała, do połowy pełna, strzykawka. Przeźroczysty płyn w środku nie nastroił go optymistycznie, a kobieta wciąż, krok za kroczkiem, nieuchronnie się do niego zbliżała. Próbując w dalszym ciągu grać na zwłokę, rzucił pierwsze, co mu wpadło do głowy:
— Chętnie go poznam. — Przez chwilę zastanowił się, czy uda mu się odwlec w czasie nieuniknione, bo Sakura wyglądała, jakby była w jakimś transie. Jednak, gdy zrównała się z nim, minęła go niespiesznie, kładąc strzykawkę na metalowym, mocno pordzewiałym i brudnym stoliczku przytwierdzonym do boku stołu, na którym leżał.
— To wspaniale, że tego chcesz. Na pewno się ucieszy, a ty będziesz wiedział, że jestem ci przeznaczona. Inaczej, skończysz jak on. — Podeszła do wejścia, oddalając się nieznacznie i zawołała mocnym, donośnym głosem, w którym pobrzmiewał wyraźny rozkaz: — Neji! Przyłaź tu. Czas na Kyuubiego.
Słowa Haruno brzmiały dla niego niczym chorobliwy bełkot pijaka lub narkomana, ale wiedział, że musi starać się odwrócić jej uwagę wszelkimi możliwymi sposobami. Nie chciał umierać, a miał nieodparte wrażenie, że i tak nie uniknie takiego losu. Jednak zmienne nastroje kobiety, która obecnie w ogóle nie przypominała mu tej osoby, z którą długie godziny spędził na rozmowach przy herbacie, upewniły go, że szaleństwo już trzyma ją w swoich objęciach. Patrząc na jej profil i to, jak marszczy brwi w oczekiwaniu, znów wydawała się normalna, zwyczajna, lecz rozumiał, że to pewnie tylko pozory, a jej prawdziwa twarz była zupełnie inna. Choć granice normalności dla blondyna skurczyły się do minimum, dopuszczając do myśli nawet zabicie jej w celu ratowania siebie, obecnie nie miał na to najmniejszych szans.
— Może mnie uwolnisz i przejdziemy się do niego? — spytał z nadzieją w głosie, co było błędem, bo Sakura zaraz zmieniła swój ton z nijakiego na ostry, wręcz przeszywający:
— Po co? Przecież on jest tutaj. Zaraz go zobaczysz, spokojnie. Najpierw muszę cię oczyścić. — Chwyciła go za ramię, delikatnie je gładząc. — Nie bój się. To nie zaboli. Będziesz cały czas świadomy, ale nic nie poczujesz, zobaczysz. — Na powrót poszła po strzykawkę i delikatnie w nią puknęła, a już po chwili Naruto widział, jak zdecydowanym, szybkim ruchem wbija mu igłę w przedramię. Krzyknął, ale wiedział, że już za późno. Brutalne ukłucie nie przeraziło go tak bardzo, jak to, że nie wiedział czym chciała go naszpikować i po co. Zaczął wierzgać rękami i nogami, usiłując za wszelką cenę pozbyć się igły z ciała. Niestety, wszystko na nic. Palce zdecydowanie nadusiły tłok, wciskając do mięśni specyfik. Chwilę potem Sakura oderwała ją od niego i rzuciła za siebie. Okazał słabość, ale nie miał innego wyjścia. Krzyczał, błagając ją o litość, żeby go nie krzywdziła, a gdy to nie przyniosło żadnego skutku, rzucał w nią obelgami, starając się wyprowadzić z równowagi. Niezłomna wytrwałość powoli ustępowała miejsca zwątpieniu we własne siły. Nie chciał cierpieć, wolał zginąć teraz, zaraz, bez tortur i widoku ucieszonej Haruno. Niestety nie było mu to dane. Już po paru sekundach od podania zastrzyku poczuł, jak ciało wiotczeje, a umysł zaczyna przykrywać mgiełka otępienia. Starał się skupić wzrok w jednym punkcie i uspokoić oddech, bo szaleńcza panika była tuż tuż. Wtem do pomieszczenia wszedł zawołany wcześniej brunet. Gdy tylko Uzumaki na niego spojrzał, poczuł falę gorąca wpływającą mu na policzki i udręczenie z powodu niemożności odwrócenia głowy w drugą stronę. Cała twarz była jedną wielką, zrośniętą blizną, najprawdopodobniej powstałą w skutek spotkania skóry z jakąś ostrą, żrącą substancją i to pewnie nie dobrowolnie. Oczy martwe, nieruchome i okropnie białe, odznaczały się czerwonymi, mocno podrażnionymi obwódkami wokół dolnych powiek. Oszpecony i szkaradny niczym najgorszy potwór z bajek dla dzieci, bądź przykład dla charakteryzacji żywego trupa, wzbudzał w związanym mężczyźnie odruch wymiotny. Zacisnął powieki, łudząc się, że tym sposobem odetnie się od kolejnej dawki strachu, jednak pod nimi wciąż widział ten obraz, a wyobraźnia podsuwała mu dodatkowe wizje ludzkich szczątków w słojach. Otworzył powieki, zezując mocno w bok, unikają widoku Nejiego. Adrenalina, jaką czuł, zbierała się wewnątrz niego, nie mogąc znaleźć ujścia w odrętwiałych i pozbawionych czucia członkach. Modlił się. Powtarzał słowa, nie zdając sobie nawet sprawy, że zaczął szeptać, a potem mówić coraz głośniej. Dopiero chłodny i nader opanowany ton głosu oszpeconego sąsiada mu to uświadomił.
— Zamknij się w końcu, frajerze. — Neji chwycił, co mu pierwsze wpadło pod rękę z niespodziewaną pewnością i precyzją jak na kogoś ślepego. Silny cios metalowym narzędziem w głowę blondyna sprawił, że stracił przytomność.

***

            Czuł chłód. Przenikał go niczym setki sztyletów wbijających się w każdy centymetr skóry. Wzdrygnął się, potrząsając głową, by przepędzić resztki snu. Ostre, jasne światło, zmusiło go do przymknięcia oczu. Powoli przyzwyczajając się do oświetlenia, otwarł je szerzej, ostrożnie lustrując pomieszczenie. Nic się nie zmieniło. Nadal był tam, gdzie pamiętał, tylko jego oprawców nigdzie nie było widać. Poczuł chwilową ulgę, która szybko przeobraziła się w niepokój, bo nie wiedział, kiedy wrócą i czy w ogóle wrócą, ani czy uda mu się uciec. Spróbował ruszyć ręką, a czując ból w nadgarstku, tylko się z tego ucieszył, bo wiedział już, że zastrzyk zrobiony mu przez Sakurę stracił swoje działanie. Jednak po tej nikłej radości znów zalało go uczucie grozy, bo wiedział, że leżał przez długi czas nieprzytomny, skoro środek nie działa już na jego organizm. Wstrząsały nim dreszcze zimna. Uczucie pragnienia i głodu wybijały się jednak na pierwszy plan, co również nie wróżyło mu dobrze. Osłabiony i obolały nie miał żadnych szans, by odzyskać wolność, choć i tak uparcie powtarzał sobie w myślach, że będzie próbował i nie podda się do ostatniej chwili. Uporczywy dźwięk bzyczących much oraz niewyraźny, rozmyty przez zamglony wciąż wzrok, widok szczura, który pił zapewne jego własną krew, przypominały mu, że jest o krok od stania się dla tych małych istot pożywieniem. Przez myśl przemknęło mu pytanie, czy Sasuke już wrócił i zorientował się, że go nie ma. Bał się, że zacznie go szukać, a nie chciał tego, bo mógł spotkać go taki sam los, jaki on przeżywa teraz, dlatego zaklinał w duchu na wszystkie świętości, żeby mu nie przyszło do głowy pukać do sąsiadów i pytać o niego. Choć brunet był dla niego ostatnią deską ratunku, to myśl, że może trafić tu gdzie on napawała go lękiem.
Rozmyślania o partnerze przerwał szmer dochodzący zza jego pleców. Wystraszony do granic możliwości zamarł w bezruchu, nasłuchując, bo wiedział, że nie będzie w stanie się odwrócić i sprawdzić, kto tam jest. Oddychał płytko, starając się robić to bezszelestnie, aczkolwiek, jeśli ta druga osoba w pokoju miała na niego widok, na pewno wiedziała, że już się ocknął, bo chwilę temu przecież wykonywał gwałtowne ruchy, sprawdzając, czy panuje nad ciałem.
— Chłopcze? — Cichy, wyprany z emocji głos dotarł do uszu Naruto, który zastanawiał się, co ma zrobić. Wiedział, że nie należy on do Sakury, ani tym bardziej Nejiego, co nieco podniosło go na duchu, lecz równie dobrze mogło okazać się, że to kolejny psychol w ich szajce, bądź zakładnik taki jak on. Po dłuższym milczeniu postanowił zaryzykować i się odezwać:
— Kim jesteś?
— Kyuubi. — To jedno wypowiedziane słowo, jedno imię, znów przyprawiło Uzumakiego o palpitację serca. — Zapewne już ci o mnie powiedziała, prawda?  — Na pewno miał na myśli Sakurę.
Uzumaki skinął głową, a dopiero po chwili uświadomił sobie, że ów człowiek mógł nie widzieć tego gestu, więc szybko wycharczał:
— Yhy. Powiedziała, że trzyma cię przy życiu.
— Wolałbym umrzeć, niż żyć tak jak teraz, chłopcze. — Gorycz przebijała się przez jego głos. Naruto zrozumiał dobitnie, bez potrzeby tłumaczenia, co miał na myśli. Sakura torturowała go, utrzymując przy życiu, dla zaspokojenia swoich chorych fantazji lub zwierzęcych instynktów, a najpewniej z obu powodów. Zdobył się tylko na jedno krótkie pytanie:
— Dlaczego?
— Bo jest chora. Chora z miłości do wszystkich mężczyzn. Każdy, kto wpadnie jej w oko, a odrzuci jej zaloty, kończy tutaj. Tylko mnie spośród wszystkich nie zabiła. — Odpowiedź brzęczała w umyśle Naruto, rozchodząc się po całym mózgu, który falami zaczął podsuwać mu obrazy, gdy Sakura jawnie go prowokowała, ukazując swoje wdzięki i kusząc pięknymi słówkami. Teraz to zrozumiał, wszystko nabrało sensu, a on znów poczuł dławiące go i przygniatające swoim ciężarem poczucie strachu i grozy.
krótką wymianę zdań przerwał im odgłos szurania dochodzący z korytarza. Naruto zamarł w bezruchu, wiedząc już, kto się zbliża. Przełknął nerwowo ślinę, czując nadchodzące niebezpieczeństwo, którego nie był w stanie uniknąć. Smród wiszący w powietrzu uderzył go w nozdrza, gdy drzwi uchyliły się, wprawiając zaduch w ruch, a wystraszony szczur uciekł szybko. Marzył o zatkaniu nosa, lecz mógł tylko otworzyć usta, by przeraźliwy zapach ominął jego zmysły węchu, lecz i to na nic się nie zdało, bo gardło zapłonęło żywym ogniem, gdy tylko wziął głęboki wdech.
— Och, Naruto, widzę, że już poznałeś mojego męża. — Stanęła koło niego, opierając rękę na metalowej powierzchni stoliczka z jej narzędziami tortur. Chwyciła długi nóż z wąskim ostrzem i przez chwilę ważyła go w dłoni ze zmarszczonymi brwiami, po czym nagle i niespodziewanie, z idealną wręcz precyzją, wbiła mu go w udo. Wrzasnął porażony ogromną ilością bólu, przeszywającego go na wskroś. Przekręciła ostrze w jego nodze, pogłębiając i poszerzając ranę, a Uzumaki darł się i przeklinał w swojej bezsilności, niezdolny do obrony.  Miotając się szaleńczo, próbował uciec od źródła bólu i osoby, która mu go zadawała. Tymczasem Sakura wyszarpnęła ostrze, nic nie robiąc sobie z jego błagań, które w poczuciu ogromu jej władzy nad nim, wydostawały się z jego ust głośnym chrapliwym głosem, przypominającym skowyt zranionego zwierzęcia.
— Spójrz, Naruto. — Silnym, pozbawionym delikatności i kobiecości, ruchem pociągnęła w dół długą wajchą zamontowaną w ścianie, a on poczuł, że stół się unosi. Mechanizm zatrzymał go w pionie, a kobieta zbliżyła się i przekręciła ogromne łoże tortur, ukazując mu widok czegoś. Czegoś, bo w pierwszej chwili, otumaniony bólem i zdradzieckimi łzami, nie rozpoznał w kształcie przed sobą człowieka. Dopiero, gdy przyjrzał się uważniej, spostrzegł nagą, wygłodzoną postać skatowanego i zmaltretowanego mężczyzny, będącego na skraju przepaści ku śmierci. Siedział na krześle, a nogi i ręce poprzybijane miał gwoździami do mebla. Twarz, szyję, ramiona i brzuch nosiły ślady chłostania czymś, co zapewne miało ostro zakończone kolce, wyrywające kawałki skóry wraz z mięsem. Jedno oko pozbawiono powieki, a na klatce piersiowej znajdował się wycięty w skórze napis, niemożliwy do odczytania przez zaczerwienienia i opuchlizny. Odsłonięta kość i ścięgna na jednym kolanie połyskiwały złowrogo, udowadniając, że kat nie wyznaje żadnych zasad, a na litość w starciu z nim nie ma co liczyć. Nieliczne fragmenty skóry, które nie były uszkodzone, poszarpane lub pocięte, nosiły wiele innych znamion udręk mężczyzny. Nie wiedział, że wstrzymuje oddech, póki nie poczuł braku zbawiennego tlenu, jakże przesiąkniętego złą aurą tego miejsca, lecz nie zwracał już uwagi na smród potu, wymiocin i odchodów. Nie mógł oderwać oczu od Kyuubiego, który pewnie cudem tylko jeszcze żył. Do jednego ramienia miał podłączoną kroplówkę. Uzumaki domyślił się, że właśnie o to mu chodziło, gdy powiedział, że wolałby umrzeć. Na jego miejscu pewnie modliłby się i prosił, żeby tylko ktoś go dobił. Nie mieściło mu się w głowie, jak ten człowiek może spokojnie oddychać i zachowywać chłodną obojętność wobec wszystkiego, co się wokół niego działo. Ciałem Naruto wstrząsnął dreszcz, gdy zauważył, że mężczyzna ma odcięte kilka palców u stóp oraz rąk. Wszędzie, na każdym kawałku jeszcze zdrowej skóry, były smugi i skrzepy ciemnej, miejscami nawet czarnej, krwi oraz siniaki. Widok na jego postać nagle przesłoniła mu Sakura, a do niego, jakby dopiero teraz przypominając sobie o jej obecności, zatrząsnął się w spazmach konwulsji, które potrzebowały natychmiastowego ujścia z i tak pustego żołądka. Widząc to, kobieta odsunęła się trochę, jednak nie zrobiła nic, by jakkolwiek mu pomóc. Dusząc się i krztusząc własnymi wymiocinami, starał się zapanować nad odruchami organizmu, jednak obraz tak skatowanego człowieka nie chciał zniknąć mu sprzed oczu, a świadomość, że i on może doświadczyć tego, co tamten, odebrała mu resztki nadziei.
— No, to teraz, Kyuubi — odezwała się wolno, ni to z rozbawieniem, ni to z powagą Haruno. — Czas na test. Zobaczmy, czy wytrzyma złamanie kilku palców. — Mąż Sakury, nie odezwał się słowem.
— C-co? Cz-czekaj! — jąkał się Naruto, widząc, jak kobieta stawia ciężkie kroki, zbliżając się do niego. Złapała najmniejszy z jego palców i powoli odginała do tyłu.
— Złamię go.
— Nie, błagam! Nie mogę się ruszyć!
— Wiem o tym. — Nacisnęła mocniej.
— Nie! Nie!
Użyła jeszcze większej siły, delektując się pobladłym ze strachu obliczem Uzumakiego. Kość pękła, przeszywając piorunującym impulsem bólu całe ramię, a odgłos, jaki temu towarzyszył, dotarł do umysłu chłopaka niczym echo. Wrzasnął wściekle, cały aż kipiąc z potwornego poczucia bezsilności, a pragnienie ukrycia się wzrosło podwójnie. Ale na tym nie poprzestała. Złamała mu jeszcze dwa, nim ta zabawa jej się znudziła.
— No, no. Jesteś zahartowany. — Zacmokała jakby z podziwem, gładząc go po policzku. Naruto widział mężczyznę, który z grymasem bólu zaciskał powiekę, próbując się odgrodzić tą marną zasłoną przed oglądaniem kolejnej, ciągnącej się w nieskończoność, egzekucji. Czemu Sakura kazała Kyuubiemu na to patrzeć? Czy nie dość wycierpiał? Uzumaki zrozumiał, że musi być silny, choć z uwagi na swoje położenie mogło to być trudne, ale obiecał sobie, że postara się udowodnić, że nie tak łatwo go złamać. Jednak nie przewidział, że okrucieństwo, jakiego wkrótce miał doświadczyć, pozbawi go złudzeń o prezentowaniu odwagi.
Kilka krótkich chwil po tym, jak uszkodziła mu palce, pojawiła się opuchlizna, a skóra pulsowała nieprzyjemnie przy każdym oddechu. Odwracając się do drugiego mężczyzny, Sakura trzasnęła go w głowę, pozbawiając męża przytomności. Nieosłonięta gałka oczna, drgała chwilę, nim źrenica zmętniała. Nie wiedział, dlaczego to zrobiła, ale miał świadomość, że nie rozgryzie panujących tu zasad. Zawołała Nejiego, który zjawił się prawie natychmiast i wydała mu polecenie, aby zabrał stąd „to marne truchło”, a ten, jak gdyby nigdy nic, wykonał powierzony mu rozkaz. Przewrócił krzesło silnym kopnięciem, zaczepiając ciemny pordzewiały łańcuch zakończony hakiem o oparcie i zaczął przeciągać go w stronę wyjścia. Metaliczny brzęk ogniw odbijał się echem, powodując ciarki na plecach.
Zachowywał się jak pozbawiony własnej woli niewolnik, wiernie służący swemu panu mimo zniewag i doznanych krzywd. Gdy wyszedł, Sakura założyła na siebie foliowy płaszcz, mający najprawdopodobniej chronić ją przed poplamieniem się. Bez żadnego słowa chwyciła krótki, prosty nóż i stanęła nad nim, oglądając do dokładnie. Przystawiła stalowy koniec do jego skóry na udzie i zmierzyła go długim, przeciągłym spojrzeniem. Dłoń nieznacznie się wygięła i naparła na nóż, którego ostrze delikatnie wgryzło się w skórę. Przesuwała go milimetr po milimetrze, sunąc w stronę pachwiny. Wokół rany zebrała się krew, a chwilę później dotarło do niego nieziemskie uczucie bólu. Ból ten miał zupełnie inną naturę niż ten który był dotychczas obecny w jego życiu, przy rozmaitych upadkach i zranieniach, bo ten był zadawany powoli i metodycznie. W myślach to on wbijał jej ostrze w gardło, odpłacając za wszystko, a w rzeczywistości wrzeszczał, próbując podkurczyć nogi, lecz ciało nadal trwało w bezruchu, zdane na łaskę ręki trzymającej ostrze. Oprawca skrupulatnie kaleczył skórę, aż Naruto przestał zwracać uwagę na ściekającą krew, poddany tak okrutnym katuszom. Pot wystąpił mu na czoło, łzy ciekły z oczu i ciągle krzyczał, błagając o litość, choć wiedział, że jej nie dostąpi. Po raz kolejny, nie mogąc wytrzymać stresu i ilości przeraźliwie bolesnych bodźców oraz bestialskich metod, stracił przytomność, a chwilę przed tym modlił się, by już więcej się nie obudzić, pragnąc wykrwawić się na śmierć.

***

Ocknął się i poderwał gwałtownie, spadając z hukiem na podłogę. Jęknął przeciągle z bólu, bo zdawało mu się, że nogi i brzuch płoną mu żywym ogniem, a złamane palce, teraz usztywnione lakonicznym opatrunkiem, zapulsowały mocnym przenikliwym bólem. Ale gdy nieporadnie próbował wstać, dotarło do niego, że był wolny. W sensie, że znajdował się w pokoju, a po bliższym przyjrzeniu się rozpoznał w nim swoją i Sasuke sypialnię. A chwilę temu leżał w łóżku i nic nie krępowało jego ruchów. Oprócz bandaży, które z konsternacją dopiero teraz zauważył. Przyglądał się chwilę pozakładanym opatrunkom, nie wiedząc, skąd się wzięły. Oblizał spierzchnięte wargi i spostrzegł mocno zsiniałe otarcia na nadgarstkach. Więc jednak nic mu się nie śniło. Mimowolnie zaczął drżeć na wspomnienie przeżytych cierpień, a z piersi wydostał się zduszony szloch. Czuł się otępiały i zniechęcony, zupełnie jakby ktoś podał mu silne leki uspokajające i przeciwbólowe. Zajęty oceną sytuacji i pochłonięty myślami, jak się stamtąd wydostał, usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi i odruchowo cofnął się pod ścianę, szukając schronienia przed osobą, która wchodziła do środka. Światło wpadające z korytarza oślepiło go tak, że widział tylko ciemny kontur wysokiej postaci.
— Naruto? — odezwał się Sasuke, zapalając światło, zalewając pomieszczenie jasnym i ciepłym blaskiem lampy.
— S-Sasuke? — wyjąkał Uzumaki, mrużąc oczy przed światłem. — Co ty tu robisz? Jak? Co się, do cholery, dzieje? Sakura? Boże… — rzucał pytaniami jak z procy, nic nie rozumiejąc z zaistniałej sytuacji.
Uchiha podszedł powoli do niego i kucnął, zaglądając mu w oczy, a w odpowiedzi Naruto rzucił mu się w ramiona. Łkając, pozbywał się resztek strachu, szczęśliwy, że żyje. Cieszył się również z tego, że Sasuke jest cały i zdrowy.
— Bałem się, że zginę, tak bardzo się bałem!
— Już dobrze, Naruto, uspokój się, dobrze? Nic ci już nie grozi. Jesteś w domu, ze mną. Nikogo tu nie ma, a sąsiadami się nie przejmuj. Więcej nikt ci nic nie zrobi — szept Uchihy rozlegał się tuż przy uchu Uzumakiego, a jego ręce uspokajająco gładziły go po plecach, ostrożnie omijając poranione rejony.
— Ale co się stało, jak się stamtąd wydostałem? Sasuke, czy to ty?
— Ciii. O nic nie pytaj, musisz odpocząć. Chodź spróbuj się przespać, dobrze? — Przemawiał do niego cierpliwie i spokojnie. — Wstań, Naruto, zaprowadzę cię do łóżka, musisz iść spać.
Naruto poddał się, bo wiedział, że jest bezpieczny, a otumaniony umysł faktycznie domagał się snu. Chwiejnym krokiem, podtrzymywany przez Sasuke, wczołgał się do łóżka i okrył szczelnie kołdrą, sycząc cicho, gdy niechcący podrażnił którąś z ran. Był skrajnie wyczerpany, jednak nie puszczał jego dłoni, trzymając ją w stalowym uścisku, jakby bał się, że ten zaraz zniknie, a on odzyska przytomność na metalowym stole, zdanym na łaskę Sakury gotowej do rozpoczęcia kolejnych tortur. — Trzeba wezwać policję — wymamrotał sennym głosem, a nie słysząc żadnej odpowiedzi, z wysiłkiem uniósł powieki i spojrzał na bruneta.
— Policja jest już nie potrzebna, Naruto. Śpij. — Przez policzek Uchihy, przechodziła ciemna smuga krwi, mająca swój początek przy nasadzie włosów, a kończąca się w zagłębieniu  obojczyka. Włosy miał potargane i skołtunione, a koszulkę podartą i postrzępioną, pobrudzoną również ciemno brunatnymi plamami. Naruto spojrzał na dłoń, za którą go trzymał. Czarne od brudu palce i niechlujne, połamane paznokcie, oblepione były skrzepami zaschniętej krwi. Zgrubienie pod materiałem bluzy, było bandażem  ukrywającym rozległe zranienie. — Już nikt, nigdy, nie wyrządzi ci krzywdy. Obiecuję.

3 komentarze:

  1. Witam,
    to jednak Sakura była tym psychopatą, Sasuke uratował Naruto, ale czyżby i on był torturowany...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdole, kurwa, cudo.
    Czytałam tak zawzięcie, że spociły mi się dłonie, oczy mam wciąż szeroko otwarte i nie wierzę, że ktoś w taki świetny sposób napisał tą historię!
    Najbardziej mi się podobała końcówka.
    ' Już nikt, nigdy nie wyrządzi ci krzywdy. Obiecuję '
    Te słowa trafiły w moje lodowate serce, gratuluję Ci ;')
    Przypomniał mi się wczorajszy maraton horrorów i wszystkie emocje wróciły z podwójną siłą.
    Wydaje mi się, że Sasuke zabił tą sukę. I pewnie zakopał, fajnie by było. W sumie, szkoda mi Kyuubi'ego. Żył z nią, a nie wiedział, że to taka psychopatka. Jeszcze ona go torturowała. Widziałam te zrezygnowanie w Kyuubim, ja bym zwariowała na jego miejscu, a ją bym zabiła, nieważne, mogłabym stracić ostatnie palce albo kończyny, ale szmata by zdechła ;')
    No co mogę jeszcze powiedzieć? Naruto dużo przeżył, ale ostrzegał Sasuke przed sąsiadami. W sumie wina leży po części w Sasuke, bo w końcu Naruto go o s t r z e g a ł. Zaufanie też jest ważne w związku, ale większość ludzi uczyniłaby to samo; zbyłaby słowa chłopaka, mając je głęboko w dupie.
    Sakura, nie wypowiem się. Wariatka, niczym główna bohaterka w "Wzgardzonej".
    No życzę weny, czytam Twoje wszystkie miniaturki, a za dłuższe historyjki zabiorę się później.
    Pozdrawiam, Riso.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm... No cóż mogę powiedzieć... Twoja reakcja, bardzo mnie zaskoczyła, bo szczerze mówiąc ja nie jestem z tego fika w ogóle zadowolona. Ot, napisany na pojedynek, byleby było i tyle. Za dużo w nim niejasności i trochę to wszystko przemalowane, no ale no... I tak dziękuję, że coś jednak Ci się spodobało xD. Dzięki Tobie mam motywację, by pisać więcej - dziękuję :*

      Usuń