20.11.2014

Akcja: "Konspiracja"

No tak, tak wiem, że znów dłuuuugo mnie nie było, macie więc prawo marudzić, a ja Was wszystkich bardzo za tę moją nieobecność przepraszam... Mam nadzieję, że już mi się nie zdaży tak długa nieobecność :D
Na przeprosiny mam dla Was nowy tekst, który powstał już dość dawno, ale z braku czasu pojawia się dopiero teraz.
Zapraszam! :D

Pairing: SasuNaru
Długość: Miniatura
Betowała: Ann, Vanes :* Dziękuję <3

Ann - dla Ciebie :*

„Akcja: Konspiracja”

— Chyba sobie żartujesz! — wykrzyknął Naruto, odwracając się w stronę wspomnianego chwilę wcześniej Sasuke. — Że niby on jest lepszy ode mnie?! Nie kpij! — Ruszył w kierunku bruneta, nie zwracając uwagi na nawoływania Kiby, żeby przestał robić z siebie durnia. Przecież sam mówił, że Uchiha lepiej sobie radzi z shurikenami niż on, a teraz chce go zatrzymać? O nie, ta zniewaga, krwi wymaga i koniec!
Czarne oczy Sasuke uważnie śledziły każdy jego ruch. Gdy Naruto zbliżył się do niego na odległość wręcz mikroskopijną, przekrzywił głowę, wpatrując się mu czujnie w twarz. Lekki, prawie niedostrzegalny uśmiech samym kącikiem warg, był dla Uzumakiego znakiem jawnej prowokacji.
— Draniu, wychodzimy! — zarządził bełkotliwie, nawet nie czekając na odpowiedź. — Już ja wam wszystkim pokażę, co potrafię! Żaden mi tu nie powie, że on jest lepszy! — odgroził się w kierunku grupki przyjaciół.
— Uzumaki, jesteś pijany jak bela — zaprotestował Uchiha, gdy ten złapał go za nadgarstek i próbował wywlec z kawiarni, w której przebywali. — I niestety Inuzuka ma rację, młocie, pogódź się z tym — dodał ironicznie, wzruszając ramionami jakby ze znudzeniem.
— Nawet pijany, jestem od ciebie silniejszy, draniu! Zaraz się przekonasz!
— Młocie, uspokój się. — Wyszarpnął rękę z uścisku. — Sam wyjdę.
Uzumakiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wybiegł, tylko odrobinę się zataczając i tratując po drodze niewinnych cywilów, chcących wejść do środka. Uchiha tylko westchnął w duchu, ale również skierował się do wyjścia. Podążył za nim ciemnymi uliczkami, nieco przyspieszając. Skręcił za róg budynku i po przejściu kilku kroków wskoczył na dach. Szybki sprint i zgrabny zeskok, a chwilę później już rozglądał się czujnie po okolicy. Długo nie trwało, gdy usłyszał pewny i mocny głos opartego o drzewo, zupełnie trzeźwego w dodatku, Naruto.
— No, no. Już myślałem, że dzisiaj nic z tego.
W odpowiedzi uzyskał tylko drapieżny uśmiech Sasuke.

***
— No i co? — spytał szeptem Kiba, prawie wchodząc na plecy kucającego przed nim Shikamaru. — Udało się? Udało?
— Nie, Kiba. I złaź ze mnie, idioto! — Wyprostował się i odwrócił w jego kierunku. — Znów walczą.
— Im to już chyba nic nie pomoże — odezwał się Neji, obserwujący dwóch walczących swoim byuakuganem.
— A mówiłam ci, żebyś nie podpuszczał Naruto walką! Przecież on nigdy nie odpuści, żeby kogoś skopać! Zwłaszcza, jeśli mu powiesz, że z Uchihą nie ma w czymś szans! Jesteś debilem! — Ino trzasnęła Kibę w głowę, wyładowując swoją złość.
Znów plan chuuninów Konohy nie wypalił. Akcja pod hasłem: „połączyć dwóch wrogów” spaliła na panewce. Po raz kolejny.

***

Naruto wyplątał się z pościeli i poszedł do łazienki, chcąc wziąć szybki prysznic, jednak w połowie drogi zatoczył się nieznacznie.
— Młocie, co jest? — spytał Sasuke, siadając na łóżku i rozglądając się za ciuchami.
— Klony zniknęły. Poszli sobie. — Uzumaki uśmiechnął się w jego stronę. — Znów nam się udało, Uchiha. Mówiłem ci, że nic się nie stanie, draniu, widzisz?
— Taa... Następnym razem nie wyjdę, durniu. Ostatni raz zrobiłeś tak ryzykowną akcję, rozumiesz?
— Nie marudź, draniu. — Naruto wszedł do łazienki, po czym zawołał: — Umyjesz mi plecy?
Sasuke bez słowa wstał z łóżka, przestając szukać spodni.

***

— Sasuke, założymy się, że nie wytrzymasz z nim dłużej niż dwie godziny bez walki?
Uchiha, do którego skierowane było pytanie, prychnął głośno.
— A chcesz się przekonać, że wytrzymam? — spytał z ironią. — Jeśli wygram, bierzesz za mnie dyżur w akademii.
— Umowa stoi. — Sakura wyglądała na pewną swego.
— No to do zobaczenia za dwie godziny. — Brunet odepchnął się od ściany.
Jak tylko nieznacznie oddalił się od Haruno, natychmiast podbiegła do niej Ino. Obie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zaczęły obserwować odchodzącego chłopaka. Sasuke, gdy zrównał się z półleżącym na kanapie Uzumakim, zatrzymał się i poczekał, aż ten na niego spojrzy.
— Czego? — mruknął ospale.
— Chodź, młocie, stawiam ramen — rzucił głośno, tak by Sakura go usłyszała.
— Sasuke, draniu, wiedziałem, że jesteś człowiekiem! — Naruto, uradowany poderwał się z kanapy i stanął obok niego. — Dalej, na co czekasz? — spytał, bo Uchiha obejrzał się za siebie. Blondyn wychylił się trochę, chcąc dowiedzieć się o co chodzi.
Zobaczył z tyłu lekko zszokowaną Haruno, a gdy znów spojrzał na chłopaka, ten miał na twarzy delikatny uśmieszek zadowolenia.
— Wytłumaczę ci później, młotku. Idziesz?
— Jasne! — Naruto popędził przed siebie, kierując się do Ichiraku. — Ostatni na miejscu to zgniłe jajo! — wykrzyknął, znikając za drzwiami.
— Miłego dyżuru, Sakura — odezwał się Sasuke, wychodząc za nim.

***

— Mogłaś się domyślić, że tak będzie. — Ino poklepała zdegustowaną koleżankę po plecach. — Sasuke nie jest głupi, wie co zrobić, żeby uniknąć starcia i zarazem mieć z głowy dyżur. Ramen dla Naruto to świętość.
— No mogłam, mogłam… — mruknęła dziewczyna, opierając głowę na powierzchni stołu. — Ale serio myślałam, że pójdą w jakieś ustronne miejsce! Ja pierdolę! — Trzasnęła ręką w blat, a stojące na nim kubki i naczynia zachybotały się niebezpiecznie.
— Spokojnie. Jeszcze coś wymyślimy…

***

— Co ty tu robisz?! — zawołał Naruto, widząc na progu Sasuke. W cywilnym ubraniu, w dodatku najwyraźniej mającego zamiar wejść do mieszkania. Prawie wepchnął go do środka, szybko rozglądając się na boki. Nie widząc nic podejrzanego, zatrzasnął drzwi i z ulgą wymalowaną na twarzy oparł się o nie.
— Ładnie, ładnie.
— Co? — spytał Naruto, nie rozumiejąc.
— Takiego powitania jeszcze nie miałem.
— Draniu…
— Młot.
— Sasuke, przestań! Lepiej powiedz, co ty tu robisz? Nie miałeś mieć dyżuru?
— Sakura mnie zastępuje.
— Bo?
— Bo jadłeś ramen?
— Aha. Dobra, nieważne. — Naruto nic nie rozumiał z tej dziwnej konwersacji, dlatego  postanowił ją przerwać. W skupieniu przeszkadzała nagła pustka w głowie, spowodowana widokiem Sasuke. Tak działo się za każdym razem. Widok, zapach, smak, głos. Każdy, najdrobniejszy fragment chłopaka, odbierał mu normalne zdolności. Oszołomienie i euforia brały nad nim górę, wyłączając takie funkcje jak logiczne myślenie. Zwłaszcza w momentach, gdy nie groziło im niebezpieczeństwo, tak jak teraz, w domu.
— A co jest ważne? — Uchiha zbliżył się, zmniejszając dzielącą ich odległość do minimum.
— Ty. — Naruto oplótł rękami szyję partnera, zmierzając ustami do jego warg.

***

— Próbowaliśmy już chyba wszystkiego! — westchnęła Sakura, opierając głowę o ramię Saia. Ten odruchowo pogładził ją po włosach, a ona przymknęła z aprobatą oczy. — I nic. Bez efektu.
Siedzieli w domu Ino, która zorganizowała kolejne „tajne” spotkanie ich rocznika. Tajne, bo Sasuke i Naruto mieli o tych knowaniach nigdy nie usłyszeć. Pourywaliby im głowy, jeśliby się dowiedzieli, że stanowią główny temat rozmów. I to jakich rozmów! Od jakiś dwóch miesięcy toczone były zażarte dyskusje o nich samych.
Odkrycia, że ci dwaj są w sobie zakochani, zauroczeni, bądź cokolwiek, co nosi znamiona przyszłego związku, dokonał Shikamaru, który od zawsze był znany ze swoich trafnych i celnych obserwacji. Pół pijackiej imprezy później podzielił się tymi spostrzeżeniami z innymi i tak oto powstało zgromadzenie konspiratorów, którzy za najważniejszy cel obrali sobie wyswatanie tej dwójki.
Dziś, kolejny raz dzielili się pomysłami jak połączyć najlepszych przyjaciół i zarazem zaciekłych rywali. Niektóre teorie były dość szalone, jak zamknięcie ich w jakimś pomieszczeniu i nie wypuszczanie dopóki nie zrobią tego co konieczne. Szybko jednak rezygnowali z takich wyjść, bo czuli przez skórę, że konsekwencje do miłych by nie należały. Z upływem dni wszelkie koncepcje i sposoby zaczynały im się kończyć, bo żadna wybrana przez nich strategia nie przynosiła skutku. Pozostawało chyba tylko jedno rozwiązanie. Powiedzieć chlopakom wprost. Lecz jak na razie nie znaleźli wśród siebie żadnego na tyle odważnego, by znieść napad szału dwóch najsilniejszych shinobi Konohy. Próbowali więc ominąć to rozwiązanie, lub zostawić je na sam koniec, gdy spróbują już absolutnie wszystkiego.
— Chyba najwyższy czas, by ONA dołączyła do naszej misji. — Shika ustał i podszedł do okna.
— Zwariowałeś?! — Kiba krzyknął przerażony. — Nie ma mowy, w życiu do niej nie pójdę i nie powiem, o co chodzi!
— Cykor — skwitował Chouji.
— Jak takiś mądry, to sam idź — butnie odezwał się Inuzuka.
— Przecież ty, Kiba, nie musisz, uspokój się. — Ciepły ton Hinaty, która postanowiła wtrącić się do dyskusji, powstrzymał Inuzukę przed kłótnią z towarzyszem. Zaciekawiony spojrzał na nią, a ona westchnęła cicho i dodała: — Najlepiej, jeśli to Sakura i Shikamaru pójdą, wszyscy o tym wiemy. — Spojrzała po kolei na wymienioną dwójkę, a oni w milczeniu skinęli głowami.
— Taaa…Jasne. — Nara wziął głęboki oddech, bo to całe swatanie było niezwykle upierdliwe i powoli miał dość. — Ona ma większą władzę i może zorganizować coś, co otworzy im oczy.
— Pani Tsunade na pewno nam pomoże — poparła go Sakura. — Dzisiaj wieczorem tam pójdziemy, mam dyżur w szpitalu, więc i tak muszę się z nią zobaczyć.
— No to postanowione.
— Może tym razem… — rozmarzyła się Ino. — Chciałabym, żeby ci idioci nareszcie zrozumieli…
— Jeszcze trochę, Ino. Zobaczysz, kiedyś się zorientują. I będą nam wdzięczni. — Sai podniósł się z kanapy.
— Albo nas zabiją — mruknęła cicho Sakura.
— Najważniejsze, żeby już było po wszystkim. Potem będziemy się martwić tym, co zrobią, jak już będą wiedzieć. Mam plan, który przekażę Tsunade. Ta intryga może w końcu wypalić.

***

Naruto siedział w swoim mieszkaniu przy kuchennym stole i wpatrywał się w pusty kubek po herbacie. Trzy szybkie i ciche uderzenia do drzwi wyrwały go z tego tymczasowego letargu. Rozpoznając umówiony znak, wstał pośpiesznie i podszedł do okna, uchylając je. Długo nie trwało, gdy Uchiha stanął u niego w pokoju.
— Coś nie tak? — spytał Uzumaki, obrzucając go uważnym spojrzeniem. — Jesteś wkurzony? — przekrzywił głowę, przyglądając mu się intensywnie.
— Dziwisz się? Znów kluczyłem jak idiota, bo wszędzie kręcą się nasi „kochani” przyjaciele — odparł sarkastycznie.
— Oj tam, draniu. — Naruto machnął ręką lekceważąco. — Ja też niekiedy spóźniam się do ciebie, bo muszę wybierać dłuższą drogę.
— Zaczyna mnie to ostro wkurzać. Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu krążą wokół nas jak jakieś wilki?
— Zauważyłem — potaknął Naruto. — Właśnie miałem z tobą o tym pogadać. Ale, czekaj, napijesz się czegoś? Zrobię herbaty, co?
— No zrób, zrób. — Sasuke usiadł na łóżku Uzumakiego i czekał, aż ten wróci.
Po chwili blondyn wniósł dwa parujące kubki i postawił na nocnej szafce, po czym usiadł obok chłopaka.
— No już, Uchiha, nie bocz się. Co ja ci na to poradzę? — Objął go ramieniem i przyciągnął do siebie. — Ale masz rację, coś jest z naszymi znajomymi nie tak.
Sasuke odepchnął go lekko od siebie, chcąc wyswobodzić się z uścisku.
— Wiem, młocie. I chyba musimy bardziej się pilnować.
— Ale Sasuke! — zaprotestował Naruto. — Jeszcze bardziej? Zwariowałeś? To kiedy się będziemy spotykać?
— Myślisz, że mi jest łatwo? — Uchiha spojrzał na niego krzywo. — To ciągłe kombinowanie mnie wykańcza. Szlag by to! — zaklął, uderzając pięścią o udo.
Naruto tylko westchnął. No cóż, wesoło to oni nie mieli, fakt. Ciągle w ukryciu, pilnowali się jak mogli, by nikt nie domyślił się jakie są prawdziwe relacje między nimi. Związki tej samej płci nie były pochwalane przez mieszkańców wioski, a gdyby ci dowiedzieli się, że właśnie ich łączy coś więcej niż przyjaźń, nie pozostawiliby na nich suchej nitki. Chcieli powiedzieć najbliższym przyjaciołom, ale zawsze któryś z nich znajdował jakąś wymówkę, żeby tego nie robić. Sasuke w sumie nie obchodziła reakcja innych, jednak dla Naruto sprawa wyglądała inaczej. Uwielbiał towarzystwo, śmiech, wygłupy i wypady ze znajomymi. Bez tego nie byłby pewnie sobą. Uchiha rozumiał, ale powoli miał już dość. Tak jak właśnie teraz. O wiele łatwiej byłoby gdyby nie musieli cały czas kombinować, żeby się spotkać.
— Naruto, może już czas…? — niedokończone pytanie zawisło w powietrzu, a Sasuke przyglądał się kątem oka mimice twarzy partnera..
— Nie wiem, Sasuke. — Naruto oparł się mu na piersi, a ten wplótł palce w jego jasne włosy. Schylił się i pocałował go, delektując się pieszczotą.
Już po chwili Naruto siedział na nim okrakiem, a ręce bruneta błądziły pod jego koszulką.
— Olać to. Najważniejsze, że na razie jest dobrze.

***

Brązowe oczy piątej Hokage błysnęły zrozumieniem, gdy Shikamaru skończył przedstawiać swój cel wizyty. Sakura stała obok i od czasu do czasu kiwała twierdząco głową. Przywódczyni Wioski Liścia nie przerywała, cierpliwie słuchając Nary. Gdy ten zamilkł, złożyła razem dłonie i oparła na nich podbródek.
— I ja mam wam pomóc, tak? — spytała cicho, bez emocji, lecz natarczywe spojrzenie sprawiło, że Haruno aż ciarki przeszły po plecach.
— Mogłaby Czcigona — wyjąkała w końcu dziewczyna, spuszczając wzrok na podłogę. No cóż, rozmowa z głową Konohy o orientacji dwóch przyjaciół z drużyny była, delikatnie mówiąc, krępująca. Wolała więc milczeć, odzywając się tylko w razie konieczności. Podziwiała Shikę, że tak prosto, łatwo i szybko wyłuszczył Piątej cały problem
— No dobrze… — odezwała się Tsunade po chwili zastanowienia. — Pomogę. Ale robię to tylko dla nich, jasne?
— Tak jest — odpowiedzieli niemal równocześnie.
— Ale… — dodała i uśmiechnęła się przebiegle. — To was będzie kosztować. Sporo.
Sakura z westchnieniem otwarła swoją torebkę, bez słowa podeszła i postawiła na blacie jej biurka dwie butelki sake.
— Interesy z wami to czysta przyjemność — skwitowała Tsunade, opierając się wygodniej w fotelu. — A teraz wypad. Won! — wrzasnęła, sięgając po pierwszą z brzegu flaszkę.

***

— Młocie, rusz się! — syknął Uchiha, popędzając Naruto, który zabawiał rozmową grupkę dzieci. — Nie mam zamiaru przez ciebie oberwać od Tsunade za spóźnienie!
— No idę, no! Przestań jęczeć, Sasuke. Babcia nic nie powie.
Szli do budynku, w którym rezydowała Hokage, zastanawiając się cóż to za zadanie znów dostaną. Od ostatniej wyprawy za granice Konohy minęło już kilkanaście dni, a oni zaczynali się nudzić, nowina ta była więc dla nich wybawieniem. Poza tym, mieli okazję pobyć jakiś czas sami z dala od wioski i za każdym razem korzystali z tego czasu jak najlepiej. Najpierw obowiązki, czyli szybkie wykończenie wrogów, a potem przyjemności, czyli intensywne ćwiczenia ruchowe w pokojach hotelowych.
— Módl się, żeby to była porządna misja.
— Niby dlaczego?
— Mam ochotę komuś ostro skopać dupę. Najlepiej im — kiwnął głową w stronę bocznej uliczki Konohy, którą właśnie mijali. Naruto wyczulił zmysły i zrozumiał, że znajomi znów ich śledzą. Dlaczego od jakiegoś czasu tak dziwnie się zachowywali, zastanowił się, jednak przerwał mu głos bruneta: — Gdyby nie to wezwanie, chętnie sprałbym kilka pysków.
— Draniu, może nie będzie tak źle. — Sasuke spojrzał na niego pytająco, a Naruto, widząc to, dodał: — Może nie będziemy musieli ruszać od razu, to zdążymy przed? — Puścił w jego stronę oczko, co Uchiha odczytał jako zgodę na szybką rozgrzewkę przed misją.
— Należy im się.
— A owszem. — Uśmiechnął się wesoło Naruto, drapiąc się po karku. — Ciekawe, o co im chodzi, no nie? — wypowiedział swoje myśli na głos.
— Wolę nie wiedzieć, młocie.
— Racja.
***

— Jasne? — Tsunade spojrzała na stojących przed nią shinobi, twardym i ostrym wzrokiem, nieznoszącym sprzeciwu.
— Ta jest… — Naruto wydał z siebie ponury odgłos, od biedy nazwany głosem zgody. — Ale… — Zaciśnięcie pięści piątej Hokage, skutecznie uciszyło jego próby protestu. Zamilkł, szukając wzrokiem Sasuke. Napięta, mocno zarysowana szczęka, zdradzała, że jest równie zawiedziony jak Naruto. Nie odzywał się jednak, nie zadawał pytań, po prostu stał i najprawdopodobniej trawił właśnie, usłyszane wcześniej informacje.
— Ruszać! — Ponagliła ich dowódczyni, a oni odwrócili się i wyszli.
Usiadła z powrotem za biurkiem, ze zdumieniem rejestrując fakt, że nie doczekała się stosu przekleństw i prób buntu Uzumakiego. Opuścił pomieszczenie dziwnie zgaszony i cichy, a jej uwadze nie umknęły szybkie spojrzenia wymieniane z drugim ninja. Coś chyba było nie tak. Zastanowiła się przez chwilę, a gdy nic konkretnego nie przyszło jej na myśl, westchnęła głośno. To spotkanie nie miało tak wyglądać. Zdecydowanie wszystko poszło źle, ale nie mogła zrozumieć jednego. Dlaczego?

***

— Przestań jęczeć, młocie! — syknął Uchiha. — Mam dosyć twojego gderania.
— Ale o co ci chodzi? Wywiązałem się z umowy, u Hokage siedziałem cicho, pamiętasz? To teraz z łaski swojej daj mi się wygadać! Przecież to niesp… — nie zdołał dokończyć, bo Sasuke zatkał mu usta dłonią.
— Zamknij się, bo nie ręczę za siebie, Uzumaki! — zmrużył gniewnie oczy, w których lśnił uaktywniony sharingan. Naruto uniósł ręce w geście poddania, co spowodowało, że ten puścił go.
— Myślisz, że ja jestem zadowolony? Nie. Przyjmij to do wiadomości i nie wkurwiaj mnie, jasne? — Oddalił się, nie czekając na towarzysza. Po chwili usłyszał za sobą jego kroki.
— Sasuke, ale ja serio nie chcę tej misji! No bo przecież zanudzimy się na śmierć! Co to za frajda, siedzieć w jednym domu i przez tydzień obserwować jakiegoś babsztyla?
— Nie martw się na zapas, młocie. Potraktujemy to jak urlop.
Naruto dogonił Uchihę i uśmiechnął się w jego stronę z błyskiem w oku.
— No, no, Sasuke, zaczynasz być romantyczny, czy mi się zdaje? — Już sekundę po wypowiedzeniu tych słów, schylił się szybko, unikając lecącej w jego stronę pięści. — Och, chyba jednak nie — zaśmiał się pod nosem, widząc zaciśnięte szczęki partnera. — Obiecaj, że jak tylko wrócimy do Konohy, idziemy na pole treningowe, okej?
— O ile będziesz mógł się normalnie ruszać, po tym tygodniu nudy, jak to ująłeś — skwitował Uchiha.
— Drań! — fuknął Uzumaki, ale wesołe ogniki w oczach zdradzały, że wcale nie jest zły.

***

W knajpce, w której przyjaciele zajęci konspirowaniem zorganizowali sobie kolejne zebranie, panował tłok. Z trudem znaleźli wolne miejsce, by wszyscy mogli usiąść.
— Dzisiaj wracają, prawda? — Odezwała się Ino, nakładając sobie porcję jedzenia na talerz.
— Yhym — mruknął Chouji.
— No to musimy to zobaczyć. Mam tylko nadzieję, że siedząc ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę  i nic nie robiąc, w końcu się dogadali.
— Okaże się wkrótce, co… — Wypowiedź Shikamaru została przerwana przez ogromny huk dochodzący z zewnątrz.
— Co jest? — Sakura poderwała się z miejsca, a za nią pozostali.
Wyszli na dwór, zostawiając niedokończone jedzenie, w poszukiwaniu źródła hałasu. Skierowali się na obrzeża wioski, gotowi wszcząć alarm, gdy dźwięk powtórzył się. Po przebiegnięciu jeszcze kilkunastu metrów, zatrzymali się w miejscu.
— I co, Uchiha?! — wrzeszczał Naruto, okładając Sasuke pięściami. — Przestawię ci ten durny uśmieszek na tył głowy!
— Morda, gnojku! — Brunet sparował atak, wyprowadzając cios. — Zaraz ty będziesz leżał zakopany w ziemi, młocie!
Grupka Shinobi przyglądała się widowisku, wymieniając ponure spojrzenia.
— No cóż. Nie udało się.
***

— Sasuke, draniu! — zawołał Uzumaki, wchodząc do rezydencji Uchihy. — Wyłaź!
Ten jednak się nie zjawił, więc Naruto postanowił go poszukać. Pewnie siedzi w ogrodzie, przemknęło mu przez myśl i właśnie tam skierował swoje kroki. Wiedział gdzie iść, przecież był tu częstym gościem. Znał każde pomieszczenie w tym budynku, od kiedy zaczął być z Sasuke. Tutaj przynajmniej mieli co robić, nie to co u niego w mieszkaniu. Ryzyko wpadki, że ktoś ich nakryje, gdy spotykali się w rezydencji klanu, było mniejsze, bo zawsze mogli skorzystać z pokoju położonego najdalej od wejścia. Choć był to raczej tylko taki delikatny środek zapobiegawczy, bo Uchiha rzadko miał gości. To, że nie zastał go w środku, tak jak się umawiali, było… niepokojące. Skupił się, by wyczuć jego czakrę, lecz bezskutecznie. Uchiha albo ją porządnie zamaskował, albo po prostu gdzieś wybył. Tylko dlaczego go o tym nie uprzedził? Z zaskoczeniem zauważył, że buty bruneta stoją na swoim zwyczajowym miejscu. Czyli powinnien tu być.
— Sasuke? — spróbował ponownie, lecz znów nie było odpowiedzi. — No co, do jasnej cholery? — mruknął, przemierzając korytarz i zaglądając do wszystkich pomieszczeń. — Draniu, jeśli to dowcip, to cholernie kiepski. Wyjdź w końcu, no! Przecież cię nie zjem.
W następnej chwili szybko odwrócił się, gdy dotarł do niego  jakiś drobny szelest, a w kolejnej leżał na ziemi, rozciągnięty jak długi, bo ktoś siedział mu na plecach i przyciskał do podłogi.
— Kurwa mać! — zaklął, szarpiąc się, wściekle. — Co jest?!
— Siedź cicho i nie kombinuj, Naruto. — Usłyszał dziwnie znajomy głos i naraz zdał sobie sprawę, że należy on do Sakury.
— Sakura? — zdziwił się. — Co ty robisz?! Puszczaj mnie, oszalałaś?! — Próbował wierzgnąć nogami, żeby ją zrzucić, ta jednak trzymała go mocno. Jej przeklęta siła!
— Tak, masz rację, oszalałam. A teraz zamknij się i wstawaj. — Podniosła go do pionu, niczym szmacianą kukłę. — Jazda.
— S-sakura? — Starał się oponować Naruto, lecz ta tylko popchnęła go w przód, nie wdając się w zbędne dyskusje.

***

— No proszę, już jest! — Kiba klasnął w dłonie, widząc jak Sakura wprowadza Uzumakiego do kuchni Sasuke.
Sam właściciel domu siedział przywiązany do krzesła, dodatkowo spętany techniką cienia Nary. Na jego twarzy czaiła się żądza mordu, a w oczach błyszczał złowrogo sharingan.
— Hej, odbiło wam? — Naruto krzyknął zdumiony, widząc unieruchomionego chłopaka. — Sasuke, co oni ci zrobili? — zwrócił się bezpośrednio do niego, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości.
— Jeszcze nic, młocie — odezwał się brunet, głosem tak chłodnym, że Uzumaki z niepokojem rozejrzał się po zebranych, zastanawiając się, czy zdążą zwiać, nim ten ich pozabija. — Ale widocznie mają jakiś interes do nas, bo inaczej nie byłoby tu tego całego cyrku — wypluł z jadem.
— Spokojnie, chłopaki. Zaraz się wszystkiego dowiecie. — Kiba, któremu humor dopisywał, podszedł do Uzumakiego i bezceremonialnie popchnął go w stronę Sasuke. Ten zatoczył się, jednak nie miał zamiaru dać traktować się jak jakieś popychadło, zaparł się więc i nie ruszył z miejsca. Inuzuka i reszta tylko westchnęli głośno.
— Nie utrudniaj, Naruto. — Shikamaru złożył dłonie i wykonał technikę, czym zaprowadził zdezorientowanego blondyna wprost na kolana Sasuke. — Chcemy wam tylko pomóc, jasne? — dodał, widząc, że twarz kolegi zrobiła się czerwona.
— Młocie — syknął Sasuke, również skonsternowany całą tą sytuacją. — Nie kręć się, idioto! — odezwał się tuż przy jego uchu, a Naruto w lot zrozumiał, o co mu chodzi i pokrył się jeszcze większym rumieńcem. Uchiha szarpnął się mocno, próbując pozbyć się z siebie ciężaru ciała Naruto. Bezskutecznie. Technika Nary, naprawdę krępowała ruchy i mimo ogromnych starań, brunet nie mógł nic zrobić.
— No to teraz słuchajcie. — Sakura stanęła na wprost nich, a reszta grupy powoli zaczęła się wycofywać w kierunku drzwi. Obaj to zauważyli, wymieniając spojrzenia. Haruno przekrzywiła głowę i zamyśliła się na chwilę. — O czym to ja miałam? — Definitywnie próbowała grać na czas, dając innym szansę na ucieczkę. — Ach, tak, już wiem. No to, moi drodzy, macie teraz wspaniałą chwilę sam na sam i radzę wam jej nie zmarnować. Jeśli po tym, co teraz zorganizowaliśmy, nie zrozumiecie w końcu, że jesteście dla siebie stworzeni, to osobiście wbiję wam to do głów, rozumiemy się? — Uśmiechnęła się w ich stronę, a oni zamarli po tych słowach. — Mam nadzieję, że będziecie tworzyli udany i szczęśliwy związek, bo już patrzeć nie możemy na to, jak się męczycie, ciągle krążąc koło siebie. Jeden kocha drugiego i odwrotnie, więc najwyższy czas, żebyście w końcu się do tego przyznali i skończyli z wiecznymi kłótniami i walkami. Nic innego na was nie działało, ciągle unikaliście bezpośredniej rozmowy o waszych uczuciach, to teraz my dajemy wam szansę na konfrontację. I nie ważcie mi się stąd wychodzić, dopóki nie zrozumiecie kilku rzeczy, jasne? — Skończyła i bez słowa pożegnania wyszła, a za nią Shikamaru, który dezaktywował technikę.
— Czy ja słyszałem, to co właśnie słyszałem? — spytał Naruto nieprzytomnie.
— Taa… — Uchiha objął go w pasie i oparł głowę na jego ramieniu, jako że Naruto nie kwapił się, by zejść mu z kolan. — Mówiłem ci, że to idioci, nie?
— Owszem, mówiłeś. Ale czekaj, czekaj, jak to szło? „Nie możemy już patrzeć jak się męczycie…”. Czy oni chcieli nas wyswatać?
— Prawdopodobnie.
— Spóźnili się.
— Wiem. A teraz spadaj, ciężki jesteś. — Zepchnął go, bo Uzumaki nadal nie chciał się ruszyć.
— To co? Idziemy do sypialni, czy robimy rozwałkę? — odezwał się Naruto, gdy stanął już na własnych nogach.
— Pfff... Sypialnia. — Zbliżył się, dociskając go do blatu. — Na stole kuchennym jeszcze tego nie robiliśmy…



7 komentarzy:

  1. BRAWO!!! Super pomysł, wykonanie wspaniałe... Cud, miód i orzeszki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie przesadzajmy z tym cudem... ;)
      Dzięki za komcia, pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Podobało mi się, chociaż czuję lekki niedosyt. Sama nie wiem czego. Ale znając mnie chodzi o końcówkę, Bez obaw, ciekawie się skończyła, ale brakowało mi szoku Sakury i innych, gdyby Ci dowiedzieli się prawdy.
    No, ale może wtedy nie miałoby tej magi to wszystko. No dobra.
    Przeczytałam dzisiaj wszystkie Twoje miniaturki, cholernie mi się podobały. Gratuluję talentu :D
    Pozdrawiam, Riso!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś jedyną, która czuje niedosyt przez tego fika. Owszem, miała być końcówka z odpowiednią reakcją znajomych, jednak moje plany nieco się zmieniły i TUTAJ jej nie ma. Będzie. Albo napiszę sequel, albo po prostu końcówka będzie krążyć wśród samych zainteresowanych ;) Nas razie sama nie wiem jak to rozegrać, ale coś zrobić muszę, bo czuję gorący oddech śmierci na karku jeśli nie zrobię czegokolwiek. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze jakie zostawiłaś i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej ;).
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. "[...] końcówka [...] będzie. Albo napiszę sequel, albo po prostu końcówka będzie krążyć wśród samych zainteresowanych ;)"

      YOU MADE MY DAY.
      (komentarz będzie kiedyś, jak już ochłonę po NaNoWriMo i zanim zarzucisz mi niepisanie fików zajrzyj na pocztę :* )

      Usuń
  3. Witam,
    dobry tekst, przyjaciele chcieli ze swatać Sasuke i Naruto, a ci robili wszystko aby tamci nie zorientowali się co ich łączy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń