Na przeprosiny mam dla Was nowy tekst, który powstał już dość dawno, ale z braku czasu pojawia się dopiero teraz.
Zapraszam! :D
Pairing: SasuNaru
Długość: Miniatura
Betowała: Ann, Vanes :* Dziękuję <3
Ann - dla Ciebie :*
„Akcja:
Konspiracja”
— Chyba
sobie żartujesz! — wykrzyknął Naruto, odwracając się w stronę wspomnianego
chwilę wcześniej Sasuke. — Że niby on jest lepszy ode mnie?! Nie kpij! — Ruszył
w kierunku bruneta, nie zwracając uwagi na nawoływania Kiby, żeby przestał
robić z siebie durnia. Przecież sam mówił, że Uchiha lepiej sobie radzi z
shurikenami niż on, a teraz chce go zatrzymać? O nie, ta zniewaga, krwi wymaga
i koniec!
Czarne
oczy Sasuke uważnie śledziły każdy
jego ruch. Gdy Naruto zbliżył się do niego na odległość wręcz mikroskopijną,
przekrzywił głowę, wpatrując się mu czujnie w twarz. Lekki, prawie
niedostrzegalny uśmiech samym kącikiem warg, był dla Uzumakiego znakiem jawnej
prowokacji.
— Draniu,
wychodzimy! — zarządził bełkotliwie, nawet nie czekając na odpowiedź. — Już ja
wam wszystkim pokażę, co potrafię! Żaden mi tu nie powie, że on jest lepszy! —
odgroził się w kierunku grupki przyjaciół.
— Uzumaki,
jesteś pijany jak bela — zaprotestował Uchiha, gdy ten złapał go za nadgarstek
i próbował wywlec z kawiarni, w której przebywali. — I niestety Inuzuka ma
rację, młocie, pogódź się z tym — dodał ironicznie, wzruszając ramionami jakby
ze znudzeniem.
— Nawet
pijany, jestem od ciebie silniejszy, draniu! Zaraz się przekonasz!
— Młocie,
uspokój się. — Wyszarpnął rękę z uścisku. — Sam wyjdę.
Uzumakiemu
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wybiegł, tylko odrobinę się zataczając i
tratując po drodze niewinnych cywilów, chcących wejść do środka. Uchiha tylko
westchnął w duchu, ale również skierował się do wyjścia. Podążył za nim
ciemnymi uliczkami, nieco przyspieszając. Skręcił za róg budynku i po przejściu
kilku kroków wskoczył na dach. Szybki sprint i zgrabny zeskok, a chwilę później
już rozglądał się czujnie po okolicy. Długo nie trwało, gdy usłyszał pewny i
mocny głos opartego o drzewo, zupełnie trzeźwego w dodatku, Naruto.
— No, no.
Już myślałem, że dzisiaj nic z tego.
W
odpowiedzi uzyskał tylko drapieżny uśmiech Sasuke.
***
— No i co?
— spytał szeptem Kiba, prawie wchodząc na plecy kucającego przed nim Shikamaru.
— Udało się? Udało?
— Nie,
Kiba. I złaź ze mnie, idioto! — Wyprostował się i odwrócił w jego kierunku. —
Znów walczą.
— Im to
już chyba nic nie pomoże — odezwał się Neji, obserwujący dwóch walczących swoim
byuakuganem.
— A
mówiłam ci, żebyś nie podpuszczał Naruto walką! Przecież on nigdy nie odpuści,
żeby kogoś skopać! Zwłaszcza, jeśli mu powiesz, że z Uchihą nie ma w czymś
szans! Jesteś debilem! — Ino trzasnęła Kibę w głowę, wyładowując swoją złość.
Znów plan
chuuninów Konohy nie wypalił. Akcja pod hasłem: „połączyć dwóch wrogów” spaliła
na panewce. Po raz kolejny.
***
Naruto
wyplątał się z pościeli i poszedł do łazienki, chcąc wziąć szybki prysznic,
jednak w połowie drogi zatoczył się nieznacznie.
— Młocie,
co jest? — spytał Sasuke, siadając na łóżku i rozglądając się za ciuchami.
— Klony
zniknęły. Poszli sobie. — Uzumaki uśmiechnął się w jego stronę. — Znów nam się
udało, Uchiha. Mówiłem ci, że nic się nie stanie, draniu, widzisz?
— Taa...
Następnym razem nie wyjdę, durniu. Ostatni raz zrobiłeś tak ryzykowną akcję,
rozumiesz?
— Nie
marudź, draniu. — Naruto wszedł do łazienki, po czym zawołał: — Umyjesz mi
plecy?
Sasuke bez
słowa wstał z łóżka, przestając szukać spodni.
***
— Sasuke,
założymy się, że nie wytrzymasz z nim dłużej niż dwie godziny bez walki?
Uchiha, do
którego skierowane było pytanie, prychnął głośno.
— A chcesz
się przekonać, że wytrzymam? — spytał z ironią. — Jeśli wygram, bierzesz za
mnie dyżur w akademii.
— Umowa
stoi. — Sakura wyglądała na pewną swego.
— No to do
zobaczenia za dwie godziny. — Brunet odepchnął się od ściany.
Jak tylko
nieznacznie oddalił się od Haruno, natychmiast podbiegła do niej Ino. Obie
wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zaczęły obserwować odchodzącego
chłopaka. Sasuke, gdy zrównał się z półleżącym na kanapie Uzumakim, zatrzymał
się i poczekał, aż ten na niego spojrzy.
— Czego? —
mruknął ospale.
— Chodź,
młocie, stawiam ramen — rzucił głośno, tak by
Sakura go usłyszała.
— Sasuke,
draniu, wiedziałem, że jesteś człowiekiem! — Naruto, uradowany poderwał się z
kanapy i stanął obok niego. — Dalej, na co czekasz? — spytał, bo Uchiha
obejrzał się za siebie. Blondyn wychylił się trochę, chcąc dowiedzieć się o co
chodzi.
Zobaczył z
tyłu lekko zszokowaną Haruno, a gdy znów spojrzał na chłopaka, ten miał na
twarzy delikatny uśmieszek zadowolenia.
—
Wytłumaczę ci później, młotku. Idziesz?
— Jasne! —
Naruto popędził przed siebie, kierując się do Ichiraku. — Ostatni na miejscu to
zgniłe jajo! — wykrzyknął, znikając za drzwiami.
— Miłego
dyżuru, Sakura — odezwał się Sasuke, wychodząc za nim.
***
— Mogłaś
się domyślić, że tak będzie. — Ino poklepała zdegustowaną koleżankę po plecach.
— Sasuke nie jest głupi, wie co zrobić, żeby uniknąć starcia i zarazem mieć z
głowy dyżur. Ramen dla Naruto to świętość.
— No
mogłam, mogłam… — mruknęła dziewczyna, opierając głowę na powierzchni stołu. — Ale serio myślałam, że pójdą w jakieś
ustronne miejsce! Ja pierdolę! — Trzasnęła ręką w blat, a stojące na nim kubki
i naczynia zachybotały się niebezpiecznie.
—
Spokojnie. Jeszcze coś wymyślimy…
***
— Co ty tu
robisz?! — zawołał Naruto, widząc na progu Sasuke. W cywilnym ubraniu, w
dodatku najwyraźniej mającego zamiar wejść do mieszkania. Prawie wepchnął go do
środka, szybko rozglądając się na boki. Nie widząc nic podejrzanego, zatrzasnął
drzwi i z ulgą wymalowaną na twarzy oparł się o nie.
— Ładnie,
ładnie.
— Co? —
spytał Naruto, nie rozumiejąc.
— Takiego
powitania jeszcze nie miałem.
— Draniu…
— Młot.
— Sasuke,
przestań! Lepiej powiedz, co ty tu robisz? Nie miałeś mieć dyżuru?
— Sakura
mnie zastępuje.
— Bo?
— Bo
jadłeś ramen?
— Aha.
Dobra, nieważne. — Naruto nic nie rozumiał z tej dziwnej konwersacji,
dlatego postanowił ją przerwać. W
skupieniu przeszkadzała nagła pustka w głowie, spowodowana widokiem Sasuke. Tak
działo się za każdym razem. Widok, zapach, smak, głos. Każdy, najdrobniejszy
fragment chłopaka, odbierał mu normalne zdolności. Oszołomienie i euforia brały
nad nim górę, wyłączając takie funkcje jak logiczne myślenie. Zwłaszcza w
momentach, gdy nie groziło im niebezpieczeństwo, tak jak teraz, w domu.
— A co
jest ważne? — Uchiha zbliżył się, zmniejszając dzielącą ich odległość do
minimum.
— Ty. —
Naruto oplótł rękami szyję partnera, zmierzając ustami do jego warg.
***
—
Próbowaliśmy już chyba wszystkiego! — westchnęła Sakura, opierając głowę o
ramię Saia. Ten odruchowo pogładził ją po włosach, a ona przymknęła z aprobatą
oczy. — I nic. Bez efektu.
Siedzieli
w domu Ino, która zorganizowała kolejne „tajne” spotkanie ich rocznika. Tajne,
bo Sasuke i Naruto mieli o tych knowaniach nigdy nie usłyszeć. Pourywaliby im
głowy, jeśliby się dowiedzieli, że stanowią główny temat rozmów. I to jakich
rozmów! Od jakiś dwóch miesięcy toczone były zażarte dyskusje o nich samych.
Odkrycia,
że ci dwaj są w sobie zakochani, zauroczeni, bądź cokolwiek, co nosi znamiona
przyszłego związku, dokonał Shikamaru, który od zawsze był znany ze swoich
trafnych i celnych obserwacji. Pół pijackiej imprezy później podzielił się tymi spostrzeżeniami z innymi i tak oto powstało
zgromadzenie konspiratorów, którzy za najważniejszy cel
obrali sobie wyswatanie tej dwójki.
Dziś,
kolejny raz dzielili się pomysłami jak połączyć najlepszych przyjaciół i
zarazem zaciekłych rywali. Niektóre teorie były dość szalone, jak zamknięcie
ich w jakimś pomieszczeniu i nie
wypuszczanie dopóki nie zrobią tego co konieczne. Szybko jednak rezygnowali z
takich wyjść, bo czuli przez skórę, że konsekwencje do miłych by nie należały.
Z upływem dni wszelkie koncepcje i sposoby zaczynały im się kończyć, bo żadna wybrana
przez nich strategia nie przynosiła skutku. Pozostawało chyba tylko jedno
rozwiązanie. Powiedzieć chlopakom wprost. Lecz jak na razie nie znaleźli wśród
siebie żadnego na tyle odważnego, by znieść napad szału dwóch najsilniejszych
shinobi Konohy. Próbowali więc ominąć to rozwiązanie, lub zostawić je na sam
koniec, gdy spróbują już absolutnie wszystkiego.
— Chyba
najwyższy czas, by ONA dołączyła do naszej misji. — Shika ustał i podszedł do
okna.
—
Zwariowałeś?! — Kiba krzyknął przerażony. — Nie ma mowy, w życiu do niej nie
pójdę i nie powiem, o co chodzi!
— Cykor —
skwitował Chouji.
— Jak
takiś mądry, to sam idź — butnie odezwał się Inuzuka.
— Przecież
ty, Kiba, nie musisz, uspokój się. — Ciepły ton Hinaty, która postanowiła
wtrącić się do dyskusji, powstrzymał Inuzukę przed kłótnią z towarzyszem.
Zaciekawiony spojrzał na nią, a ona westchnęła cicho i dodała: — Najlepiej,
jeśli to Sakura i Shikamaru pójdą, wszyscy o tym wiemy. — Spojrzała po kolei na
wymienioną dwójkę, a oni w milczeniu skinęli głowami.
—
Taaa…Jasne. — Nara wziął głęboki oddech,
bo to całe swatanie było niezwykle upierdliwe i powoli miał dość. — Ona ma
większą władzę i może zorganizować coś, co otworzy im oczy.
— Pani
Tsunade na pewno nam pomoże — poparła go Sakura. — Dzisiaj wieczorem tam pójdziemy,
mam dyżur w szpitalu, więc i tak muszę się z nią zobaczyć.
— No to
postanowione.
— Może tym
razem… — rozmarzyła się Ino. — Chciałabym, żeby ci idioci nareszcie zrozumieli…
— Jeszcze
trochę, Ino. Zobaczysz, kiedyś się zorientują. I będą nam wdzięczni. — Sai
podniósł się z kanapy.
— Albo nas
zabiją — mruknęła cicho Sakura.
—
Najważniejsze, żeby już było po wszystkim. Potem będziemy się martwić tym, co
zrobią, jak już będą wiedzieć. Mam plan, który przekażę Tsunade. Ta intryga
może w końcu wypalić.
***
Naruto
siedział w swoim mieszkaniu przy kuchennym stole i wpatrywał się w pusty kubek
po herbacie. Trzy szybkie i ciche uderzenia do drzwi wyrwały go z tego
tymczasowego letargu. Rozpoznając umówiony znak, wstał pośpiesznie i podszedł
do okna, uchylając je. Długo nie trwało, gdy Uchiha stanął u niego w pokoju.
— Coś nie
tak? — spytał Uzumaki, obrzucając go uważnym spojrzeniem. — Jesteś wkurzony? —
przekrzywił głowę, przyglądając mu się intensywnie.
— Dziwisz
się? Znów kluczyłem jak idiota, bo wszędzie kręcą się nasi „kochani”
przyjaciele — odparł sarkastycznie.
— Oj tam,
draniu. — Naruto machnął ręką lekceważąco. — Ja też niekiedy spóźniam się do
ciebie, bo muszę wybierać dłuższą drogę.
— Zaczyna
mnie to ostro wkurzać. Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu krążą wokół nas jak
jakieś wilki?
—
Zauważyłem — potaknął Naruto. — Właśnie miałem z tobą o tym pogadać. Ale,
czekaj, napijesz się czegoś? Zrobię herbaty, co?
— No zrób,
zrób. — Sasuke usiadł na łóżku Uzumakiego i czekał, aż ten wróci.
Po chwili
blondyn wniósł dwa parujące kubki i postawił na nocnej szafce, po czym usiadł
obok chłopaka.
— No już,
Uchiha, nie bocz się. Co ja ci na to poradzę? — Objął go ramieniem i
przyciągnął do siebie. — Ale masz rację, coś jest z naszymi znajomymi nie tak.
Sasuke
odepchnął go lekko od siebie, chcąc wyswobodzić się z uścisku.
— Wiem,
młocie. I chyba musimy bardziej się pilnować.
— Ale
Sasuke! — zaprotestował Naruto. — Jeszcze bardziej? Zwariowałeś? To kiedy się
będziemy spotykać?
— Myślisz,
że mi jest łatwo? — Uchiha spojrzał na niego krzywo. — To ciągłe kombinowanie
mnie wykańcza. Szlag by to! — zaklął, uderzając pięścią o udo.
Naruto
tylko westchnął. No cóż, wesoło to oni nie mieli, fakt. Ciągle w ukryciu,
pilnowali się jak mogli, by nikt nie domyślił się jakie są prawdziwe relacje
między nimi. Związki tej samej płci nie były pochwalane przez mieszkańców
wioski, a gdyby ci dowiedzieli się, że właśnie ich łączy coś więcej niż przyjaźń,
nie pozostawiliby na nich suchej nitki. Chcieli powiedzieć najbliższym
przyjaciołom, ale zawsze któryś z nich znajdował jakąś wymówkę, żeby tego nie
robić. Sasuke w sumie nie obchodziła reakcja innych, jednak dla Naruto sprawa
wyglądała inaczej. Uwielbiał towarzystwo, śmiech, wygłupy i wypady ze
znajomymi. Bez tego nie byłby pewnie sobą. Uchiha rozumiał, ale powoli miał już
dość. Tak jak właśnie teraz. O wiele łatwiej byłoby gdyby nie musieli cały czas
kombinować, żeby się spotkać.
— Naruto,
może już czas…? — niedokończone pytanie zawisło w powietrzu, a Sasuke
przyglądał się kątem oka mimice twarzy partnera..
— Nie
wiem, Sasuke. — Naruto oparł się mu na piersi, a ten wplótł palce w jego jasne
włosy. Schylił się i pocałował go, delektując się pieszczotą.
Już po
chwili Naruto siedział na nim okrakiem, a ręce bruneta błądziły pod jego
koszulką.
— Olać to.
Najważniejsze, że na razie jest dobrze.
***
Brązowe
oczy piątej Hokage błysnęły zrozumieniem, gdy Shikamaru skończył przedstawiać
swój cel wizyty. Sakura stała obok i od czasu do czasu kiwała twierdząco głową.
Przywódczyni Wioski Liścia nie przerywała, cierpliwie słuchając Nary. Gdy ten
zamilkł, złożyła razem dłonie i oparła na nich podbródek.
— I ja mam
wam pomóc, tak? — spytała cicho, bez emocji, lecz natarczywe spojrzenie
sprawiło, że Haruno aż ciarki przeszły po plecach.
— Mogłaby
Czcigona — wyjąkała w końcu dziewczyna, spuszczając wzrok na podłogę. No cóż,
rozmowa z głową Konohy o orientacji dwóch przyjaciół z drużyny była, delikatnie
mówiąc, krępująca. Wolała więc milczeć, odzywając się tylko w razie
konieczności. Podziwiała Shikę, że tak prosto, łatwo i szybko wyłuszczył Piątej
cały problem
— No
dobrze… — odezwała się Tsunade po chwili zastanowienia. — Pomogę. Ale robię to
tylko dla nich, jasne?
— Tak jest
— odpowiedzieli niemal równocześnie.
— Ale… —
dodała i uśmiechnęła się przebiegle. — To was będzie kosztować. Sporo.
Sakura z
westchnieniem otwarła swoją torebkę, bez słowa
podeszła i postawiła na blacie jej biurka dwie butelki sake.
— Interesy
z wami to czysta przyjemność — skwitowała Tsunade, opierając się wygodniej w
fotelu. — A teraz wypad. Won! — wrzasnęła, sięgając po pierwszą z brzegu flaszkę.
***
— Młocie,
rusz się! — syknął Uchiha, popędzając Naruto, który zabawiał rozmową grupkę
dzieci. — Nie mam zamiaru przez ciebie oberwać od Tsunade za spóźnienie!
— No idę,
no! Przestań jęczeć, Sasuke. Babcia nic nie powie.
Szli do
budynku, w którym rezydowała Hokage, zastanawiając się cóż to za zadanie znów
dostaną. Od ostatniej wyprawy za granice Konohy minęło już kilkanaście dni, a
oni zaczynali się nudzić, nowina ta była więc dla nich wybawieniem. Poza tym,
mieli okazję pobyć jakiś czas sami z dala od wioski i za każdym razem
korzystali z tego czasu jak najlepiej. Najpierw obowiązki, czyli szybkie
wykończenie wrogów, a potem przyjemności, czyli intensywne ćwiczenia ruchowe w
pokojach hotelowych.
— Módl
się, żeby to była porządna misja.
— Niby dlaczego?
— Mam
ochotę komuś ostro skopać dupę. Najlepiej im — kiwnął głową w stronę bocznej
uliczki Konohy, którą właśnie mijali. Naruto wyczulił zmysły i zrozumiał, że
znajomi znów ich śledzą. Dlaczego od jakiegoś czasu tak dziwnie się
zachowywali, zastanowił się, jednak przerwał mu głos bruneta: — Gdyby nie to
wezwanie, chętnie sprałbym kilka pysków.
— Draniu,
może nie będzie tak źle. — Sasuke spojrzał na niego pytająco, a Naruto, widząc
to, dodał: — Może nie będziemy musieli ruszać od razu, to zdążymy przed? —
Puścił w jego stronę oczko, co Uchiha odczytał jako zgodę na szybką rozgrzewkę
przed misją.
— Należy
im się.
— A
owszem. — Uśmiechnął się wesoło Naruto, drapiąc się po karku. — Ciekawe, o co
im chodzi, no nie? — wypowiedział swoje
myśli na głos.
— Wolę nie
wiedzieć, młocie.
— Racja.
***
— Jasne? —
Tsunade spojrzała na stojących przed nią shinobi, twardym i ostrym wzrokiem,
nieznoszącym sprzeciwu.
— Ta jest…
— Naruto wydał z siebie ponury odgłos, od biedy
nazwany głosem zgody. — Ale… — Zaciśnięcie pięści piątej Hokage, skutecznie
uciszyło jego próby protestu. Zamilkł, szukając wzrokiem Sasuke. Napięta, mocno
zarysowana szczęka, zdradzała, że jest równie zawiedziony jak Naruto. Nie
odzywał się jednak, nie zadawał pytań, po prostu stał i najprawdopodobniej
trawił właśnie, usłyszane wcześniej informacje.
— Ruszać!
— Ponagliła ich dowódczyni, a oni odwrócili się i wyszli.
Usiadła z
powrotem za biurkiem, ze zdumieniem rejestrując fakt, że nie doczekała się
stosu przekleństw i prób buntu Uzumakiego. Opuścił pomieszczenie dziwnie
zgaszony i cichy, a jej uwadze nie umknęły szybkie spojrzenia wymieniane z
drugim ninja. Coś chyba było nie tak. Zastanowiła się przez chwilę, a gdy nic
konkretnego nie przyszło jej na myśl, westchnęła głośno. To spotkanie nie miało
tak wyglądać. Zdecydowanie wszystko poszło źle, ale nie mogła zrozumieć
jednego. Dlaczego?
***
— Przestań
jęczeć, młocie! — syknął Uchiha. — Mam dosyć twojego gderania.
— Ale o co
ci chodzi? Wywiązałem się z umowy, u Hokage siedziałem cicho, pamiętasz? To
teraz z łaski swojej daj mi się wygadać! Przecież to niesp… — nie zdołał
dokończyć, bo Sasuke zatkał mu usta dłonią.
— Zamknij
się, bo nie ręczę za siebie, Uzumaki! — zmrużył gniewnie oczy, w których lśnił
uaktywniony sharingan. Naruto uniósł ręce w geście poddania, co spowodowało, że
ten puścił go.
— Myślisz,
że ja jestem zadowolony? Nie. Przyjmij to do wiadomości i nie wkurwiaj mnie,
jasne? — Oddalił się, nie czekając na towarzysza. Po chwili usłyszał za sobą
jego kroki.
— Sasuke,
ale ja serio nie chcę tej misji! No bo przecież zanudzimy się na śmierć! Co to
za frajda, siedzieć w jednym domu i przez tydzień obserwować jakiegoś
babsztyla?
— Nie
martw się na zapas, młocie. Potraktujemy to jak urlop.
Naruto
dogonił Uchihę i uśmiechnął się w jego stronę z błyskiem w oku.
— No, no,
Sasuke, zaczynasz być romantyczny, czy mi się zdaje? — Już sekundę po
wypowiedzeniu tych słów, schylił się szybko, unikając lecącej w jego stronę
pięści. — Och, chyba jednak nie — zaśmiał się pod nosem, widząc zaciśnięte
szczęki partnera. — Obiecaj, że jak tylko wrócimy do Konohy, idziemy na pole
treningowe, okej?
— O ile
będziesz mógł się normalnie ruszać, po tym tygodniu nudy, jak to ująłeś —
skwitował Uchiha.
— Drań! —
fuknął Uzumaki, ale wesołe ogniki w oczach zdradzały, że wcale nie jest zły.
***
W knajpce,
w której przyjaciele zajęci konspirowaniem zorganizowali sobie kolejne
zebranie, panował tłok. Z trudem znaleźli wolne miejsce, by wszyscy mogli
usiąść.
— Dzisiaj
wracają, prawda? — Odezwała się Ino, nakładając sobie porcję jedzenia na
talerz.
— Yhym —
mruknął Chouji.
— No to
musimy to zobaczyć. Mam tylko nadzieję, że siedząc ze sobą dwadzieścia cztery
godziny na dobę i nic nie robiąc, w
końcu się dogadali.
— Okaże
się wkrótce, co… — Wypowiedź Shikamaru została przerwana przez ogromny huk
dochodzący z zewnątrz.
— Co jest?
— Sakura poderwała się z miejsca, a za nią pozostali.
Wyszli na
dwór, zostawiając niedokończone jedzenie, w poszukiwaniu źródła hałasu.
Skierowali się na obrzeża wioski, gotowi wszcząć alarm, gdy dźwięk powtórzył
się. Po przebiegnięciu jeszcze kilkunastu metrów, zatrzymali się w miejscu.
— I co,
Uchiha?! — wrzeszczał Naruto, okładając Sasuke pięściami. — Przestawię ci ten
durny uśmieszek na tył głowy!
— Morda,
gnojku! — Brunet sparował atak, wyprowadzając cios. — Zaraz ty będziesz leżał
zakopany w ziemi, młocie!
Grupka
Shinobi przyglądała się widowisku, wymieniając ponure spojrzenia.
— No cóż.
Nie udało się.
***
— Sasuke,
draniu! — zawołał Uzumaki, wchodząc do rezydencji Uchihy. — Wyłaź!
Ten jednak
się nie zjawił, więc Naruto postanowił go poszukać. Pewnie siedzi w ogrodzie,
przemknęło mu przez myśl i właśnie tam skierował swoje kroki. Wiedział gdzie
iść, przecież był tu częstym gościem. Znał każde pomieszczenie w tym budynku,
od kiedy zaczął być z Sasuke. Tutaj przynajmniej mieli co robić, nie to co u
niego w mieszkaniu. Ryzyko wpadki, że ktoś ich nakryje, gdy spotykali się w
rezydencji klanu, było mniejsze, bo zawsze mogli skorzystać z pokoju położonego
najdalej od wejścia. Choć był to raczej tylko taki delikatny środek
zapobiegawczy, bo Uchiha rzadko miał gości. To, że nie zastał go w środku, tak
jak się umawiali, było… niepokojące. Skupił się, by wyczuć jego czakrę, lecz
bezskutecznie. Uchiha albo ją porządnie zamaskował, albo po prostu gdzieś wybył.
Tylko dlaczego go o tym nie uprzedził? Z zaskoczeniem zauważył, że buty bruneta
stoją na swoim zwyczajowym miejscu. Czyli powinnien tu być.
— Sasuke?
— spróbował ponownie, lecz znów nie było odpowiedzi. — No co, do jasnej
cholery? — mruknął, przemierzając korytarz i zaglądając do wszystkich
pomieszczeń. — Draniu, jeśli to dowcip, to cholernie kiepski. Wyjdź w końcu,
no! Przecież cię nie zjem.
W
następnej chwili szybko odwrócił się, gdy dotarł do niego jakiś drobny szelest, a w kolejnej leżał na
ziemi, rozciągnięty jak długi, bo ktoś siedział mu na plecach i przyciskał do
podłogi.
— Kurwa
mać! — zaklął, szarpiąc się, wściekle. — Co jest?!
— Siedź
cicho i nie kombinuj, Naruto. — Usłyszał dziwnie znajomy głos i naraz zdał
sobie sprawę, że należy on do Sakury.
— Sakura?
— zdziwił się. — Co ty robisz?! Puszczaj mnie, oszalałaś?! — Próbował wierzgnąć
nogami, żeby ją zrzucić, ta jednak trzymała go mocno. Jej przeklęta siła!
— Tak,
masz rację, oszalałam. A teraz zamknij się i wstawaj. — Podniosła go do pionu,
niczym szmacianą kukłę. — Jazda.
—
S-sakura? — Starał się oponować Naruto, lecz ta tylko popchnęła go w przód, nie
wdając się w zbędne dyskusje.
***
— No
proszę, już jest! — Kiba klasnął w dłonie, widząc jak Sakura wprowadza
Uzumakiego do kuchni Sasuke.
Sam
właściciel domu siedział przywiązany do krzesła, dodatkowo spętany techniką
cienia Nary. Na jego twarzy czaiła się żądza mordu, a w oczach błyszczał
złowrogo sharingan.
— Hej,
odbiło wam? — Naruto krzyknął zdumiony, widząc unieruchomionego chłopaka. —
Sasuke, co oni ci zrobili? — zwrócił się bezpośrednio do niego, a jego twarz
wykrzywiła się w grymasie złości.
— Jeszcze
nic, młocie — odezwał się brunet, głosem tak chłodnym, że Uzumaki z niepokojem
rozejrzał się po zebranych, zastanawiając się, czy zdążą zwiać, nim ten ich
pozabija. — Ale widocznie mają jakiś interes do
nas, bo inaczej nie byłoby tu tego całego cyrku — wypluł z jadem.
—
Spokojnie, chłopaki. Zaraz się wszystkiego dowiecie. — Kiba, któremu humor
dopisywał, podszedł do Uzumakiego i bezceremonialnie popchnął go w stronę
Sasuke. Ten zatoczył się, jednak nie miał zamiaru dać traktować się jak jakieś
popychadło, zaparł się więc i nie ruszył z miejsca. Inuzuka i reszta tylko
westchnęli głośno.
— Nie
utrudniaj, Naruto. — Shikamaru złożył dłonie i wykonał technikę, czym
zaprowadził zdezorientowanego blondyna wprost na kolana Sasuke. — Chcemy wam
tylko pomóc, jasne? — dodał, widząc, że twarz kolegi zrobiła się czerwona.
— Młocie —
syknął Sasuke, również skonsternowany całą tą sytuacją. — Nie kręć się, idioto!
— odezwał się tuż przy jego uchu, a Naruto w lot zrozumiał, o co mu chodzi i
pokrył się jeszcze większym rumieńcem. Uchiha szarpnął się mocno, próbując
pozbyć się z siebie ciężaru ciała Naruto. Bezskutecznie. Technika Nary,
naprawdę krępowała ruchy i mimo ogromnych starań, brunet nie mógł nic zrobić.
— No to
teraz słuchajcie. — Sakura stanęła na wprost nich, a reszta grupy powoli
zaczęła się wycofywać w kierunku drzwi. Obaj to zauważyli, wymieniając
spojrzenia. Haruno przekrzywiła głowę i zamyśliła się na chwilę. — O czym to ja
miałam? — Definitywnie próbowała grać na czas, dając innym szansę na ucieczkę.
— Ach, tak, już wiem. No to, moi drodzy, macie teraz wspaniałą chwilę sam na
sam i radzę wam jej nie zmarnować. Jeśli po tym, co teraz zorganizowaliśmy, nie
zrozumiecie w końcu, że jesteście dla siebie stworzeni, to osobiście wbiję wam
to do głów, rozumiemy się? — Uśmiechnęła się w ich stronę, a oni zamarli po
tych słowach. — Mam nadzieję, że będziecie tworzyli udany i szczęśliwy związek,
bo już patrzeć nie możemy na to, jak się męczycie, ciągle krążąc koło siebie.
Jeden kocha drugiego i odwrotnie, więc najwyższy czas, żebyście w końcu się do
tego przyznali i skończyli z wiecznymi kłótniami i walkami. Nic innego na was
nie działało, ciągle unikaliście bezpośredniej rozmowy o waszych uczuciach, to
teraz my dajemy wam szansę na konfrontację. I nie ważcie mi się stąd wychodzić,
dopóki nie zrozumiecie kilku rzeczy, jasne? — Skończyła i bez słowa pożegnania
wyszła, a za nią Shikamaru, który dezaktywował technikę.
— Czy ja
słyszałem, to co właśnie słyszałem? — spytał Naruto nieprzytomnie.
— Taa… —
Uchiha objął go w pasie i oparł głowę na jego ramieniu, jako że Naruto nie
kwapił się, by zejść mu z kolan. — Mówiłem ci, że to idioci, nie?
— Owszem,
mówiłeś. Ale czekaj, czekaj, jak to szło? „Nie możemy już patrzeć jak się
męczycie…”. Czy oni chcieli nas wyswatać?
—
Prawdopodobnie.
— Spóźnili
się.
— Wiem. A
teraz spadaj, ciężki jesteś. — Zepchnął go, bo Uzumaki nadal nie chciał się
ruszyć.
— To co?
Idziemy do sypialni, czy robimy rozwałkę? — odezwał się Naruto, gdy stanął już
na własnych nogach.
— Pfff...
Sypialnia. — Zbliżył się, dociskając go do blatu. — Na stole kuchennym jeszcze
tego nie robiliśmy…
BRAWO!!! Super pomysł, wykonanie wspaniałe... Cud, miód i orzeszki...
OdpowiedzUsuńNo nie przesadzajmy z tym cudem... ;)
UsuńDzięki za komcia, pozdrawiam :D
Podobało mi się, chociaż czuję lekki niedosyt. Sama nie wiem czego. Ale znając mnie chodzi o końcówkę, Bez obaw, ciekawie się skończyła, ale brakowało mi szoku Sakury i innych, gdyby Ci dowiedzieli się prawdy.
OdpowiedzUsuńNo, ale może wtedy nie miałoby tej magi to wszystko. No dobra.
Przeczytałam dzisiaj wszystkie Twoje miniaturki, cholernie mi się podobały. Gratuluję talentu :D
Pozdrawiam, Riso!
Nie jesteś jedyną, która czuje niedosyt przez tego fika. Owszem, miała być końcówka z odpowiednią reakcją znajomych, jednak moje plany nieco się zmieniły i TUTAJ jej nie ma. Będzie. Albo napiszę sequel, albo po prostu końcówka będzie krążyć wśród samych zainteresowanych ;) Nas razie sama nie wiem jak to rozegrać, ale coś zrobić muszę, bo czuję gorący oddech śmierci na karku jeśli nie zrobię czegokolwiek. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze jakie zostawiłaś i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej ;).
UsuńPozdrawiam serdecznie
"[...] końcówka [...] będzie. Albo napiszę sequel, albo po prostu końcówka będzie krążyć wśród samych zainteresowanych ;)"
UsuńYOU MADE MY DAY.
(komentarz będzie kiedyś, jak już ochłonę po NaNoWriMo i zanim zarzucisz mi niepisanie fików zajrzyj na pocztę :* )
Lof!!!!! <3 <3
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdobry tekst, przyjaciele chcieli ze swatać Sasuke i Naruto, a ci robili wszystko aby tamci nie zorientowali się co ich łączy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia